W normalnych okolicznościach Polka świętowałaby je w drugim tygodniu turnieju, podobnie zresztą jak Rafael Nadal (kolejne analogia pomiędzy nią, a królem kortów ziemnych). Ze względu na sytuację pandemiczną we Francji i zapowiadane przez tamtejszy rząd luzowanie obostrzeń wraz z początkiem czerwca skłoniły jednak organizatorów do zmiany terminu i zamiast 23 maja tegoroczny Roland Garros rozpoczął się siedem dni później. "Dwójka z przodu" pojawiła się zatem już na starcie.
Udanym, z perspektywy Świątek, czego nie można było niestety powiedzieć o Hubercie Hurkaczu, który pożegnał się z turniejem już pierwszego dnia, po porażce z z holenderskim kwalifikantem Botikiem Van De Zandschulpem.
Ubiegłoroczna mistrzyni zaczęła za to niemal w identycznym stylu, jak zakończyła kilkanaście dni temu turniej WTA 1000 w Rzymie. Dokładnie tak, jak to zapowiadała na naszych łamach przed turniejem była tenisistka, dziś ekspert transmitującego Roland Garros Eurosportu, Barbara Schett.
Z tą różnica, że o pokonanej w stolicy Włoch Karolinie Pliskovej mówiło się złośliwie, że wygrała w tamtym finale tylko przedmeczowe losowanie (Polka wygrała 6:0, 6:0).
Tym razem rywalka Świątek zdołała wygrać w drugim secie aż pięć gemów. Przy całym dla niej szacunku aż chciałoby się powiedzieć, że pierwsze dwa dostała w prezencie. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że obie tenisistki to poza kortem najlepsze przyjaciółki. Polka wspominała nawet po losowaniu, że trudno jest rywalizować z tak bliską osobą już w pierwszej rundzie.
Dodała jednak, że na korcie sentymentów nie będzie i nie było. Przynajmniej w pierwszym secie, który trwał zaledwie 23 minuty, a zakończył go potężny return Świątek z bekhendu. Nie pierwszy, bo w tej odsłonie meczu Polka dosłownie demolowała Słowenkę. Nie tylko bombami z głębi kortu, bo popisywała się również skrótami, a gdy trzeba było chodziła do siatki. Jeden z punktów zdobyła po wolejowej wymianie, jaką zazwyczaj ogląda się w meczach juniorów. Juvan była bezradna.
Walkę nawiązać udało się Słowence dopiero w drugiej partii. Nie przesądzamy przy jak dużym współudziale Polki, która prowadziła w niej już, z przełamaniem, 3:1. Juvan odrobiła stratę i wyrównała, a potem pokazała że jest znacznie lepsza tenisistką, niż by to sugerowało jej miejsce w rankingu WTA (aktualnie jest w nim 101.). Rozluźniła się, grała coraz lepiej, atakowała. Kapitalny w jej wychowaniu był zwłaszcza gem, w którym wyrównała na 4:4. Polka z kolei zaczęła się mylić.
Przy stanie 5:5 i serwisie Świątek Juvan miała nawet dwa break pointy i zapachniało niespodzianką. Polka zdołała się (jednak ) wybronić, a w kolejnym - bardzo długim - gemie (przegrywała już 0:40) doczekała się piłek meczowych. Wykorzystała czwartą, a po meczu obie tenisistki serdecznie się wyściskały i dłuższą chwilę rozmawiały przy siatce. Słowenka wzięła również udział w krótkiej ceremonii urodzinowej, zorganizowanej dla Polki przez organizatorów.
Bukiet kwiatów wręczyła jej (ze względów bezpieczeństwa za pośrednictwem jednego z chłopców do podawania piłek) była mistrzyni Wimbledonu Marion Bartoli. Francuzka odśpiewała również naszej tenisistce "Happy Birthday" - Całe szczęście, bo na korcie żadnych prezentów od Kai dziś nie dostałam - śmiała się Iga.
W poniedziałek, oprócz Świątek, na korcie zobaczymy również Kamila Majchrzaka, który do turnieju głównego dostał się bez kwalifikacji, dzięki wycofaniu się Szwajcara Stana Wawrinki. Rywalem Polaka będzie Francuz Arthur Cazaux, a mecz zostanie rozegrany jako trzeci na korcie numer 7 (początek gier o godzinie 11.)
Roland Garros na żywo na antenach Eurosportu i w Eurosport Playerze
Iga Świątek i Robert Lewandowski lekarstwem na narodowe kompleksy. "Pokazują, że Polacy mogą dominować także w sportach globalnych"
