https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sepia sentymentalna

Trzy pokolenia pań Grzybowskich. Bardzo cenię sobię tę fotografię - przyznaje prawnuk Katarzyny.
Trzy pokolenia pań Grzybowskich. Bardzo cenię sobię tę fotografię - przyznaje prawnuk Katarzyny. Fot. Archiwum Autora
Czy zastanawiali się kiedyś Państwo, dlaczego takim kultem otaczamy stare, podniszczone, pożółkłe fotografie?

Nie chodzi tylko o to, że uwieczniono na nich naszych "czcigodnych zmarłych", że możemy spojrzeć w smutne oczy prababki Katarzyny. Powód często jest bardziej banalny: to po prostu unikaty!

Wiadomo, jak historia okrutnie zmasakrowała wszelkie pamiątki rodzinne, ale też - nie wstydźmy się napisać - wielu z naszych przodków nie było stać na pójście do fotografa! To dlatego atelier fotograficzne zapełniały się w chwilach podniosłych, czyli takich jak chrzciny, komunia święta, śluby.

Ilu "za tamtej Polski", jak powiadało pokolenie, którego już nie ma, a które spogląda na nas z onych fotografii, biegało po mieście ze swoimi aparatami, i na prawo i lewo pstrykało? To dlatego taką furorę robili zawodowcy, którzy w dosłownym tego słowa znaczeniu... czatowali na potencjalnych klientów, a to przy fontannie, bądź na reprezentacyjnej ulicy Gdańskiej lub w kawiarniach, które wypełniały się gwarem bydgoszczan.

Chłopska córka zmienia losy rodu
Bardzo sobie cenię tę nadszarpniętą zębem czasu fotografię: trzy pokolenia pań Grzybowskich (fot. 1). Dostojna dama, to prababka Katarzyna z Zielonków Grzybowska (1876-1951). Gdyby nie ona, pewnie dalej ród pisałby swoją historię na macierzystej wielkopolskiej ziemi, z którą był związany od XIV wieku. No, ale przecież nie tylko w łzawych powieściach Heleny Mniszkówny pojawiały się romanse i mezalianse.

Oto chłopska córa, Kachna od Zielonków z Gierłatowa, zmieniła los rodu, który wywodził się od samego Dobka z Kurozwęk. Po prostu mój prapradziad Antoni (1846-1931) nie zdzierżył faktu, że najstarszy potomek rodu Stanisław (fot. 2) związał swój los ze służącą w Targowej Górce, chłopską dziewką! Trzęsienie ziemi sprawiło, że zaczęła się wędrówka świeżo założonego (w 1895 r.) stadła.

Ławki pradziadka w kościele Świętej Trójcy
I w ten sposób w 1907 r. imć Stanisław Grzybowski (1870-1934) osiadł był w Bydgoszczy, o czym zresztą można przekonać się wertując "Adresbuch 1908" ; tam na stronie 296 jest wzmianka, że... stolarz Stanisław Grzybowski zamieszkał przy Schwedenbergerstr. 87/88. Dadzą Państwo wiarę, że sto lat temu rodziny o tym nazwisku były w naszym mieście... dwie?

Tu przyszli na świat kolejni synowie państwa Grzybowskich: Maksymilian (1908-1971) i Stanisław (1910-1962). A zdeklasowany pradziad, który potomnym zaszczepił rodową dumę, skończył jako stolarz. Między innymi spod jego hebla (za ten germanizm dostawało się kiedyś pałę na zajęciach praktyczno-technicznych) wyszły ławki do kościoła Świętej Trójcy, który w późniejszych latach wpisał się do rodzinnej historii (włącznie z chrztem piszącego te słowa).

Bieda rzuciła w niemieckie zagłębie
Kolejną osobą na fotografii z prababką Katarzyną jest moja babcia Jadwiga Korzeńska, primo voto Grzybowska, urodzona Maliszewska (1915-1987). Wysoka, postawna, urodziwa. Urodzona w dalekim Mülheim Ruhr Styrum; zwyczajna bieda rzuciła moich pradziadów Franciszka i Annę Maliszewskich z Klonowa w owo piekielne zagłębie niemieckiego przemysłu. Rodzina (jak zresztą również Grzybowscy, widać pradziadowi Stanisławowi niezbyt szło struganie krzeseł i innych mebli; raczej utrzymuje się opinia, że był mało zaradny życiowo!) przed wybuchem I wojny wyemigrowała w głąb imperium Hohenzollernów. Ale kiedy tylko w 1918 roku "Polska wybuchła" pradziad Franciszek powrócił z rodziną i osiadł w Bydgoszczy.

Początkowo mieszkali przy ul. Granicznej 8, później Grunwaldzkiej 8, by na dobre zamieszkać ponownie przy Granicznej. To tam przyszła na świat ciotka Danuta Grzybowska, późniejsza Cholewińska (1934-1997). Tak, to to dzieciątko w wózku. I mój ojciec, Janusz Grzybowski (1936-2006).

Nieznajomy pan w meloniku
Babcia Jadwiga o mało nie została panią Olszewską, a ja przy okazji potomkiem byłego patrona Szkoły Podstawowej nr 46, do której zresztą przez krótki okres uczęszczałem. Ten znany bydgoski nauczyciel, związkowiec, więzień polityczny miał jednak podwójnego pecha: mój pradziad Maliszewski był endekiem, a kandydat na przyszłego zięcia... komunistą. Nie dość na tym: gruźlica rujnowała jego zdrowie, które zresztą nadszarpnęły pobyty w sanacyjnych więzieniach. I tak w 1933 r. panna Maliszewska została żoną mego dziadka Stanisława. Oto oni na bardzo zniszczonej fotografii (zdjęcie 3) w towarzystwie Maksymiliana, szwagra i brata.

Mnie na tej fotografii zaintrygował pan w meloniku. Traf chciał, że fotograf uwiecznił nie tylko moich bliskich, ale również przypadkowego przechodnia (tym sposobem często jesteśmy wkomponowani w obce rodzinne albumy). Ciekaw jestem, czy udałoby się ustalić, kim był ów pan z sumiastym, siwym wąsem...

Dziadek walczył z dywersantami, stryj był na froncie
I kolejna fotografia (4) - stryjeczny dziadek Maksymilian Grzybowski razem ze swoją pierwsza żoną Klarą z Nowickich (1912-?) razem z teściami na spacerze na ulicy Gdańskiej. Cóż za idylla i beztroska. Swoją drogą ciekawe, czy mieszkańcy naszego miasta oganiali się od ulicznych fotografów jak od much, czy wręcz przeciwnie: wyelegantowani świadomie pchali się przed ich obiektywy? Żałować należy, że na żadnym z pomieszczonych tu zdjęć nie ma pieczęci zakładów fotograficznych.

Los Maksymiliana (jak zresztą wszystkich bohaterów tej fotograficznej opowieści) był zawiły. W 1939 r., kiedy jego brat Stanisław walczył z dywersją V Kolumny na ulicach Bydgoszczy, on był na froncie. Po klęsce wrześniowej dostał się do niemieckiej niewoli i trafił do stalagu w Norymberdze. Do 1945 r. przychodziły od niego (niestety nie zachowane, nad czym strasznie boleję) listy. Potem słuch po nim zaginął. Rodzina była święcie przekonana, że Maks zginął podczas dywanowych bombardowań aliantów na Norymbergę.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy po latach otrzymałem list z norymberskiego Urzędu Stanu Cywilnego. Okazało się, że faktycznie umarł w tym mieście, ale... w szpitalnym łóżku w 1971 roku. Dlaczego nigdy nie odezwał się? Nie dał znaku życia? Zabrał tę tajemnicę ze sobą do grobu.

Nieznajome panie, tajemniczy ksiądz
Po prababce Katarzynie (starsza pani po prawej stronie z torebką - fot. 5) pozostały jeszcze dwie fotografie. Jedną, choć nie uliczną, chciałbym się na koniec pochwalić. Może stanie się przyczynkiem do innej opowieści? Może ktoś rozpozna wśród nabożnych pań swoją prababkę? Gdyby tak się stało, na łamach "Albumu" można by kreślić historie kolejnych bydgoskich rodzin... A ksiądz? Proszę przy okazji mi pomóc! Może mógłbym dopisać z tyłu tej fotografii, kim był ten kapłan.

Po latach, właśnie mi przypadło w udziale, odnaleźć i spotkać w Wielkopolsce potomków moich prapradziadów Grzybowskich i Zielonków. To historia niemal, jak z "Korzeni" Alex' a Haley'a. Stanąć nad grobem prapradziada Antoniego. Historia, którą tak kocham, zatoczyła koło.

A jakże, odwiedziłem też rodowe gniazdo: Grzybowo koło Wrześni, senną wioskę, która ożywa, gdy w sierpniowy weekend odbywają się tam średniowieczne inscenizacje. Tylko do Gierłatowa prababki Katarzyna, "Matki Grzybowskich", jakoś nie mogę dotrzeć. Może tego lata? Na pewno tego lata. Jestem to winien tej upartej chłopskiej córze, z której my wszyscy...

Robert Grzybowski

Od redakcji: Robert Grzybowski jest nauczycielem historii, kilka lat temu wymyślił konkurs dla gimnazjalistów poświęcony Józefowi Piłsudskiemu.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska