Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny dom dziecka? Po tragediach dobre chęci i doświadczenie to za mało

Jolanta Zielazna [email protected]
Jacek Błaszczyk to chyba taki charakter, że jak sobie coś założy, to musi się udać.
Jacek Błaszczyk to chyba taki charakter, że jak sobie coś założy, to musi się udać.
Jacek Błaszczyk sądził, że jeśli prawie 30 lat pracował z dziećmi jako wychowawca, to założenie rodzinnego domu dziecka pójdzie jak z płatka. Ale nie został przyjęty z otwartymi ramionami.

- Nie zakładał, że się nie uda - mówi o mężu Marzena Błaszczyk. Dlatego w mężczyźnie tyle teraz żalu i goryczy.

Słychać to przez telefon, gdy ciurkiem, na jednym wydechu, chaotycznie opowiada historię swoich kilkumiesięcznych starań o założenie rodzinnego domu dziecka. Czuje się ignorowany, nikt mu wprost nie odmówił, ale wyczuwa jakąś nieufność wobec siebie. Myślał, że wszystko pójdzie szybko i sprawnie.

Później, gdy się spotykamy, z dokumentami, po kolei pokazuje swoje starania. Rozgoryczenia się nie pozbył. Wie, że główną rolę grają finanse, ale...

Bardzo często powtarza: - Rozumiem sytuację i nie rozumiem.

Rozumie, że pieniędzy brakuje. Mimo to zastanawia się: - Przecież wszyscy chętni nie będą chyba czekali latami, aż się budżet wyklaruje?

Nie rozumie, że nikt mu konkretnie nie powiedział, że nie jest zainteresowany ofertą.

***

Jacek Błaszczyk (55 lat, wysoki, barczysty) mieszkaniec Wąbrzeźna, a wcześniej Torunia, prawie 30 lat pracował w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Jako nauczyciel, opiekun, wychowawca dzieci i młodzieży. Najpierw było to Głuchowo koło Chełmży, później Chełmża (powiat toruński). Był też nauczycielem rewalidatorem w zespole szkół w Toruniu. Studia magisterskie zrobił z pedagogiki rewalidacyjnej.

Już w 2012 roku zaczęły krążyć pogłoski, że placówka w Chełmży zostanie zlikwidowana. Pracownicy liczyli się z utratą pracy. I faktycznie, jesienią 2012 r. radni powiatu toruńskiego zdecydowali o jej zamknięciu. Likwidacja trwała do lipca 2013. Błaszczyk nie musiał się martwić. Przeszedł na wcześniejszą emeryturę.

Ale nie wyobraża sobie bezczynności. Jeszcze pracując wymyślił, że poprowadzi rodzinny dom dziecka. - Tyle się mówi o poszukiwaniu rodziców dla dzieci z likwidowanych placówek, ale to wszystko hipokryzja - nie kryje żalu.

- Mąż tak długo pracował w tym zawodzie, że nie wyobraża sobie innej pracy - mówi Marzena Błaszczyk. Entuzjastką pomysłu długo nie była. Zgodziła się, bo i tak przebywa głównie w Chełmży. Tam pracuje i opiekuje się wiekową babcią. Dzieci też w domu już nie ma. Uczą się poza Wąbrzeźnem.

To znaczy, że Jacek Błaszczyk rodzinny dom dziecka chce prowadzić nie z żona, a z osobą wspomagającą. Znalazł taką.

Blisko 100-metrowe mieszkanie w Wąbrzeźnie ma pięć pokoi, dwie łazienki. Tu biurka, tu szafki, tu łóżka. - Oczywiście, jak będą dzieci wstawię, co jeszcze potrzeba - deklaruje pan Jacek, pokazując kolejne pokoje.

Mieszkanie ożywa w weekendy, gdy przyjeżdża żona i dzieci.

Trzy lata temu, podczas pamiętnej powodzi, gościł tu na wakacjach rodzinę z Wilkowa. Zorganizował zbiórkę i pomoc dla powodzian.

***

Ze swoim pomysłem wychowawca zwrócił się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wąbrzeźnie już w listopadzie 2012 r. Po trzech miesiącach pracownicy przyszli na miejsce, sprawdzić, co i jak. - Zaproponowali mi prowadzenie rodziny zastępczej z perspektywą rodzinnego domu dziecka w przyszłości. Wiadomo, każdy liczy się z finansami - opowiada. Na rodzinę się nie zgodził. - Może w niej przebywać tylko troje dzieci, a ja chciałem więcej. Poradziłbym sobie z szóstką. Pracowałem z większymi grupami, mam doświadczenie - przekonuje.

Przeczytaj również: Puk, Puk. Przyszliśmy odebrać wam dzieci

Z pomysłem utworzenia RDD zwrócił się więc do PCPR w Toruniu. Bo się nieoficjalnie dowiedział, że podobno szukają kandydatów. No i toruńskiemu PCPR przecież podlegał zlikwidowany ośrodek w Chełmży, w którym mężczyzna pracował. Rozumował więc, że nie jest dla nich osobą nieznaną.

Początkowo odniósł wrażenie, że nawet są mu przychylni. Mówi, że miał wstępną zgodę na utworzenie domu dziecka. Konieczne jednak było ukończenie specjalnego kursu dla osób sprawujących pieczę zastępczą. Tak stanowi ustawa.

Próbował przewalczyć, by go z tego zwolnić, ma przecież tak długie doświadczenie w pracy z dziećmi, pisał nawet do ministerstwa pracy. Nic z tego, nie ma takiej możliwości.

Toruń go na ten kurs kieruje, ale zajęcia długo się nie zaczynają, bo... nie ma chętnych.
"Jestem osobą dyspozycyjną (..) nie boję się wyzwań dotyczących ewentualnych problemów pedagogicznych, psychologicznych, czy zwykłej żmudnej rutynowej pracy z dziećmi" - pisze Jacek Błaszczyk w kolejnym liście do toruńskich urzędników, potem jeszcze w kolejnym.

Kurs zaczął się dopiero w październiku, skończył w listopadzie.

***

Wychowawca sądził, że czas do rozpoczęcia kursu PCPR wykorzysta na sprawdzenie, zasięgnięcie informacji. - Wiedzieli, że jestem chętny, ale ósmy miesiąc mijał na niczym. Widziałem, że nieufnie na mnie patrzą - opowiada Błaszczyk. - Oczekiwałem konkretnych ustaleń. Że mam przyjść z małżonką, z osobą wspierającą, którą znalazłem do pracy razem ze mną. Traciłem cierpliwość. Nie było żadnych rozmów z psychologiem, z pedagogiem, testów.

Dlaczego odbiera to jako niechęć, a nie ostrożność? Głośno było przecież ostatnio o tragediach, które wydarzyły się w rodzinach zastępczych. Jako osoba, której ma być powierzona opieka nad dziećmi, powinien spodziewać się "prześwietlenia" ze wszystkich stron. Ostrożność jest jak najbardziej wskazana.

- Pani nazywa to ostrożnością, a ja nieufnością. Już po kursie, gdy dostarczyłem świadectwo, dalej nie było konkretów, tylko "A dlaczego?" "A po co?" Znają przecież moją byłą panią dyrektor, kolegów, z którymi pracowałem w Chełmży. Mogli się wszystkiego dowiedzieć.

***

Maile z propozycją utworzenia RDD Jacek Błaszczyk rozsyła do pobliskich powiatów. Do Golubia-Dobrzynia, Grudziądza, Brodnicy, w końcu nawet do Kwidzyna i Ostródy w sąsiednim województwie. - Od nas do nich jest bliżej niż do Bydgoszczy - zauważa. Jedni milczą, inni dziękują i odmawiają, bo nie potrzebują. - W Kwidzynie problemem była odległość. Tylko Ostróda szczerze była zainteresowana. Dyrektor mi powiedział, bym z tym mieszkaniem do nich się przeprowadził.

Pod koniec grudnia Błaszczyk ponownie napisał do PCPR w Wąbrzeźnie. Tym razem z propozycją utworzenia rodziny zastępczej. Tak, jak powiat proponował kilka miesięcy temu. - Przecież wąbrzeskie dzieci są w placówkach poza powiatem i trzeba tam za nie płacić - zauważa. Z braku pieniędzy w budżecie na 2014 rok sprawa była już nieaktualna.

***

Justyna Przybyłowska, kierowniczka PCPR w Wąbrzeźnie sprawę Jacka Błaszczyka widzi nieco inaczej. Przypomina, że pracownicy u niego byli i zaproponowali utworzenie rodziny zastępczej. Wtedy odmówił. - Pan Błaszczyk później mówił, że sprawa nie jest pilna, bo prowadzi rozmowy z innymi powiatami - wyjaśnia. - A gdy ponownie złożył wniosek pod koniec grudnia, było już wiadomo, że budżet na 2014 rok nie przewiduje utworzenia takiej placówki.

Nie podjęli rozmów, nie wszczęli procedury kwalifikacyjnej, czyli rozmów z pedagogiem, psychologiem, by nie robić panu Błaszczykowi zbędnych nadziei.

***

- Mam szacunek dla pana Błaszczyka, przepracował tyle lat z młodzieżą, ale ja muszę mieć na względzie dobro dzieci i postanowienia ustawy. Żeby nie popełnić błędów tragicznych w skutkach dla dzieci - mówi Jolanta Zielińska, dyrektor PCPR powiatu toruńskiego.

Postanowienia ustawy to właśnie ów kurs, który kandydat ukończył dopiero w listopadzie. No i ta sytuacja z żoną. Ona gdzie indziej, on gdzie indziej. - Mówiliśmy, że może najpierw rodzina zastępcza? - wyjaśnia Jolanta Zielińska. - Żeby się przekonać, jak sobie kandydat radzi. To, że ktoś pracował w placówce, nie oznacza, że nadaje się do prowadzenia RDD.

Trzeba brać też pod uwagę, że utworzenie placówki w innym powiecie wymaga porozumienia dwóch starostów. A tak w ogóle, to sprawa jest nieaktualna. - 27 listopada, kilka dni po dostarczeniu nam świadectwa ukończenia kursu, pan Błaszczyk mailem poprosił o zwrot wszystkich dokumentów, bo rezygnuje z dalszych starań - mówi Zielińska. - To odesłaliśmy.

- Wiele razy podkreślałem, że jestem gotowy, mieszkanie czeka na dzieci. Byłem bardzo zaangażowany, kurs zrobiłem za własne pieniądze. A ciągle wyczuwałem wahanie. Żadnych gestów zachęcających, wsparcia. Nikt nawet nie próbował mnie zatrzymać.

Jest rozczarowany, zawiedziony, zniechęcony. Każda ze stron inaczej interpretuje zachowania drugiej. Instytucje są ostrożne, dmuchają na zimne. Błaszczyk odbiera to jako nieufność, podejrzliwość. Nieuzasadnioną. - Nie jestem karany, mam wiele osiągnięć. Byłem opiekunem prawnym kilkorga dzieci, a z koleżanką - także chrzestnymi dla innych, utrzymuję kontakty z byłymi wychowankami - wylicza. - Gdyby placówka w Chełmży dalej działała, pewnie bym tam pracował i nie myślał o tworzeniu RDD.

***

Małgorzata Marszałkowska kierowała placówką opiekuńczo-wychowawczą w Chełmży wiele lat. Gdyby miała Błaszczykowi wystawić opinie, to napisałaby: - Pracowity, rzetelny, sumienny, koleżeński, bardzo lubiany przez dzieci, oddany pracy, dyspozycyjny - wylicza bez zastanowienia. - Gdybym miała możliwość, na pewno bym go tu zatrudnia.

"Tu", czyli w środowiskowym domu dziennego pobytu, który powstał w miejsce zlikwidowanej placówki opiekuńczej. O byłym podwładnym nie mówi inaczej, jak w samych superlatywach. - Kocha dzieci, oddaje im całe serce. Jeśli są chętni, by tworzyć rodzinny dom dziecka, to dla takich ludzi nie powinno brakować pieniędzy.

- Ja go studziłam - mówi żona. - Ale on nie zakładał, że się nie uda.

To chyba taki charakter, który jak sobie coś założy, to musi się udać. Porażek nie kalkuluje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska