Rodzice mieszkali z synkiem w "domku" przerobionym z dawnej latryny w okolicach ul. Grudziądzkiej w Toruniu. - Gdy zrobiło się chłodno, późną jesienią zainterweniowali w tej rodzinie pracownicy socjalni. Dwumiesięczny, zziębnięty chłopiec trafił do nas - wspomina Grażyna Brzezińska, dyrektorka Domu Dziecka nr 2 w Toruniu.
Im zimniej, tym tłoczniej robi się w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. - Przemoc, alkohol i brak opieki nad dzieckiem może skutkować tym, że dziecko trafi do placówki opiekuńczo-wychowawczej - mówi mł. asp. Przemysław Słomski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Przeczytaj również: Kikół. Mieszka w urągających warunkach - bez wody i prądu. Co będzie zimą?
Nie tylko z takich powodów małoletni są umieszczani w domach dziecka. - Do nas codziennie trafia przeważnie jedno dziecko, ponieważ w jego domu rodzinnym panują tragiczne warunki: nie ma ogrzewania, bieżącej wody, prądu - wymienia Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych.
Ostatnio zawitał tu 7-letni Łukasz. Został zabrany z domu, w którym było zimno, biednie, chłodno. Bezrobotni od lat rodzice utrzymują się z tego, co przekaże opieka społeczna. Często jednak nie kupują tego, co powinni. Gdy dostali pieniądze na węgiel, nakupowali wódki. Socjalni zorganizowali im węgiel, oni go sprzedali, a gotówkę wydali na picie.
Takie przypadki nie są odosobnione. Efekt: późną jesienią domy dziecka w naszym regionie...
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
- Obecnie przebywa u nas 48 niepełnoletnich. Na 10 miejsc przeznaczonych dla dzieci z interwencji, wszystkie są zajęte - informuje Wojciech Deskiewicz, dyrektor Domu Dziecka nr 1 przy ul. Żytniej we Włocławku. - Ostatnio trafili do nas dwaj chłopcy.
Tłoczno jest już w obu bydgoskich domach dziecka - przy ul. Stolarskiej i Traugutta. - Mamy 60 miejsc, w tym jedno wolne - dodaje Jankowski. - Tylko od początku listopada przybyło nam sześcioro wychowanków.
Trochę luźniej jest Toruniu, w placówce przy ul. Dominirskiego. Przebywa tam teraz 19 maluchów. - Można spodziewać się, że kolejne dołączą - zaznacza Brzezińska.
Prowadzący placówki opiekuńczo-wychowawcze w województwie przyznają, że w siarczyste mrozy spodziewają się jeszcze większej liczby malców.
Dyrekcje nie powinny przyjąć więcej niż 30 dzieci - tak stanowią przepisy.
Może zabraknąć miejsc? - Przepisy respektujemy, ale przecież jesteśmy ludźmi. Jeżeli przywiozą nam dziecko, nie odeślemy go z kwitkiem - zapewniają.
Wiosną część tych dzieci wraca do domów rodzinnych.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »