Wcale nie jest źle i, wbrew temu, co niektórzy próbują przeforsować, nie oznacza to, że mamy w sektorze bankowym niewiele do powiedzenia. Prawda, im bogatsze kraje - Niemcy, Wielka Brytania czy Francja - tym narodowe kapitały są wyższe. Jednak trudno porównywać się do tych państw, a na tle innych w Unii Europejskiej, wynik na poziomie 60 procent aktywów kontrolowanych przez zagranicznych właścicieli, nie stawia nas na straconej pozycji. W dziesięciu, na przykład w Chorwacji i na Litwie, obce banki mają w swoich rękach dużo więcej.
Narodowy kapitał to u nas PKO BP, Getin Noble Bank czy instytucje z grupy BPS. Co zmieni na rynku „repolonizacja”, która już trwa, bo np. PZU przejęło kontrolę nad Aliorem, a jeszcze wcześniej PKO BP kupił Nordeę.
Politycy chcieliby, aby spółki skarbu państwa przejmowały zagraniczne aktywa w drodze negocjacji. Jest również brane pod uwagę, że najbogatsze z nich będą zakładać własne banki, choć ten wariant nie wydaje się prawdopodobny. Zdecydowanie taniej i łatwiej jest przecież przejąć po prostu. Najbardziej wiarygodna wersja mówi o stopniowym zwiększaniu polskiego udziału w sektorze bankowym, najpierw do 45, później 50 procent za trzy lata. Oznacza, że na rynku może dojść do konsolidacji.
Bankowe fuzje nie kojarzą się dobrze. Część pracowników idzie wtedy na bruk, co już przerabialiśmy w BZ WBK czy BGŻ. Również klienci są na początku zdezorientowani i nie zawsze zadowoleni ze zmian, które zostały im narzucone.
Zawsze tak jest w przypadku konsolidacji. Nie sądzę, że teraz może być inaczej. I przypomnę, że banki dają aż 150 tysięcy miejsc pracy! Czy wszyscy utrzymają etaty? Wątpię.
Co, jeśli polskie spółki stwierdzą, że nie opłaca im się inwestować w zagraniczny kapitał? Wśród obcych banków są przecież i takie, które chowają „trupy w szafie”. Na sprzedaż wystawiono udziały w BPH oraz Raiffeisen Polbanku. Czy, wziąwszy pod uwagę, że mają w portfelach rekordowo dużo kredytów frankowych, warto ryzykować? Czy na taki niepewny zakup może zdecydować się choćby jeden z najbogatszych Polaków, Leszek Czarnecki, właściciel Getina?
Obecnie absolutnie nie ma klimatu na takie transakcje, znaczy przejęcia banków razem z ryzykownymi klientami. Bo trzeba mieć świadomość, że największe koszty poniosą właśnie kupujący.
Rykoszetem dostaną ci, którzy najmniej się tego spodziewają - ich klienci. Zapłacą więcej za produkty i usługi.
Branża bankowa jest łakomym kąskiem - jej roczne zyski od kilku lat sięgają aż 15-16 mld zł. Politycy alarmują jednak, że część pieniędzy jest wyprowadzana z Polski do zagranicznych spółek-matek. Nasz budżet na tym traci.
Nie ma oficjalnych danych, ile zysków wypływa poza kraj, ale na pewno ogromny kapitał tutaj zostaje. Banki zapłaciły w zeszłym roku ok. 4 mld zł samego podatku dochodowego. Dla porównania, w przypadku choćby polskich SKOK-ów to było ponad 80 milionów.
Kasy to nie banki i skala ich działalności jest dużo mniejsza. Jednak celowo o nich wspominam, żeby pokazać różnicę, o jakich my w ogóle pieniądzach mówimy w przypadku banków, gdyby chciały się stąd wycofać.
Niektórzy zwolennicy „repolonizacji” nie uwzględniają pozytywnych stron istnienia zagranicznych banków.
Ten temat pojawił się przy okazji, gdy spadła w nich akcja kredytowa. Jednak czy miała ona związek z pochodzeniem kapitału? Niekoniecznie, wpłynęły na nią sytuacja gospodarcza, spadek PKB (dochód państwa - red.) i wzrost liczby kredytów zagrożonych tym, że nie zostaną spłacone.
