Rodzina Antona zawsze chciała wrócić do Polski. Niektórym jego krewnym się to udało. Inni musieli pozostać w Kazachstanie.
Sowieci wywieźli przodków w pusty step
- O powrocie do kraju ciągle marzy mój ojciec, siostra. Ja też o tym myślałem - mówi młody lekarz. - Ostatecznie zdecydowałem się przyjechać kiedy po raz pierwszy wybrałem się na polonijne obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja w moim rodzinnym mieście, Karagandzie. Wezbrały we mnie wtedy gorące uczucia. Poczułem dumę z tego, że mam polskie korzenie, że jestem Polakiem.
Anton jest potomkiem naszych rodaków zesłanych do Kazachstanu. - Mojego dziadka wraz z rodziną z Polski wywieźli Sowieci. W pustym stepie otworzyli drzwi wagonu i kazali wychodzić mówiąc: "żyjcie sobie jak chcecie" - opowiada Anton. - Nie mieli innego wyjścia jak tylko wykopać ziemianki. Pierwsza zima była dla nich najcięższa.
Dziadek Antona w 1946 roku poznał jego babcię, również Polkę przesiedloną z Ukrainy do Kazachstanu.
Jak to się stało, że Fidikowie przyjechali do Polski?
- W ubiegłym roku złożyliśmy dokumenty w polskim konsulacie w Kazachstanie i zaczęliśmy się starać o wyjazd do Polski - mówi lekarz pediatra i endoskopista.
Wiktor nie potrzebował dokumentów
- Pół roku temu dostaliśmy odpowiedź, bo do konsula zadzwonił burmistrz Łasina, który szukał lekarzy chcących osiedlić się w Polsce. Dostałem wizę i paszport repatrianta. Olessya jest Rosjanką, ale też otrzymała pozwolenie na przyjazd bo jest żoną repatrianta. A Ewa jest naszą córką i też mogła przyjechać.
Jedynie Wiktor - synek Fidików - nie potrzebował żadnych dokumentów. Bo do Polski przyjechał... w brzuszku mamy.
- Wiktor urodził się w Grudziądzu - mówi Olessya. - Bardzo chciałam, żeby na świat przyszedł w polskim szpitalu.
Rodzina lekarzy z Kazachstanu podróżowała pociągiem cztery dni. Przez Kijów, Lublin i Warszawę. Dojechali do Iławy gdzie przywitał ich i odebrał Mariusz Topolewski, dyrektor szpitala w Łasinie.
Jakie były pierwsze wrażenia po przyjeździe do Polski?
- Wszystko jest tutaj inne. Sklepy, ludzie, napisy i kolej. Najbardziej spodobało nam się to, że w Polsce jest zielono. W Kazachstanie są same stepy. Drzewa rosną właściwie tylko w miastach. Tutaj wszędzie dookoła jest ich pełno - mówią Anton i Olessya.
Są też "minusy" życia w Polsce.
- Brakuje nam różnych rodzajów herbaty, która w Kazachstanie jest bardzo popularna. To jedyna "niedogodność". No i jeszcze w telewizji za szybko mówią! Nie można zrozumieć - śmieją się lekarze. - Więcej wad nie dostrzegliśmy. Może później zauważymy.
Kazachstan się rozwija
Rodzina nie może też powiedzieć złego słowa o swojej dawnej ojczyźnie. - Panuje przekonanie, że ten kraj jest ciągle biedny. To nie do końca prawda - mówi Anton. - Kazachstan w ostatnich latach bardzo się rozwinął. Ludzie może nie są bogaci, ale pieniędzy wystarcza im na życie. My mieliśmy tam pracę, samochód, otrzymaliśmy dobre wykształcenie. A jednak przyjechaliśmy do Polski. Nie dla pieniędzy, czy rozwoju. Po prostu chcieliśmy.
Fidikowie mieszkają na razie w wynajmowanym mieszkaniu w Łasinie. - Jestem z żoną szczęśliwy, że poznaliśmy tych ludzi. Są bardzo serdeczni - mówi Marian Płaczek, właściciel mieszkania, który zaprzyjaźnił się z rodziną.
Lekarze nie od razu rozpoczną pracę w swoim zawodzie. Zgodnie z wymogami prawnymi najpierw muszą odbyć praktykę w Akademii Medycznej w Bydgoszczy.
Potrzebnych jest więcej lekarzy z zagranicy
Kilka lat temu w Nicwałdzie, w sąsiedniej gminie Gruta, zlikwidowano ośrodek zdrowia.
- Jednym z głównych powodów był brak lekarzy. Przyznam się, że wówczas nie zastanawialiśmy się nad ściągnięciem medyków z zagranicy - mówi Stanisław Tarkowski, wójt gminy Gruta.
A szkoda...
Dziękują za pomoc, tym, którzy otoczyli ich opieką
Anton, Olessya, Ewa i Wiktor dziękują wszystkim, którzy pomagają im w Polsce. Sąsiadom, mieszkańcom Łasina, burmistrzowi. A szczególnie dyrektorowi szpitala Mariuszowi Topolewskiemu oraz Marianowi Płaczkowi i jego żonie. - Bez nich nie dalibyśmy rady - mówi Anton.