Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Tomaszem Lenzem posłem, wojewódzkim liderem PO

Dariusz Knapik
Tomasz Lenz poseł, wojewódzki lider PO
Tomasz Lenz poseł, wojewódzki lider PO Fot. Archiwum
Lenz: - Gdyby tylko można było zbudować stabilną większość opartą o inny układ, zrobiłbym wszystko, by tak się stało.

- Jak się pan czuje na na wieść o prawomocnym wyroku radnego sejmiku Grzegorza Biernackiego, który za wódkę kupował głosy wyborców. Nie wstyd panu, że PO zawarła w sejmiku koalicję z "Samoobroną", która zrzesza takich ludzi?

- Tak, wstydzę się tego! Rzeczywiście, niedobrze się stało, że taka sytuacja miała miejsce...

- To bodaj jedyna w kraju, tak egzotyczna koalicja: PO, PSL, PiS i na dodatek "Samoobrona".

- Wrócę może do historii, gdy w siedzibie toruńskiej "Solidarności" PO i PSL zaczęły rozmowy z PiS o stworzeniu koalicji w sejmiku. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu już na początku druga strona postawiła kategoryczny warunek: bez "Samoobrony" nie będzie ani rozmów, ani koalicji. Przypomnę, że był to rok 2006, gdy w Sejmie działała koalicja PiS, LPR i "Samoobrony"...

- A w tym czasie liderzy PO ciskali na "Samoobronę" gromy, m.in. za brak elementarnych standardów etyczno-moralnych.

- Tak, ale oprócz etyki jest jeszcze matematyka. Przypomnę, że sejmik ma 33 radnych, do uzyskania większości trzeba minimum 17 głosów. Doświadczeni samorządowcy wiedzą jednak, taka większość oparta na 1-2 głosach bywa bardzo krucha. Stąd zdecydowaliśmy się na dużą koalicję, która daje gwarancje stabilności i sprawnego zarządzania województwem.

- A co na to krajowe władze PO?

- W minionym roku rzeczywiście często dyskutowaliśmy, czy jesteśmy w stanie zmienić skład tej koalicji. Nie możemy jednak przeskoczyć istotnej przeszkody: PiS nie chce bowiem, by usunąć z tego układu "Samoobronę". Tak więc, mimo, że to nam bardzo nie pasuje, jesteśmy skazani na tę koalicję.

- Moje źródła mówią jednak, że radni "Samoobrony" ciążą dziś bardziej do PO i PSL niż do PiS. Są nawet gotowi porzucić szyld swojej partii.

- Osobiście rozmawiałem w ub. roku z radnymi "Samoobrony". Sugerowałem, by odcięli się od tej partii i przybrali inny szyld, na przykład samorządowy. "Samoobrona" jest bowiem organizacją skompromitowaną, a na dodatek praktycznie już nie istnieje. Być może tak się stanie już w najbliższym czasie, bo nie kryję, że ta nazwa nas wszystkich w sejmiku bardzo mocno uwiera.

- Kiedy niedawno ważyła się decyzja o zerwaniu koalicji z PiS, "Samoobrona" złożyła wam ofertę. Ceną za dalsze popieranie PO i PSL miał być awans członka zarządu województwa Bartosza Nowackiego na wicemarszałka.

- Rzeczywiście, rozmawialiśmy na temat nowego układu sił w sejmiku, z "Samoobroną", ale już bez PiS. Absolutnie nie mogliśmy się jednak zgodzić na taką koalicję, w której większość zapewniałoby nam jedynie czterech radnych "Samoobrony". Stalibyśmy się wówczas jej zakładnikami. Ale przede wszystkim nasz sojusznik PSL, ustami wojewódzkiego lidera Zbigniewa Sosnowskiego postawił kategoryczne weto.

- Zostawmy może "Samoobronę". Jak się wam współpracuje z PiS, partią, z którą w Sejmie jesteście na wojennej stopie?

- Nie jest to współpraca łatwa, lekka i przyjemna. W minionym roku przyjęliśmy jednak taką zasadę, że sala obrad sejmiku to nie forum dla parlamentarzystów, którzy przenoszą na szczebel samorządu napięcia towarzyszące wielkiej polityce. A były już takie sytuacje, np. bardzo ostre wystąpienie posła PiS Łukasza Zbonikowskiego. Przypomniałem wówczas radnym PiS, że w minionej kadencji, gdy byliśmy w opozycji, nasi parlamentarzyści jednak się tak daleko nie posuwali.

- A czy pan, jako Tomasz Lenz akceptuje tę koalicję?

- Ja ją po prostu muszę tolerować! Uczestnicząc w sejmowych debatach bardzo często jestem oburzony opiniami, ale także i zachowaniem posłów PiS. Gdyby tylko można było zbudować stabilną większość opartą o inny układ, zrobiłbym wszystko, by tak się stało. Ale to nie jest możliwe. Mówię to z pełnym przekonaniem. Tak więc musimy cierpliwie czekać do kolejnych wyborów samorządowych.

- Ale przecież w grudniu ub. roku znani działacze samorządowi PO nie kryli, że to już koniec koalicji z PiS, padały nawet konkretne terminy. Co się stalo, że jednak nie doszło do tego zerwania.

- Przez wiele miesięcy próbowaliśmy szukać innych rozwiązań. Ostatecznie doszliśmy jednak do wniosku, że rozbijanie tej dużej koalicji w sejmiku niesie za sobą zbyt wielkie ryzyko i może zaszkodzić interesom regionu. Taka jest ostateczna decyzja. Trzymamy się jednocześnie zasady, że pracujemy dla województwa, nie zajmujemy się natomiast wielką polityką.

- To przejdźmy do polityki lokalnej. Dzięki tej koalicji niejeden z działaczy PiS, bez konkursu, ale za to z partyjnej rekomendacji zajął stanowiska, które podlegają marszałkowi województwa. Wśród nich jest m.in. Marek Kalinowski, wiceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, który zasiada na ławie oskarżonych za oszustwa i poświadczanie nieprawdy.

- Nie mam zamiaru bronić pana Kalinowskiego. Po pierwsze, że go nie znam, a po drugie, przecież przeprowadzony zostanie proces, który zakończy się wyrokiem skazującym, bądź uniewinnieniem. Wydaje mi się, że w momencie, gdy prokuratura postawiła już zarzuty i zaczął się proces karny, marszałek powinien przeanalizować tę sytuację. Jeśli okaże się, że pan Kalinowski rzeczywiście naruszył prawo i zapadnie prawomocny wyrok, to w rękach marszałka spoczywa podjęcie decyzji kadrowych.

- Znając nasz wymiar sprawiedliwości, prędzej się skończy kadencja sejmiku niż zapadnie prawomocny wyrok.

- Co ja mam panu w tym momencie powiedzieć...

- Musicie więc jakoś z tym żyć.

- Decyzja w tej personalnej sprawie należy do marszałka Piotra Całbeckiego. To jest jego podwładny. Niedobrze się jednak dzieje, gdy ktoś ma zarzuty, jak pan mówi, mocne zarzuty i dalej pełni ważne samorządowe funkcje. Taka sprawa jest trudna i marszałek powinien się nią zająć.

- A nie razi pana wiceprzewodniczący sejmiku z rekomendacji PiS Grzegorz Schreiber. Człowiek, który jak już nie raz ujawniała regionalna prasa nie płaci swoich długów.

- O panu Schreiberze słyszałem już wiele rzeczy. Informacje, o których pan mówi, że nie płaci swoich długów, to jedno. Ale mnie razi też inna sprawa. Pan Schreiber jest jednym z głównych doradców prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, razem z nim podobno przygotowywał nowy program partii, który prezentowano na niedawnym jej kongresie...

- Nie podobno, ale na pewno. O jego udziale w przygotowaniu tego dokumentu informowała swego czasu "Pomorska", a potem donosiły o tym także ogólnopolskie tytuły.

- Jest to więc jakby kolejny kamyczek do tego ogródka. Powiem więcej. Pan wiceprzewodniczący Schreiber budzi emocje nie tylko wśród działaczy PO, ale także samego PiS, m.in. radnych sejmiku. Wiemy, że mają oni wielką ochotę, by go odwołać z tej funkcji. Z drugiej strony w grę wchodzi też strach przed polityczną odpowiedzialnością. Nie jest bowiem tajemnicą, że pan Schreiber ma wysokie koneksje wśród liderów PiS, cieszy się też względami samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nikt więc nie waży się podnieść na niego ręki. I tak to trwa.

- Nie zamierzacie go wreszcie odwołać? Przecież tworząc koalicję z PiS firmujecie również Grzegorza Schreibera na stanowisku wiceprzewodniczącego sejmiku.

- Jeśli tylko PiS złoży wniosek o jego odwołanie, na pewno będziemy za nim głosować.

- A nie wstydzi się pan za Macieja Eckardta, wicemarszałka z rekomendacji PiS? Tego, który w swoim czasie wysłał w imieniu mieszkańców regionu list w obronie ojca Tadeusza Rydzyka, niedawno zaś, w swoim blogu nazwał opozycyjnych radnych lewicy "czerwonymi małpami". Klub PO i PSL gorąco przepraszał potem za te słowa.

- Poglądy pana Macieja Eckardta dotyczące funkcjonowania Radia Maryja oraz działań ojca Tadeusza Rydzyka są całkiem różne od moich. Na dowód można sięgnąć do wycinków prasowych.Osobiście spotkałem się z panem Eckardtem i odbyłem z nim na ten temat długą rozmowę. Zwróciłem mu uwagę, że jako członek zarządu województwa powinien stronić od politykowania. Jeżeli nadal chce pracować w tym zarządzie, musi się zająć sprawami regionu. Zresztą nie tylko ja go o to gorąco prosiłem, ale również sam marszałek Piotr Całbecki, także wiele innych osób.

- I co, poskutkowało?

- Myślę, że tak i to z bardzo dobrym skutkiem. Rzeczywiście, od pewnego czasu coraz więcej słyszymy o pracy Macieja Eckardta w zarządzie województwa, kompletnie natomiast nie słychać o prowadzonym przez niego kontrowersyjnego blogu, czy budzących wcześniej tyle emocji, politycznych komentarzach.

- Czyli pozostaje wam czekać i odliczać czas do nowych wyborów samorządowych. To jednak jeszcze dość odległy moment.

- Jestem przekonany, że tak to chyba odbierają wszyscy działacze POw naszym regionie. Dlatego trwamy w tej koalicji, mimo że jest ona dla nas bardzo niewygodna i rodzi na co dzień masę problemów. Chociażby te pytania, które mi pan dziś zadawał. Nie kryję, że musiałem się mocno napocić, by na nie odpowiedzieć. Sądzę jednak, że dla dobra regionu lepsze jest kontynuowanie tej trudnej koalicji, niż chwiejna większość, która zamiast rządzić musiałaby bez przerwy walczyć o przetrwanie.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska