Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rogalska: - Niech sobie o mnie piszą

Rozmawiał Andrzej Bartniak
Rogalska prowadziła w Świeciu Dzień Papiernika
Rogalska prowadziła w Świeciu Dzień Papiernika Andrzej Bartniak
Rozmowa z Marzeną Rogalską, popularną dziennikarką.

- Celebryta. Jakie skojarzenia przywodzi to słowo?
- Nie lubię tego słowa. Mam nadzieję, że rzadko jest ono do mnie kierowane. Jestem przede wszystkim dziennikarką i wykonuję robotę dziennikarską. Chociaż faktem jest, że program "Kocham Cię Polsko" przysporzył mi sporej popularności i pewnie dlatego ktoś chce mnie dołączyć do tego grona. Byłam kiedyś na takim spotkaniu w jednej z warszawskich szkół i jakieś dziecko zapytało czy bardziej czuję się dziennikarką, czy celebrytką? Zdecydowanie tym pierwszym.

- Jednak od pewnego czasu korzysta pani z popularności.
- Nie bywam często na celebryckich imprezach. Kompletnie się z tym światkiem nie utożsamiam. Jeśli ktoś mnie tak postrzega, to tylko i wyłącznie za sprawą programu "Kocham Cię Polsko", który ma świetne wyniki oglądalności.

- Zdarza się pani czytać o sobie na portalach plotkarskich?
- Nie. Nie czytam żadnych portali plotkarskich. Nienawidzę plotek i dlatego nie zaglądam do żadnych kolorowych gazet. Denerwuje mnie jak mówią moi koledzy z branży, że wszyscy to czytają. Nie. Otóż ja tego nie czytam. Czasami, uprzejmie, ktoś znajomy donosi mi, że jest o mnie wzmianka, ale piszą rzadko, bo nie chadzam na te wszystkie imprezki. Nie mam czasu. Zachrzaniam ostro, pracuję w Radiu Złote Przeboje, mam dwa razy w tygodniu program. To wymagam wysiłku. Gdybym chciała być fotografowana, by oglądać się w kolorowych gazetach, to nie wiem kiedy bym wykonywała swoją pracę i nie wiem kiedy bym bywała w domu.

- Nie interesuje pani, co o niej piszą, ale pewnie zdarzyło się spotkać z jakąś nieprzychylną opinią.
- Tylko raz. Natknęłam się na tekst, jaka straszna ta Rogalska, że zupełnie nie nadaje się do programu. Pomyślałam sobie wtedy, co za jad, co za złośliwość! Podzieliłam się tym z moją koleżanką, która powiedziała: "Proszę, nie czytaj tego. To jest jakaś banda anonimowych frustratów. Tego się nie czyta!" To było lata, lata temu, jak prowadziłam "Miasto kobiet". Od tamtej pory obiecałam sobie, że nigdy więcej. Ani tych dobrych komentarzy, ani złych. Jestem poza tym.

- Wspominała pani o "Mieście kobiet". Dlaczego pożegnała się pani z Pauliną Młynarską?
- Po pierwsze, nie pracowała tam tylko z Młynarską. Najdłużej współpracowałam z Anią Maruszeczko. Z Pauliną prowadziłam tylko rok. Po prostu, rozstałam się z "Miastem kobiet". Po czterech latach poczułam, że chcę robić coś nowego.

- A więc nie był to konflikt z Młynarską, jak niektórzy podejrzewali?
- Generalnie, nie. Paulina wyszła z pomysłem, że chce robić coś osobno. Różne były zawirowania. Byłam najdłużej prowadzącą ten program i to w parze z Anią Maruszeczko, która była dla mnie najlepszą, wymarzoną partnerką. Myślenie to samo, ten sam sposób traktowania gości.

- A może lepiej, gdy prowadzący prezentują różne sposoby myślenia. Taki przeciwstawny układ wydaje się ciekawszy z punktu widzenia widza.
- To uproszczone myślenie. Anka podobała mi się za to, że człowiek przychodzący do programu czuł się ważny.

- Nie irytuje pani to, że coraz powszechniejszym zjawiskiem staje się to, że bohaterami nie są goście zapraszani do studia a prowadzący?
- To nie jest mój styl. Ja się pod tym nie podpisuję. Jeśli mam przed sobą człowieka, który opowiada mi jakąś historię, to on jest dla mnie najważniejszy. Pełnię rolę służebną. Jak oglądam taki program, w którym gwiazdorzy dziennikarz, to natychmiast przełączam na coś innego. Oczywiście, może się tak zdarzyć, że konwencja zakłada iż gwiazdą jest prowadzący, ale wtedy gość powinien być poinformowany: "Stary, przychodzisz tu, ale jesteś miłym dodatkiem". Bo często jest tak, że gospodarz zadaje pytanie i nie czeka na odpowiedź.

- Jest pani osobą niezwykle zapracowaną. Jak pani odpoczywa, co jest lekarstwem Marzeny Rogalskiej na stres?
- Podróże. Podczas wyjazdów wożę tonami książki. Często wyznaczam sobie dwa dni na jedną książkę i wyliczam dokładnie ile tomów biorę. Mam też takie urządzenie do czytania e-książek, żeby tyle nie dźwigać. Jest Kraków gdzie się wyciszam pracując w ogródku. Gotuję też jak szalona. Poza tym namiętnie oglądam amerykańskie seriale

- Na czym była pani ostatnio w kinie?
- Mój ty Boże! Chyba na "Melancholii" Larsa von Triera.

- A na polskie filmy chodzi pani?
- Chodzę. Zdecydowanie tak. Na czym to ja byłam ostatnio? Chyba na "Och, Karol".

- W karierze ma pani epizody aktorskie i muzyczne. Czy to takie niespełnione marzenia?
- Nie mogę powiedzieć, że niespełnione. Występowałam w musicalu "Metro" i trochę się naśpiewałam. Teraz traktuję to jak dodatek, ale kiedyś poważnie myślałam o aktorstwie. Skoro nie wyszło, a zdawałam do szkoły aktorskiej chyba trzy razy, to dałam sobie spokój i zostawiłam to. Jednak, gdy zapraszają mnie reżyserzy, zazwyczaj gram dziennikarkę. Grałam nawet Marzenę Rogalską. Moja koleżanka zażartowała kiedyś: "Kurczę, zaszufladkowali cię". Aktorsko wyżywam się w promosach do "Kocham Cię Polsko", bo one są takie stricte aktorskie.

- Nie przeszkadza to pani, że program jest wyreżyserowany od początku do końca?
- Nie. To ma taką formę i jest śmieszne, ta charakteryzacja filmowa - to nam się strasznie podoba. Proszę zobaczyć, jak Maciek Kurzajewski się świetnie sprawdza! Takich promosów nie ma żaden program. Tu wychodzą te moje tęsknoty i marzenia aktorskie. W jednym z odcinków graliśmy czterech pancernych i byłam Marusią. Spełniłam marzenie dzieciństwa. Która dziewczyna nie chciała być Marusią?

- Podobno jest pani wielką miłośniczką kotów.
- Zawsze miałam psy, ale ostatnio zakochałam się w kotach. Uwielbiam koty i miłością do nich zaraziłam całą rodzinę, przyjaciół i nawet niedawno moja sąsiadka uratowała jakąś dziką kotkę, którą zawiozłam Beacie Sadowskiej. Uważam, że kot jest ideałem piękna.

- A co się z nim dzieje, gdy wyjeżdża pani do Warszawy?
- Jedzie ze mną. To jest śmieszne, bo w Warszawie jest kotem domowym, a w Krakowie ma ogród i tam jest kotem ogrodowym. Potrafi się fajnie przestawić.

- Trudno było przyzwyczaić do życia w Warszawie?
- Brakuje mi Krakowa, dlatego zostawiłam sobie tam dom. W Krakowie ładuję akumulatory, bo życie toczy się wolniej, ale jak tak pomyśleć, od zawsze byłam bardzo zajęta. W Warszawie świetnie się pracuje. Czasem narzekam jak stoję w korku i mówię, że w tym mieście nie da się żyć, ale zaraz potem się łajam, bo nie wolno tak mówić. To miasto daje mi: pracę, spełnia marzenia i dzięki niemu zarabiam pieniądze. Poza tym w stolicy można znaleźć fajnych ludzi i miejsca. Nie jestem zwolennikiem narzekania na Warszawę. Jestem szczęściarą, bo mam oba te miasta.

- Co jest pani największym marzeniem?
- Dom na wyspie, na Balearach.

- Kogo by pani tam ze sobą zabrała?
- Przyjaciół. Bym im gotowała, na pewno bym miała ogródek z ziołami, widok na morze i cały czas byłoby ciepło. Chciałaby tam przeczekiwać te najgorsze miesiące w Polsce.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska