Obecnie 7,3 proc. naszej pensji brutto trafia do OFE. Z tej kwoty fundusze inwestują 60 proc. w obligacje. Rząd uznał, że równie dobrze ZUSmógłby takiej części składki w ogóle nie przekazywać OFE. Zapisywałby ją na specjalnym koncie i raz na dwanaście miesięcy waloryzował o równowartość średniego, rocznego oprocentowania obligacji.
Nasze pieniądze oczywiście nie „leżałyby” na rachunku. Wypłacano by z nich bieżące świadczenia.
Rząd chce, aby dzięki nowemu rozwiązaniu - jakie ma zacząć obowiązywać przed lipcem 2010 roku - do ZUS trafiło ok. 13 mld zł rocznie. Co będziemy mieli z tego my-przyszli emeryci? Oszczędności. Tak przynajmniej zapewniają ministerstwa finansów i pracy. Tłumaczą, że gdy OFE inwestują nasze pieniądze w obligacje, to pobierają za to opłatę. Nie będziemy musieli płacić im prowizji, gdy pieniądze pozostaną na kontach ZUS. Ile na tym zyskamy? Wspólnie blisko 500 mln zł, a każdy z osobna 47 zł rocznie.
- Są inne rozwiązania - mówi dr Wiktor Wojciechowski, starszy ekonomistaForum Obywatelskiego Rozwoju. - Można zostawić te 60 proc. składki w OFE i wprowadzić zakaz pobierania prowizji od części środków, za które fundusze kupują obligacje skarbu państwa. Taka inwestycja jest bowiem bezpieczna i przez to nie wiąże się z prowadzeniem kosztownych i czasochłonnych analiz.
Im później, tym mniej
- Przyszłe emerytury są bezpieczne. Zarówno teraz, jak i w przyszłości państwo gwarantuje ich wypłatę - przekonuje Magdalena Kobos, rzeczniczka Ministerstwa Finansów. Zaś Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej, zapewniała podczas wczorajszej konferencji, że dzięki przesunięciu części pieniędzy z OFE do ZUS, w przyszłości dostaniemy wyższe emerytury. Co na to eksperci?
- Zmiana przepisów może nieco zwiększyć nasze emerytury. Jednak jednocześnie rośnie ryzyko wyższych podatków w przyszłości - twierdzi dr Wiktor Wojciechowski. - Gdy zaś porówna się wysokość świadczenia i ostatniej pensji, zobaczy się spadek. Przykładowo: dwie kobiety zarabiają równowartość średniego wynagrodzenia. Jedna z pań ma 60 lat i właśnie przechodzi na emeryturę. Jej świadczenie wyniesie 50 proc. ostatniej pensji netto. Druga kobieta ma 25 lat i za 35 lat dostanie emeryturę w wysokości 40 proc. ostatniej płacy netto.
Podobnie dane przedstawia dr Wojciech Nagel, ekspert Business Centre Club i członek zespołu ds. ubezpieczeń połecznych w Komisji Trójstronnej. Jego zdaniem to, że w porównaniu do ostatniej pensji z biegiem lat emerytura będzie coraz niższa, jest wynikiem złych decyzji rządzących.
Brakuje zachęt
- Nie są przestrzegane zapisy reformy emerytalnej - mówi dr Wojciech Nagel. - Zakładano w niej, że 40 proc. emerytury będą stanowiły środki z trzeciego filara.
Tymczasem tylko nieliczni Polacy w nim oszczędzają. Powód? Panuje kryzys, a odkładanie gotówki jest dobrowolne...
- I nie ma żadnych zachęt, które przekonywałyby do oszczędzania na starość - dodaje dr Nagel. Ekspert wyjaśnia: - Zgodziłbym się na najnowszy pomysł rządu, gdyby był on częścią równolegle wprowadzanych rozwiązań. Po pierwsze przesunięcie części środków z OFE do ZUS powinno być tymczasowe i obowiązywać tylko do 2014 roku. Poza tym trzeba uprościć procedury w trzecim filarze i wprowadzić zachęty do oszczędzania. Musi być też społeczna kontrola nad pieniędzmi przeznaczonymi na przyszłe emerytury.
Trzeba zlikwidować przywileje
DR Wiktor Wojciechowski starszy ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju
- Jak ocenia pan pomysł rządu, aby 60 procent ze składki - jaka obecnie trafia do otwartych funduszy emerytalnych - zostawało w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych?
- ZUS zapisze te środki na osobnych kontach i będzie je waloryzował o równowartość średniego, rocznego oprocentowania obligacji skarbu państwa. Teoretycznie nie powinniśmy na takim rozwiązaniu stracić, bo teraz OFE też inwestują 60 procent składki w obligacje.
- Czyli nie mamy się czego obawiać?
- Problem polega na tym, że dług emerytalny pozostanie i będzie rósł. To, co chce zrobić rząd, to tylko księgowy zabieg. Zmniejszy deficyt i dług publiczny, który widzi Główny Urząd Statystyczny i Eurostat. Ale rzeczywiste zobowiązania emerytalne, nierejestrowane w oficjalnych statystykach - które wynikają z zapisów na kontach w ZUS - pozostaną. Ten dług trzeba będzie spłacić i w przyszłości możemy mieć z tym problem.
- Czy to oznacza, że za kilkanaście lat w państwowej kasie może zabraknąć pieniędzy na emerytury?
- Może. Aby nie dopuścić do takiej sytuacji, rząd powinien jak najszybciej zacząć podwyższać wiek emerytalny i zlikwidować przywileje emerytalne m.in. górników. W przeciwnym razie będzie musiał w przyszłości podnieść podatki lub zmniejszyć wysokość świadczeń. Obniżanie składek do OFE poprawia bieżącą sytuację finansów kraju, ale nie rozwiązuje głównego problemu - olbrzymich zobowiązań emerytalnych, niewidocznych w oficjalnych statystykach.
