Wszyscy - bez względu na to, czy kiedykolwiek pracowali - otrzymywaliby ok. tysiąca zł miesięcznie. Zwolennicy tego systemu podpierają się przykładem Kanady, gdzie to ponoć zdaje egzamin. Jest tylko pewien problem: PKB na osobę w Kanadzie wynosi 52 tys. dolarów, a w Polsce jest... cztery razy niższy.
Od kilku miesięcy Ryszard Kalisz, znany kawiorowy lewicowiec, forsuje pomysł bezwarunkowego minimalnego dochodu, który otrzymywaliby obywatele. Niezależnie od sytuacji materialnej każdy dostałby od państwa za to, że żyje określoną kwotę pieniędzy. Wczoraj Kalisz mówił, że "powinno to być 1000 - 2000 zł". I dlatego jego ugrupowanie "Dom Wszystkich Polska" rozpoczyna zbieranie podpisów pod wnioskiem o europejskie (sic!) referendum w tej sprawie.
Lewicowa wrażliwość milionera Kalisza imponuje. Ale korzyść z pomysłu byłaby tylko jedna - frekwencja. Do urn ruszyłyby hordy nierobów, cwaniaków i rencistów z zawodu. Wielu z nich szlachetny Rysio mógłby podwieźć do lokalu wyborczego swoim audi A6 za 200 tys. zł. Bo, jak było w "Misiu" - wszystkie Ryśki to fajne chłopaki.
Czytaj e-wydanie »