Mam oczywiście świadomość, że w świecie otwartych granic napływ zagranicznych zawodników jest nieunikniony. Zdążyłem się przyzwyczaić, że pięciu-sześciu stranierich w wyjściowej jedenastce na mecz ligowy to absolutne minimum. Nie mogę jednak, mimo upływu lat, przyzwyczaić się do jakości, a raczej jej braku u piłkarzy, którzy zabierają miejsca młodym polskim wychowankom.
Dlaczego importujemy ilość, a nie jakość?
Na poszczególne nacje bywają w naszej ekstraklasie mody, ale generalnie lubimy sprowadzać piłkarzy tuż zza południowej granicy, także z Bałkanów, ale również z Półwyspu Iberyjskiego. Doskonale zdaję sobie sprawę z poziomu futbolu w Hiszpanii i Portugalii, tamtejszego szkolenia oraz wielkich marek czołowych klubów i reprezentacji, ale mam też nieodparte wrażenie, że import z tamtego regionu odbywa się na ilość, nie zaś na jakość.
OK, dwóch Hiszpanów z Jagiellonii lideruje klasyfikacji strzelców, Ivi Lopez z Rakowa i Josue z Legii to wartość dodana naszych rozgrywek. To w komplecie zawodnicy, którzy mają wiele do zaoferowania. I tacy, od których nasza młodzież może się sporo nauczyć. I właśnie ten aspekt właściciele ekstraklasowych klubów i szefowie działów skautingu powinni mieć na względzie, wybierając się na łowy także na Półwysep Iberyjski - ile na sprowadzeniu danego zawodnika będzie mogła skorzystać (podpatrzeć u niego) nasza młodzież!
Najlepszym z najlepszych był Ljuboja
Dla mnie niedoścignionym wzorcem transferowym jest sprowadzenie przez Legię Warszawa Danijela Ljuboi w 2011 roku. Bo to był internacjonał z naprawdę wielkim nazwiskiem w świecie europejskiej piłki, ale w momencie przyjazdu na Łazienkowską zostało mu wcale nie tylko nazwisko. Sportowa forma - to była podstawa. Mimo 33 lat na karku był wciąż w świetnej dyspozycji, a że umiejętności miał nietuzinkowe, to przyczynił się do rozwoju Ariela Borysiuka, Daniela Łukasika, Dominika Furmana czy Rafała Wolskiego. Wszyscy wspomniani Polacy nie musieli ślęczeć przed telewizorami, żeby zobaczyć, jak gra się w piłkę na najwyższym poziomie. Wystarczy, że pojechali na trening...

Gala Ekstraklasy 2025 - Robert Podoliński
Takim zawodnikiem jest też bez wątpienia kapitan Lecha Poznań Mikael Ishak. Wokół niego także można wychować falę zawodników na reprezentacyjnym poziomie. Oby tylko uporał się z kłopotami zdrowotnymi i zmęczeniem, bo odkąd podpisał nowy kontrakt - zakładam, że ze wspomnianych powodów - lekko spuścił z tonu; a skuteczność zatracił nawet przy wykonywaniu jedenastek. Choć w moim odczuciu nie bez wpływu na słabsze statystyki Szweda pozostawała także słabnąca pozycja… Joao Amarala w Kolejorzu. To już jednak temat na zupełnie inne opowiadanie...
Paweł Janas