Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saddam ma skośne oczy

Adam Willma
"Solidarność" ogłosiła niedawno przetarg na okolicznościowe plakietki związane z okrągłą rocznicą. Okazało się, że niemal wszyscy oferenci chcą je wyprodukować w Chinach.

     O rozmiarach i konsekwencjach chińskiej ekspansji gospodarczej można dyskutować. Jedno nie budzi wątpliwości: nic tak nie zmieni naszego życia w najbliższych dziesięcioleciach jak.... chińscy chłopi.
     500 milionów przed bramą
     
- Większość pracowników nowych chińskich fabryk to imigranci ze wsi. Na wsi żyje tam od 750 do 850 milionów ludzi. Z roli jest w stanie utrzymać się ledwie 250 milionów, bo choć Chińczycy stanowią 23 procent światowej populacji, to dysponują ledwie 7 procentami gruntów rolnych. Co zatem stanie się z pozostałymi 500 milionami? Większość z nich będzie szukała pracy w przemyśle - prognozuje Andrzej Bolesta z Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji (TIGER).
     Z perspektywy zachodniego pracodawcy są to pracownicy idealni - zdyscyplinowani, całkowicie dyspozycyjni, a przede wszystkim bajecznie tani. Pensja chińskiego robotnika waha się się od 60 do 100 dolarów, grubo poniżej polskiego zasiłku dla bezrobotnych, a więc w kosztach wyprodukowanej wiertarki czy samochodu jest ledwie zauważalnym dodatkiem. Cena produktu może spaść niewyobrażalnie nisko.
     Wiertarka za 10 złotych
     
Kosztem jakości? Również, ale to tylko jedna strona medalu. Za sprawą chińskich produktów dostęp do dóbr konsumpcyjnych poszerzył się w ostatnich latach w sposób nie notowany w dziejach. Jak zauważa Ryszard Kapuściński zmieniły się nawet światowe atrybuty ubóstwa. Nawet w najbiedniejszych populacjach Europy nędzarze przyodziani są w kolorowe T-shirty i tenisówki za parę dolarów. Oprócz odzieży i obuwia powszechnie dostępne stały się fabrycznie nowe zabawki, elektronika, narzędzia, artykuły biurowe. Fatalne jakościowo, ale spełniające podstawowe zadania.
     - Etykieta niskiej jakości chińskiego produktu jest dziś nie do końca prawdziwa. Chińczycy są niezwykle elastyczni w podejściu do klienta, jeśli ten zamawia wiertarki po 10 złotych, są w stanie to oczekiwanie spełnić, oczywiście sprzedając tandetny produkt. Jeśli jednak szuka się produktu dobrej jakości, to i taki można znaleźć w Chinach. O jakości towaru decyduje więc zamawiający - mówi Jarosław Lewandowski, dyrektor handlowy toruńskiej firmy Metalhurt handlującej urządzeniami sanitarnymi. - Dlatego wiele polskich zakładów już przeniosło produkcję do Chin, a ci którzy tego nie zrobili, dołączają do swojego asortymentu również chiński towar.
     O chińskiej jakości przekonali się polscy producenci sprzętu audio z najwyższej półki (produkuje go co najmniej kilkadziesiąt firm nad Wisłą). Chińczycy stali się nie tylko realizatorami zleceń renomowanych amerykańskich i europejskich firm, dziś sprzedają drogą wysyłkową również własne odtwarzacze CD i wzmacniacze. Ceny takich produktów są 2-3 razy niższe niż podobnej klasy sprzętu w polskich salonach (najczęściej również wyprodukowanego już w Chinach). W przyszłości sprzedaż poprzez Internet może być nową metodą wśliznięcia się na europejskie rynki.
     Chińczyk wchodzi w butach
     
A jednak "europejska jakość" dla wielu firm nadal stanowi ważny oręż.
     Grudziądzka fabryka obuwia "Lemigo" od lat konkuruje na rynku dziecięcego obuwia tekstylnego, który - wydawałoby się - jest na spalonej pozycji wobec chińskiego importu. A jednak firma obroniła się przed dalekowschodnią inwazją i awansowała do roli największego producenta obuwia w Polsce.
     - Robimy regularnie pokazy dla naszych odbiorców. Pokazujemy w każdym detalu różnicę pomiędzy butami, które przybywają z Chin a tymi wyprodukowanymi w naszej fabryce. Dzięki tej jakości renomowane sieci zlecają produkcję w Polsce, a nie w Chinach - mówi Mirosław Grabacz właściciel grudziądzkiej fabryki. - O ile moja branża jest już zaprawiona w bojach z Chińczykami, o tyle producentów obuwia skórzanego w najbliższych miesiącach spotka prawdziwy krach. Niektórzy usiłują go wyprzedzić i już przenieśli produkcję do Chin.
     Zdaniem właściciela "Lemigo" błędny jest system ochrony polskich producentów. - Wprowadzono cła zaporowe na tkaniny z Dalekiego Wschodu, które chętnie bym kupił. Nie ma natomiast takiej ochrony dla gotowego obuwia.
     Jeden ze znanych polskich producentów obuwia dziecięcego już od kilku miesięcy sprzedaje pod swoją marką buty wyprodukowane tysiące kilometrów na wschód od Bugu. Cena pozostała niezmieniona, natomiast - jak zauważają sprzedawcy - jakość wykonania spadła.
     Miejsce na mapie
     
Obok jakości atutem Polski w obliczu chińskiej konkurencji jest też położenie geograficzne. Korzysta z niego między innymi producent garniturów Torpo: - Nawet nie myślimy o konkurowaniu z produktami z hipermarketu za 180 złotych. Szyjemy na zlecenie klientów z górnej niemieckiej półki, a na niej, oprócz jakości, liczy się szybkie wprowadzenie wzorów na rynek - uważa prezes Mirosława Sugalska. - Wprowadzenie nowego fasonu trwa zwykle kilka miesięcy, czas to pieniądz, bo spóźnienie może wiązać się za zmianą tendencji w modzie. Dlatego naszym kontrahentom bardziej opłaca się zamawiać w Polsce, skąd towar może szybciej trafić na niemieckie półki.
     Nawet wśród tekstyliów polscy producenci mogą przetrwać chińską ofensywę, kluczem do tego bywa odnalezienie rynkowej niszy.
     - Ceny w hipermarketach są dla mnie niewyobrażalne - przyznaje Andrzej Matlejewski, współwłaściciel przedsiębiorstwa Hektor, producent koszul. - Na szczęście, jeśli chodzi o towary lepsze jakościowo, zamawianie całych kontenerów z Chin wiąże się z dużym ryzykiem.
     Hektor odnalazł dla siebie szansę szyjąc m.in. koszule na zamówienie służb mundurowych, gdzie produkty szyte "gorącą igłą" przepadają w przedbiegach.
     Smok pachnący czosnkiem
     
Najlepiej przed chińską konkurencją chronieni są polscy rolnicy i sadownicy. Choć Chińczycy uskarżają się na deficyt ziemi ornej, potrafili spożytkować na produkcję rolną każdy wolny skrawek, co i w tej branży postawiło ich wśród potentatów.
     - Na razie jedynym produktem, który trafia w większej ilości na nasz rynek jest czosnek, na który dotąd były specjalne kontyngenty. Pojawia się zagrożenie zalewem tanich truskawek, ale zamierzamy walczyć w Komisji Europejskiej o nałożenie ceł ochronnych. Podobnie zrobili Hiszpanie chroniąc swoje mandarynki - zapewnia Małgorzata Dąbrowska, naczelnik wydziału produktów ogrodniczych w Ministerstwie Rolnictwa.
     Z Chińczykami rywalizujemy również na rynku pieczarek i soków jabłkowych. Już obecnie w wielu polskich sokach znajduje się skoncentrowany sok z chińskich jabłek. - Jest to pewne zagrożenie, ale głównie dla sadowników z południowej Europy, gdzie rosną przede wszystkim słodsze odmiany jabłek, podobne do chińskich. Przy produkcji soków miesza się koncentraty słodsze i kwaśniejsze. My jesteśmy producentami głównie tych ostatnich - _uspokaja Małgorzata Dąbrowska.
     **Wejście malucha
     O ile rolnicy mogą spać spokojnie, ludziom z branży motoryzacyjnej "wielki smok" spędza sen z oczu. Być może już pod koniec bieżącego roku rozpocznie się w Polsce sprzedaż chińskiego auta małolitrażowego.
     - _W Europie już dostępny jest chiński samochód terenowy z silnikiem mercedesa za 10 tys. euro oraz komfortowa limuzyna za dwa razy tyle. Polacy na razie z trudem wymawiają chińskie nazwy, ale już niebawem te nazwy mogą stać się równie popularne jak Fiat czy Opel i zagrozić tym markom
- przypuszcza Stanisław Sewastianowicz, redaktor naczelny "Auto Świata". - Znamienne jest, że - podczas gdy amerykański przemysł motoryzacyjny pogrąża się w dołku, ta sama branża na Dalekim Wschodzie kwitnie.
     Amerykanie alarmują, że ich przemysł samochodowy może podzielić los innych produktów, na przykład 86 procent oferowanych w USA rowerów powstaje w Chinach. Do samej tylko sieci hipermarketów Wal-Mart trafia... 12 procent chińskiego eksportu.
     I nic dziwnego, skoro płaca statystycznego Chińczyka to ledwie 5 procent amerykańskiej pensji. Na razie jednak trudno więc mówić o realnej konkurencji, tym bardziej że gospodarka miliardowego państwa jest ośmiokrotnie mniejsza niż amerykańska.
     Zanim na polskich drogach ukażą się samochody o egzotycznych nazwach, oddech konkurencji poczuje inna branża związana z motoryzacją. Niebawem trafią na polski rynek chińskie opony, zwłaszcza do samochodów ciężarowych. Przewidywana cena jest o połowę niższa od europejskich produktów.
     W AGD do morderczej walki z Polarem, Ardo i Whirepoolem stanął już chiński Haier, najwyżej wyceniana marka handlowa z Kraju Środka.
     - Co tu dużo mówić, chińska droga do sukcesu to w dużej mierze nierespektowanie praw autorskich - twierdzi właściciel Mirosław Garbacz. - Jeśli za duże pieniądze kupuję maszynę produkcyjną z Włoch, a za rok widzę w Chinach identyczną konstrukcję za 10-krotnie mniejsze pieniądze, to o jakiej konkurencji mowa?
     
Szybowanie szybów
     A jednak są w Polsce branże, które na informacje o wzroście gospodarczym w Chinach zacierają ręce. Na Daleki Wschód trafia duża część polskiej miedzi, a chińska koniunktura całkowicie odmieniła nastroje polskich górników.
     - Nie dlatego, abyśmy eksportowali węgiel do Chin, bo Chiny są jednym z węglowych potentatów i obok przestarzałych mają też bardzo nowoczesne kopalnie. Ze względu na koniunkturę i zamówienia stali zwiększyły się koszty węgla eksportowanego drogą morską - wyjaśnia Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej.
     W ciągu roku cena węgla poszybowała w tempie, którego nie spodziewali się najwięksi optymiści - z 27 do 79 dolarów. Górniczy raj nie będzie jednak trwał wiecznie. Już dziś w stoczniach powstają nowe statki, za sprawą których koszt przewozu węgla będzie spadał i chiński węgiel znowu zacznie konkurować z polskim.
     - Nie ma branży, która nie byłaby zagrożona - uważa Zbigniew Madej. - Ci, którzy odwiedzają ten kraj, wracają wstrząśnięci. "Za 5 lat połowa towarów na półkach będzie pochodzić z Chin" - mówią.
     
Kropla drąży imperium
     Andrzej Gajek, prezes toruńskiej firmy "GAM", który od 14 lat jeździ do Chin w interesach, twierdzi, że możliwy jest inny scenariusz: - Tempo rozwoju jest niewątpliwie imponujące. Tam, gdzie kilka lat temu widziałem wioski, dziś są już wielkie miasta. Problem w tym, że na tych terenach nie widać słońca, w niektórych regionach nie ma prądu po kilka dni w tygodniu, inne z kolei cierpią na dramatyczny brak wody. Te trzy elementy mogą w przyszłości przyblokować chińskiego smoka: woda, prąd i ekologia.
     Zwłaszcza ta ostatnia budzi grozę wśród Europejczyków odwiedzających chińskie zagłębia przemysłowe.
     - Będąc w Chinach jechaliśmy nowo wybudowaną autostradą (a każdego roku przybywają ich setki kilometrów). Mijaliśmy piękne obrośnięte lasem góry. Co ileś kilometrów był w tym pejzażu zgrzyt, bo jedna z gór była zwyczajnie ścięta z jednego boku. Potrzebny był materiał na autostradę, więc nikt nie przejmował się przyrodą ani pejzażem - wspomina Jarosław Lewandowski z Metalhurtu. - Ta wyniszczająca środowisko gospodarka wynika po części z tego, że praktycznie nie istnieje w Chinach zjawisko masowej turystyki. Wypoczynek to kilka świąt państwowych, w trakcie których robotnicy mogą odwiedzić swoje rodziny w odległych wsiach.
     
Polska montownia
     Fabryki na wschodnim wybrzeżu, oprócz milionów niskoopłacanych robotników stworzyły również zaczątek klasy średniej. W wielu miejscowościach już obecnie o dobrych menedżerów trzeba konkurować atrakcyjną pensją. Nic więc dziwnego, że szybko rośnie liczba specjalistów, którzy każdego miesiąca inkasują po kilka tysięcy dolarów.
     - Chińczycy będą się bogacić, a wraz z ich bogaceniem będzie rósł popyt wewnętrzny, co osłabi nieco dynamikę eksportu - prognozuje Jarosław Lewandowski.
     Również chińskie władze uznały, że należy nieco schłodzić gospodarkę, aby nie doprowadzić do nadmiernego zadłużenia inwestujących przedsiębiorstw. Najlepiej odczuły to firmy handlujące stalą. - Ceny stali, za sprawą Chińczyków bardzo wzrosły. Hurtownicy zwiększyli więc zamówienia, ale okazało się, że ten wzrost cen już popyt przyhamował i wielu ma problem z pełnymi magazynami - mówi Marek Żołubowski, dyrektor handlowy w Grupie Polska Stal.
     Polityka europejska wobec Chin może się okazać kluczowa dla Polski. - Unia będzie nadal chroniła swój rynek przed Chinami zmuszając je do lokowania kapitału na jej terenie. Polska na pewno z chińskiej perspektywy będzie jednym z najbardziej atrakcyjnych krajów do inwestycji ze względu na niskie koszty siły roboczej - uważa Andrzej Bolesta z TIGER. - Pierwsze chińskie inwestycje już się pojawiły - mamy na przykład wielką montownię rowerów i centrum logistyczne.
     Co to oznacza dla polskich pracowników?
     - Na pewno nie będą to wysoko opłacane miejsca pracy, ale nie da się ich porównać ze standardami chińskimi - uspokaja Bolesta.
     
Saddam o skośnych oczach
     Dziś importujemy z Chin 10-krotnie więcej niż eksportujemy i współczynnik ten zapewne się nie polepszy. Będziemy więc musieli przywyknąć do chińskiej wszechobecności. Na razie pośród możnych tego świata Chińczycy nie rozdają jeszcze kart, ale na pewno je produkują. Przekonali się o tym polscy dziennikarze, którzy na irackim bazarze kupili pamiątkowe talie kart z wizerunkami poszukiwanych przez marines saddamowskich notabli. Na kartoniku widniał napis "Made in China".**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska