https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sabotaż wśród palm

Agnieszka Wirkus
Według danych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Tunezję odwiedza co roku ponad 140 tys. polskich turystów.
Według danych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Tunezję odwiedza co roku ponad 140 tys. polskich turystów. Fot. Agnieszka Wirkus
Tunezja, afrykańskie państwo nad Morzem Śródziemnym. Kraj, gdzie podobno każdy zarabia na turystach.

Gdy wyjeżdżałam z Polski, było zimno, padał deszcz. W Afryce przyłączyłam się do rzeszy wczasowiczów, którzy odpoczywają w ogromnych białych hotelach i przechadzają się ulicami obsadzonymi palmami daktylowymi. Dni spędzają nad morzem, w którym woda w październiku ma ok. 22 stopni Celsjusza i jest tak czysta, że nawet, gdy nie można już wyczuć dna, zawsze się je widzi. No i jeszcze są drogi, o jakich marzą Polacy - zadbane, równe i pozbawione dziur.

Napiwek dla recepcjonisty za pokój z widokiem na morze, kolejna moneta dla boya hotelowego za przyniesienie bagażów. Potem drobne dla pokojówki za świeże ręczniki i dla kelnerów za podanie posiłku. Wydaje się dużo? W Tunezji mam jeszcze wiele okazji, by stracić wakacyjne oszczędności. Wystarczy, że wyjdę poza mury hotelu. Pod bramą już czekają żółte taryfy. Taksówkarze wykrzykują nazwy miejscowości i cenę, za którą mogą mnie tam zawieźć. W Tunezji turysta nie łapie taksówki, tylko ona jego. Czasami lepiej poczekać na autobus...

OK, ok!
Wąskie uliczki Medyny - starej części centrum miasta - pełne są sklepów z pamiątkami. Jeden przy drugim, a z każdego wylewają się towary - dywany, skórzane buty, kolorowa ceramika, woreczki z przyprawami, przewiewne tuniki, chusty, podróbki znanych producentów odzieży. Obok stoi sprzedawca - zawsze uśmiechnięty mężczyzna.

- Polska? Rossija? Deutschland? England? - pyta zachęcając do wejścia do jego sklepu. Jak to nie przyciągnie uwagi, to zawsze można użyć kilku poznanych wcześniej słów. - Cześć, kochanie! Babajaga! - krzyczą za mną młodzi sprzedawcy. Inni próbują: - Bardzo tanio! Za darmo!

Pech! Wystarczyło jedno moje spojrzenie, rzucone na metalową bransoletkę. Sprzedawca już do mnie podbiega. Wymienia cenę, by zaraz ją obniżyć.
- Polska no kampitalist (Polak nie jest kapitalistą) - próbuje przymilnie. Zaczyna się targowanie. Wymienianiam zbyt niską kwotę. Sprzedawca krzyczy: - Sabotaż! Bandit!
Nie ma się co denerwować. Tu łatwo jest dojść do porozumienia. A jak nie? Odwracam się, odchodzę parę kroków... - Ok, ok! - woła sprzedawca i zgadza się na moją cenę lub szuka kolejnego klienta.

Kamiiil!
Plaża, szumiące morze, spokój i oczywiście sprzedawcy.
- Kamiiil! - wykrzykuje mężczyzna, handlujący pluszowymi wielbłądami. Dalej przechadza się Tunezyjczyk z ogromnym koszem, wypełnionym owocami. Kolejny sprzedaje kartony papierosów, duże muszle i sadzonki palmy. Brzegiem morza mężczyzna prowadzi wielbłądy. Nie ma mowy, żebym wsiadła na to zwierzę. Za to drobna blondynka obok mnie nie może się doczekać przejażdżki. Nie zgadza się jednak zapłacić 5 dinarów. Targuje się. Sprzedawca szybkim ruchem chwyta ją i sadza na grzbiecie wielbłąda. Polka zapomina o cenie, teraz musi uważać, by nie spaść. Trzy minuty później pozuje do zdjęcia i bez mrugnięcia okiem płaci 5 dinarów.

Banderas
Mają może z dziesięć lat. Gdy wysiadam z autobusu w porcie w Susa, podbiegają do mnie z drobnymi kwiatkami. Obdarowują nimi wszystkich turystów. Choć są mniej nachalni od sprzedawców, to i oni nie dają nic za darmo. Po chwili podchodzą ponownie. W miejscowym języku i ze smutnymi oczami zaczynają swój monolog. Chcę szybko odejść, więc daję im kilka drobniaków.

W porcie czeka już na mnie jeden z kilku statków "pirackich". Łajby odbijają od brzegu. Marynarze zagadują turystki. Jeden z nich co chwilę zerka na ekran swojego telefonu komórkowego. W aparacie ma zapisane zwroty w języku polskim, dzięki nim może porozmawiać z wczasowiczkami. Zaczyna się pokaz tańca brzucha. Jest jeszcze posiłek i handlowanie koralikami. Gdy statek w drodze powrotnej zbliża się do brzegu, jeden z marynarzy próbuje sprzedać turystom zdjęcia, które zrobił im parę godzin temu.

- Nie kupisz nic ode mnie? - pyta zawiedziony którąś z blondynek. - Nie kupisz nic od swojego Antonio Banderasa z Tunezji?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska