https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Samoobrona senatorów

Janina Paradowska, "polityka"

     W nadzwyczajnej modzie są dziś wszelkie odruchy obronne, zwłaszcza zaś samoobronne. Nie wiadomo, czy to jest wpływ związko-partii o tej nazwie, która robi zawrotną karierę (18 proc. poparcia w ostatnim sondażu Rzeczpospolitej), czy też po prostu nastał taki czas, że broni się kto może, zwłaszcza zaś bronią się politycy. Ostatnio przykład dali senatorowie III RP pochodzący z SLD. Otóż to gremium wpadło w prawdziwy kłopot i rzeczywiście zagrożone jest redukcją, a może i bezrobociem. Leszek Miller, nie mogąc spełnić wielkiej obietnicy Sojuszu, że po objęciu władzy przez jego ugrupowanie będzie lepiej, przypomina, iż jego partia składała też inne obietnice, a mianowicie, że będzie taniej. Taniej dla budżetu państwa oczywiście, a to za sprawą zlikwidowania Senatu.
     Senatorowie SLD bardzo się tym przejęli, bowiem w drugiej izbie atmosfera jest raczej leniwa, nikt się specjalnie nie przepracowuje, tak więc sprawowanie senatorskiego mandatu jest dość miłe. Senatorowie przewertowali więc program SLD (zawsze lepiej późno niż wcale), a stwierdziwszy, że żadnej dosłownej obietnicy likwidacji nie ma, udali się jeszcze do prezydenta RP pod opiekę. Prezydent jak wiadomo jest przeciwnikiem likwidacji Senatu, bowiem sam go kiedyś do ustroju naszej Ojczyzny wprowadzał. Premier Miller poczuł się tą wizytą nadzwyczajnie dotknięty. Nie dość, że prezydent nie chce rozgonienia Rady Polityki Pieniężnej w obecnym składzie, to jeszcze patronuje buntowi senatorów? Premier, ciągle przecież przewodniczący SLD, zapowiedział więc sankcje wobec tych, którzy nie podporządkują się programowi partii (mogą stracić miejsca na listach w przyszłych wyborach), w którym to programie parlament jednoizbowy jest trwałym postulatem.
     Rodzi się w tym miejscu pytanie kto lepiej zna program Sojuszu - przewodniczący czy grono senatorów, choć oczywiście pytanie ma znaczenie drugorzędne. Znaczenie pierwszorzędne ma to, kto tak naprawdę w SLD rządzi. Na razie nie ulega raczej wątpliwości, że rządzi Leszek Miller, co wcale nie musi jeszcze oznaczać likwidacji Senatu. Na razie może to oznaczać, że rząd jest w poważnych tarapatach, notowania spadają, a więc premier szuka szybko jakiegoś hasła, które byłoby miłe dla opinii publicznej. Może więc niepotrzebnie senatorowie tak się zdenerwowali i rozpoczęli tę wielką samoobronę z programem partii w ręku. Wyszło bowiem głupio. SLD obiecywał likwidację Senatu, senatorowie zapewniali, że idą po mandaty, aby Senat zlikwidować, a teraz nagle takie jawne demonstrowanie przywiązania do posad?
     Mamy więc wielce widowiskowy spór, który tak naprawdę nie ma większego politycznego znaczenia. Widać w nim głównie dbałość o posady i wyraźny brak zajęć. Można senatorom podsunąć kilka pomysłów, co by tu zrobić. Mogliby na przykład opracować nowelizację samorządowej ordynacji wyborczej, tak aby znalazły się w niej przepisy antykorupcyjne, takie same jak w ordynacjach parlamentarnych i prezydenckiej, o których jakoś zapomniano. Czy zapomniano w ramach samoobrony przed kontrolą partyjnych pieniędzy?

     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska