Od środy na zwycięzcę drugiego półfinału czekali już piłkarze japońskiej Kashimy Antlers, którzy wyeliminowali triumfatora Copa Libertadores - Atletico Nacional. Królewskim od początku gra w ataku nie za bardzo się kleiła, a z rytmu wybijali ich agresywnie grający rywale. Owszem mieli optyczną przewagę i dłużej utrzymywali się przy piłce, ale nie byli w stanie zagrozić bramce Meksykanów. Pierwszy sygnał ostrzegawczy wysłał Realowi Silvio Romero, który posłał bardzo mocne, ale chybione uderzenie tuż zza pola karnego.
Wraz z upływem czasu piłkarze Zinedine'a Zidane'a wypracowali sobie kilka niezłych sytuacji. Jedną z nich miał Cristiano Ronaldo, który po dośrodkowaniu Lucasa Vazqueza wyskoczył najwyżej, ale futbolówka trafiła w słupek. CR 7 szczęścia próbował też z rzutów wolnych, jednak z reguły trafiał w mur. Królewscy w końcu zdołali przełamać defensywę Club America. W doliczonym czasie pierwszej połowy prostopadłe podanie Toniego Kroosa na bramkę zamienił Karim Benzema.
Po przerwie Ronaldo też miał apetyt na gole, ale w dalszym ciągu brakowało mu precyzji. W 61. minucie otrzymał świetne podanie od Vazqueza, ale huknął prosto w bramkarza. Chwilę później główkował z piątego metra, jednak w złym kierunku, a próba z przewrotki Luki Modricia okazała się minimalnie niecelna. Zidane w drugiej połowie do boju posłał jeszcze i Jamesa Rodrigueza, i Alvaro Moratę. Ten drugi w końcówce mógł podwyższyć prowadzenie Realu, ale piłka po jego strzale o centymetry minęła bramkę Meksykanów. CR7 do siatki trafił dopiero tuż przed ostatnim gwizdkiem prowadzącego zawody arbitra Caceresa. Paragwajski sędzia po golu poprosił o wideo weryfikację, ale nieco się pogubił. Najpierw po konsultacji anulował bramkę, ale ostatecznie ją uznał. Zawodnicy Club America nie okazali się dla ekipy Zidane'a wymagającym przeciwnikiem i dwa stracone gole muszą uznać za najniższy wymiar kary. W niedzielę Królewskich czeka zatem w Japonii jeszcze jeden mecz.