- Nadal żyje pan na walizkach? I kursuje między Mediolanem a Wrocławiem?
- Nic się pod tym względem nie zmieniło. Mieszkam w Mediolanie, ale częściej bywam w trasie niż w domu. Rok był bardzo intensywny, bo koncertowałem w Weronie, miałem tournee po Hiszpanii i Francji, we Florencji śpiewałem ze słynnym Federico Maria Sardelli. A z powodu kolizji terminów nie wyszło mi z przyjazdem do Mrągowa i bardzo żałuję. Za dwa tygodnie śpiewam w teatrze "La Fenice" w Wenecji, na przyszły rok mam kolejny kontrakt w La Scali. Przesłuchania były bardzo emocjonujące, bo przygotowałem co innego, a co innego w efekcie kazano mi zaśpiewać. Ale udało się. A w 2012 r. jadę do Filadelfii, będę śpiewał w "Uprowadzeniu z seraju" Mozarta. Czyli sporo się dzieje.
- A co z pomysłami spróbowania czegoś innego?
- Otworzyłem knajpę we Wrocławiu. Zapraszam, nazywa się Loft Cafe i jest tam znakomita włoska kawa. Poza tym świetny barman, dyskoteka, koncerty na żywo, różnorodne muzyczne propozycje. Warto wpaść i zobaczyć.
- A w życiu osobistym? Żona, dzieci?
- Nic o tym nie wiem (śmiech). Ale zdarzają się dziwne telefony, że dzwoni jakaś pani o mówi, wiesz, Krystian, chciałabym ci kogoś przedstawić...(śmiech)
- Chętnie przyjął pan zaproszenie do Chojnic, w których był pan przed rokiem?
- Oj, bardzo mi się miło zrobiło na sercu, jak usłyszałem, że chcecie, żebym znowu u was zaśpiewał. I obiecuję, że przyjadę znowu, jeśli tylko będziecie chcieli mnie widzieć.