Roch Poliszczuk
Roch Poliszczuk
Ma 32 lata. Ukończył III LO w Grudziądzu. Wygrał ogólnopolski konkurs "Spotkania zamkowe" w Olsztynie, ukończył Szkołę Wokalno-Aktorską w Poznaniu. Aranżował muzykę do kręconego w Grudziądzu filmu "Tatarak" Andrzeja Wajdy. Pracuje w Sony Music Publishing (decyduje o muzyce trafiającej do filmów i reklam). Śpiewa i tworzy już 10 lat. Komponuje też m.in. dla Krzysztofa Krawczyka, Moniki Brodki czy kabaretu Noenówka. Oprawił swoją muzyką spektakl TV "Przyjęcie" z Agnieszką Warchulską i Marią Pakulnis.
- Zacząłeś śpiewać w Grudziądzu, ale wcale tu nie występujesz! Mieszkasz i tworzysz w Warszawie.
- Ale mam wciąż w Grudziądzu wierną grupę przyjaciół, do których co pewien czas wracam. Dotychczas nikt mnie do Grudziądza na koncerty nie zapraszał, ale może nastąpi przełom, bo jutro wystąpię z zespołem w nowym klubie "Bodega" w Grudziądzu.
- Żeby cię posłuchać, twoi grudziądzcy fani kiedyś zrobili eskapadę autobusem do stolicy.
- I sprawili mi dużą radość.
- Mówi się o tobie - "melanżowiec". Sądziłam, że to z powodu muzyki, jaką preferujesz czyli mieszanki stylów. W twoich utworach jest funky, jazz, hip-hop z domieszką rocka. Zdaje się jednak, że rzecz w trybie życia.
- Nie zaprzeczę.
- Ostro imprezujesz. Zatracasz się w emocjach, także na koncertach, gdzie dajesz z siebie nie sto, a dwieście procent.
- To pozytywna energia, raczej nie smucimy publiczności.
- Podobno kiedyś w warszawskim klubie "Tam-tam", podczas twojego koncertu rozleciały się dwa stoliki. Właściciel nie robił problemu, bo impreza się znakomicie udała.
- Nasze występy są dynamiczne, a wszyscy świetnie się bawią. Czasem bardzo żywiołowo.
- Gdzie szukasz inspiracji?
- Obserwuję świat a potem śpiewam, trochę z przymrużeniem oka - o zabawie, miłości, ludzkich słabościach, seksie... Żyję kolorowo. Mam swój plan.
- Wydajesz płytę "10 lat". W jakiej wytwórni?
- Produkuję ją poza Polską. W Wiedniu, w Sony DADC.
- Nie mogłeś jej wydać w Polsce?
- Niestety nie. A właśnie walczę o polskie płyty, z polską muzyką, których ludzie kupują tak mało! Zalewa nas komercja z zagranicy. Chcę pokazać swoją muzyką, ale polski show biznes jest hermetycznie zamknięty dla rodzimych, nowych twórców, z pewnymi wyjątkami. Wybór pozostawiam ludziom którzy mogą o tym podyskutować na moim nowo tworzonym portalu www.muzycznywykop.pl
- Przed laty w Grudziądzu śpiewałeś poezję z grupą "Bez próby", prowadzoną przez twojego ojca. Tym słowom jesteś wierny, bo przed koncertem ponoć nie robicie prób?
- Znamy się z muzykami tak doskonale, że rzucam hasło, co gramy i natychmiast wszyscy wiedzą, o co chodzi. Grają ze mną muzycy ze ścisłej, polskiej czołówki. Inaczej by się to nie udało. Już po pierwszym wspólnym występie, uznaliśmy, że warto to kontynuować.
- Już nie grasz na gitarze?
- Gram na niej, kiedy komponuję utwory. A na scenie... może bym ją połamał? Moje śpiewanie jest zbyt niebezpieczne dla wszelkich przedmiotów trzymanych w rękach. Muszę mieć przestrzeń i swobodę.
- Radzisz sobie z ruchem scenicznym. Kiedy otrzymałeś dyplom Szkoły Wokalno-Aktorskiej w Poznaniu, występowałeś w musicalach.
- Nawet wcześniej, jeszcze w trakcie nauki w poznańskiej szkole. Ostatni rok byłem na zajęciach może kilka dni. Przez trzy lata grałem w musicalach w Radomiu, Szczecinie i Warszawie. Uczyłem się pod okiem takich choreografów jak Phill la Duca - choreograf słynnej sekwencji tanecznej z filmu "Pulp Fiction" oraz Barry Solone, choreograf Diany Ross i Madonny. Jednak jestem indywidualistą. W masie ludzi na scenie nie czuję się najlepiej.
- Twoja najbardziej znana piosenka to "Mam plan". Słyszałam też, że popularny jest "Dzieciak", choć jeszcze nie trafił do medialnego obiegu. Dlaczego sam zacząłeś pisać także teksty?
- Bo nie mogłem znaleźć w istniejących tekstach tego, o czym chcę śpiewać.
Koncert Rocha Poliszczuka w niedzielę 15 marca w grudziądzkim klubie "Bodega" zacznie się o 19.30.