Rolnicy powiedzieli wtedy o swoich żalach, a przede wszystkim o ich zdaniem niesprawiedliwym szacowaniu szkód łowieckich w Nadleśnictwie Lutówko.
- W stosunku do lat ubiegłych szkód jest zdecydowanie mniej, ale spotkanie z panem Kaczmarkiem nie miało na to żadnego wpływu - twierdzi Andrzej Basiński, rolnik, na którego prośbę zwołano zebranie. - Spodziewałem się jakiegoś gestu od leśników. Może pójścia na ugodę? Piłka była przecież po ich stronie. Od tego jednak czasu nikt się do mnie nie odezwał. Wiem, że narobiłem rabanu, ale przez 12 lat ustępowałem i powiedziałem sobie, że już nie będę. Bywało przecież tak, że siałem rzepak cztery razy po kolei. Ile można?
Jak przyznaje Basiński, w tym roku po raz pierwszy nie miał z rzepakiem takich problemów. - Zdania, że szkody powinny być szacowane prawidłowo, nie zmienię - mówi Basiński i zapowiada, że jeśli nie dostanie wcześniejszych odszkodowań, o które występował, szykuje się do sądu. - Ja nie jestem jakimś oszołomem. Na wszystko mam dokumenty i sprawy tak nie zostawię - mówi.
Natomiast nadleśniczy z Lutówka Ryszard Zambrzycki twierdzi, że złotego środka nie ma i nie będzie, bo leśnicy są zawsze między młotem a kowadłem. Z jednej strony jest zwierzyna, która wchodzi w szkodę, a z drugiej siedem sztuk wilków, które zadomowiły się w rejonie nadleśnictwa i muszą coś jeść. Jeśli zwierzyny łownej będzie za mało, zaczną zerkać na zwierzęta domowe.
- To nie jest taka wataha jak w Bieszczadach, ale musimy mieć to na uwadze. Planujemy większe odstrzały, ale mamy też lobby ekologów, którzy patrzą nam na ręce. Zawsze jednak pomagamy każdemu rolnikowi, który się do nas o to zwraca - mówi Ryszard Zambrzycki, nadleśniczy z Lutówka. - Dajemy pastuchy albo słupki grodzeniowe. Dokładamy się też do grodzenia siatką. Wspieramy zabezpieczanie nasion, żeby nie wyjadały ich dziki.
Zambrzycki nie widzi też problemów z wypłatą pieniędzy za odszkodowania. - Jeśli ktoś nie dostał pieniędzy, powinien iść do sądu, ale procesów nie mamy - mówi nadleśniczy. - Jeśli chodzi o pana Basińskiego, to trudno, żebyśmy mogli ogrodzić 240 hektarów pól, po których przebiega kilka dróg publicznych. W tym wypadku grodzenie nie będzie skuteczne.