Japończycy pod Toruniem
Japończycy pod Toruniem
Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna w Ostaszewie, gmina Łysomice powstała w 2006 roku. Działają na jej terenie firmy z branży elektronicznej specjalizujące się w produkcji monitorów LCD i telewizorów. Podtoruńska strefa skupia japońskie firmy, dla których zarezerwowano ponad 170 hektarową powierzchnię. Największym pracodawcą jest fabryka Sharp, tylko na jej potrzeby przeznaczone jest blisko 50 hektarów. Pierwszy etap inwestycji kosztował 44 mln euro. Zakład ruszył już w grudniu ubiegłego roku, pod koniec sierpnia nastąpiła oficjalna ceremonia otwarcia Sharp Crystal Parku. W Ostaszewie pełną parą działa też Orion Electric Poland. Niebawem z produkcją ruszy Sumika Electronic Materials Poland oraz Poland Tokai Okaya Manufacturing. Poza tym w tym rejonie będą inwestować kolejne japońskie firmy: U-TEC Poland, NYK logistic Polska, Tensho Poland Corporation, Shobi Craft Poland oraz Kimoto Poland. Do 2011 roku w elektronicznym zagłębiu Sharp Crystal Park powstanie 11 tysięcy miejsc pracy.
- Dlaczego postanowiliście powołać związek zawodowy?
- Przede wszystkim po to, aby bronić praw pracowników. Mamy przecież nie tylko obowiązki, ale i prawa. Wybraliśmy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność", bo jest znany na świecie i kojarzy się z Lechem Wałęsą. W Japonii też działają bardzo silne związki zawodowe, dlatego i w Ostaszewie Japończycy traktują nas poważnie. Związek założyliśmy w czerwcu. Najpierw był dziesięcioosobowy komitet założycielski, który działał potajemnie. Wybraliśmy osoby, co do których nie było żadnych zarzutów, tak by kierownictwo nie mogło się do niczego przyczepić. To właśnie na naszym dziale maszyn zmontowaliśmy zwartą ekipę. Nie oszukujmy się w Sharpie był mobbing, były nawet przypadki zastraszania. Trzy razy pracownicy próbowali zawiązać związki zawodowe. Ale ludzie się bali, bo brygadziści, albo liderzy mówili, albo weźmiesz się do roboty, albo koniec z pracą. A ludzie mieli umowy krótkoterminowe.
- Czy was również zastraszano?
- Nie. Na szczęście nie. Ja jestem wojownikiem, nie dam się zastraszyć. Kadra zarządzająca chyba jednak czekała na nasz ruch. Wiedzieli, że związki zawodowe, prędzej czy później, powstaną. Jesteśmy coraz silniejsi, bo nasze szeregi wciąż się powiększają. Teraz jest to grupa blisko 130-140 członków, ale rotacja pracowników w zakładzie jest tak duża, że nie potrafię powiedzieć ilu dokładnie dziś mamy członków.
- Jak się pracuje w Sharpie?
- Ja nie mogę narzekać. Pracowałem w dziale maszyn. Była bardzo dobra atmosfera. Ja jestem z ludźmi zżyty. Jednak z przykrością muszę powiedzieć, że liderzy czasem robią niepotrzebny zamęt. Nie zależy im na dobrej współpracy.
- Dlaczego niektórym liderom nie zależy na dobrej współpracy?
- Liderzy należą do kadry menadżerskiej, która składa się z Polaków. Tworzą ją liderzy, podliderzy i brygadziści. Moim zdaniem zbyt mało rozmawiają spokojnie z pracownikami. A przecież nie można ciągle stresować ludzi, czasem wystarczy coś zwyczajnie wytłumaczyć. Nie zawsze przecież niedociągnięcia są spowodowane winą pracownika.
- Dużo jest do poprawy w firmie?
- Trochę jest. Po pierwsze kombinezony. Przeszkadzają w pracy. Po ośmiu godzinach stania w tych butach dostajemy odcisków, w maskach ludzie się duszą. Mamy tylko jedną, 25 minutową przerwę, na osiem godzin pracy. W tym czasie trzeba się przebrać w tak zwanej czystej szatni, pójść do kolejnej przebieralni by wziąć swój posiłek i dalej wędrować na stołówkę. Można brać też jedzenie ze stołówki, ale tam są kolejki. Kto pierwszy ten lepszy. Skutek jest taki, że nie brakuje takich co jedzą na stojąco. Dlatego będziemy rozmawiać o tych sprawach z dyrekcją. Wypunktowaliśmy listę najważniejszych spraw do załatwienia. Potrzebujemy dwóch tablic informacyjnych, pomieszczenia dla związku. Nie boksu, ale pokoju gdzie moglibyśmy dyskretnie porozmawiać o pracownikiem o jego problemach. Wcześniej nie mieliśmy dostępu do schematu organizacyjnego i regulaminu firmy, teraz będzie on dostępny dla wszystkich. 17 października podpisaliśmy umowę z zarządem firmy Sharp o współpracy składającą się m.in. z zagadnień płacowych, socjalnych. Więcej na razie powiedzieć nie mogę.
- Co jeszcze chcecie zmienić?
- Wcześniej były przerwy na papierosa, teraz już ich nie ma. Można palić w czasie przerwy na posiłek. Wtedy jednak zapchana jest i stołówka i palarnia. Mimo że ludzie w trzech turach idą na przerwę. Chcemy większych szafek. Jest też zbyt mało toalet. Dziś, żeby z nich skorzystać trzeba zapisywać się u brygadzisty, do zeszytu, na przysłowiowe "od- do". Jest prowadzony rejestr wychodzeń do toalety i po wodę. Chcemy też lepszej ochrony niepełnosprawnych, bo pracują u nas osoby z grupą inwalidzką. Chcemy też by trzecia umowa o pracę nie była podpisywana na rok, ale, dla tych najlepszych pracowników, była umową na czas nieokreślony. Zdarzały się przypadki omdleń czy utraty przytomności. Jest wprawdzie pielęgniarka i punkt medyczny, ale to wciąż za mało na tak duży zakład, w którym pracuje ponad 1400 pracowników. Walczymy o lepsze wyposażenie punktu medycznego i lekarza. Jak pracownik na taśmie źle się poczuje to nie ma nawet miejsca gdzie mógłby usiąść. Potrzebujemy innego systemu pracy dla uczących się oraz wyjaśnienia sprawy wykorzystania funduszu socjalnego.
- A o wyższą pensję będziecie walczyć?
Tak. Płace przede wszystkim, by nie była to najniższa krajowa. A pracownicy, którzy się sprawdzają otrzymywali, oczywiście stopniowo, coraz większe wynagrodzenie. Dziś zarabiamy 936 zł brutto, plus premie za brak absencji w pracy - 100 zł i za jakość - 50 zł. Powiem szczerze, ostatnio dostałem 890 zł na rękę. Jest jednak szansa i to duża szansa, że najlepsi pracownicy jeszcze w tym roku będą zarabiali więcej.
- Jednak niedawno zrezygnowano w Sharpie z pracy na nocną zmianę. Dlaczego?
- Brakowało ludzi na nowe linie. Są duże przetasowania. Ludzie często, po dwóch, trzech dniach rezygnują z pracy. Pensje są bardzo ważne, ale poza nimi istotne są też warunki pracy. A było tak, że jedna z liderek widząc, że powstała mocno zżyta i rozumiejącą się grupa podjęła decyzję o kompletnym wymieszaniu pracowników. Zaskarżyliśmy to do dyrekcji. Ta przyznała nam rację i liderka musiała pożegnać się z pracą, bo swojej decyzji nie chciała zamienić. Najgorsze jest to, że to właśnie nasi rodacy na szczeblach kierowniczych chcą się przypodobać Japończykom.
- Nie boicie się, że jak nic w Sharpie się nie zmieni to coraz mniej Polaków będzie chciało tu pracować. A zastąpią was mający mniejsze oczekiwania finansowe Ukraińcy lub Białorusini?
- Myślę, że nie. Dyrekcja będzie musiała coś zrobić by zatrzymać pracowników, bo zaczną odchodzić do innych firm. Wstępnie rozmawialiśmy z szefostwem o poprawie sytuacji, dlatego jak na razie spokojnie spoglądam na przyszłość.
- Wierzy pan w poprawę sytuacji w firmie?
- Wierzę. Tylko musi zmienić się podejście liderów i brygadzistów do pracowników. Na naszą prośbę kilka razy zakład wizytowała Państwowa Inspekcja Pracy. Teraz powołamy społecznego inspektora pracy. Mam nadzieję, że Sharp wreszcie doceni dobrych i rzetelnych pracowników.
Rozmawiał Paweł Marwitz
