Samochodem pokonuje 10 tys. km rocznie, rowerem - ponad 14 tys.

Jego życiową pasją jest jednak rower. Zebrał wokół siebie liczną grupę podobnych mu entuzjastów i założyli klub "Cyklista", któremu pan Zbigniew prezesuje.

- Zawsze ciągnęło pana do roweru?

- Jako młody chłopak trenowałem kolarstwo w włocławskim klubie "Start". Później próbowałem swych sił w koszykówce, ale z rowerem nigdy się nie rozstawałem. Zaraz po ślubie, kupiłem tandem. Jadąc z żoną wzbudzaliśmy niemałą sensację. Wyjeżdżając na sobotnio-niedzielny wypad ciągnęliśmy za sobą przyczepkę z namiotem i niezbędnym sprzętem. Cały zestaw miał prawie sześć metrów długości.

- Ile rocznie kilometrów pan pokonuje?

- Dla porównania powiem, że samochodem robię około dziesięciu tysięcy kilometrów, natomiast rowerem powyżej czternastu.

- Czym się pan kieruje planując trasy wypadów rowerowych?

- Szukam miejsc związanych z historią i ważnymi wydarzeniami. Od pewnego czasu dokumentuję swój pobyt. W kolekcji mam pieczęcie z 270 kościołów z całej Polski. One też bywają piękne i warte zbierania.

- Jaki rajd był najtrudniejszy?

- W ubiegłym roku zorganizowałem Rajd Powstania Styczniowego. Temperatura minus osiemnaście. Żona prawie klęczała w drzwiach prosząc żebym nie jechał. Powiedziałem, że jako organizator muszę być na miejscu zbiórki. Dodałem, że zaraz wrócę, bo na pewno nikt nie przyjedzie. Zgłosiło się czterdzieści osób. Wąsy nam zamarzały, ale pojechaliśmy. To była jedna z najbardziej ekstremalnych wypraw.

- Jakie ma pan najbliższe plany?

- W sobotę bierzemy udział w rajdzie prezydenckim, a na początku maja robimy pięciodniowy wypad do Chęcin koło Kielc na Zlot Trójprzymierza. Szczegółowy plan działań klubu podany jest na naszej stronie www.cyklista.q4.pl