Sajfutdinow kontynuuje rehabilitację po fatalnym wypadku w półfinale Enea Ekstraligi w Toruniu. I powoli myśli o kolejnym sezonie.
Niewykluczone, że w przyszłym roku żużlowca i jego team czekają zmiany, nawet rewolucyjne. Jak przekazał Emil za pośrednictwem swojej strony internetowej (emilracing.com), jego udział w indywidualnych mistrzostwach świata nie jest jeszcze przesądzony.
- Nie wiem, czy w ogóle wystartuję w Grand Prix. Jazda w elicie sporo kosztuje, a zysków nie ma - narzeka. - Jestem na etapie konstruowania budżetu. Dotychczas opierał się on na lokalnych firmach z Polski, którym bardzo dziękuję. Brakuje jednak wsparcia z Rosji. Zachodni żużlowcy, po zdobyciu medalu, podpisują lukratywne kontrakty. A ja? Wywalczyłem cztery krążki mistrzostw świata i nic. Czy kolejny medal wpłynie na poprawę mojej sytuacji w Rosji? Nie wiem. Dotychczas odzewu nie było. Poważnie zastanawiam się nad rezygnacją ze startów w Grand Prix. Do tego, aby być w czołówce potrzeba dużych nakładów finansowych. Bez pieniędzy wyniku się nie zrobi. A mnie interesuje tylko walka o najwyższe cele - zapewnia.
Nie zmarnować potencjału
Rosjaninowi nie spodobała się również decyzja Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM), która chce zakazać zawodnikom łączenia startów w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. - Nie rozumiem tego. Przecież te imprezy mogą obok siebie funkcjonować - podkreśla żużlowiec. I dodaje, że zawody na Kontynencie są szansą na rozwój żużla. - Są transmitowane w Eurosporcie, który jest szeroko dostępny w moim kraju. Żużel w Rosji boryka się z kłopotami finansowymi i transmisje telewizyjne mogą poprawić tę sytuację. Na stadiony w Rosji przychodzą tłumy kibiców. Przekonałem się o tym, gdy w minionym sezonie wystartowałem za darmo w rodzinnym Saławacie. Zrobiłem to dla taty, który przez wiele lat prowadził ten klub i wyprowadził go na prostą. Potencjał jest, ale ludzie z rodzimej federacji nie potrafią tego wykorzystać. Kłopoty finansowe mają nie tylko zespoły ligowe, ale też reprezentacja.
Z Częstochowy do Torunia?
Kłopoty finansowe nie ominęły żużlowca również w polskiej lidze. Włókniarz Częstochowa, do którego Emil przeniósł się przed rokiem, nie wypełnił warunków kontraktu.
- W Częstochowie bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że niektóre osoby, które zimą prowadziły ze mną negocjacje, nie wywiązały się potem z ustaleń. Chodzi o pieniądze, które są w żużlu bardzo ważne. Cieszę się, że tyle fanów Włókniarza chce, aby został, ale nie wiem, czy mogę zaufać niektórym ludziom - przekazał Sajfutdinow w swoim serwisie. - Nie jest tajemnicą, że Włókniarz zalega mi sporo pieniędzy. Aby żużel w Częstochowie mógł nadal istnieć i nie ucierpieli na tym kibice, doszliśmy do porozumienia odnośnie spłaty zadłużenia i przedłużyliśmy kontrakt. Jest w nim jednak zapis, że mogę odejść za 1 złoty netto.
Żużlowiec przyznał, że prowadzi negocjacje z Unią Leszno i Unibaksem Toruń. I być może w jednym z tych klubów będzie startował w przyszłym roku. - Ostateczną decyzję podejmę jednak dopiero po 17 listopada - zapowiada.
Przy okazji zapewnił swoich fanów, że nie muszą obawiać się o jego zdrowie. Rehabilitacja w Hiszpanii przebiega dobrze, Emil już jeździ, choć na razie na rowerze. Niedługo chce jednak zacząć treningi na motocyklu crossowym.
Czytaj e-wydanie »