- Firma weszła już w dwunasty rok produkcji. Na gospodarczym rynku Brodnicy postrzegana jest jako przykład dobrej roboty.
- Możliwe. Stąd raczej jestem do roboty, a nie do udzielania wywiadów...
- Niech pani odpocznie na chwilę i przypomni sobie jak pani wystartowała.
- Skoro już, muszę sprostować. Wystartowaliśmy razem z mężem. W dwójkę ciągniemy ten wózek. Kiedyś mąż pracował w "Vobro". Któregoś dnia wyszedł problem z kartonami do tamtejszych wyrobów - "Vobro" miało kontrahenta w Toruniu. Mąż przyszedł z pracy i zaproponował: a może byśmy spróbowali w tej branży? Nie mieliśmy żadnej wiedzy na temat papieru, celulozy, kartonów. Mąż jest z wykształcenia rolnikiem, ja zootechnikiem. Kupiliśmy trochę książek, zaczęły się szkolenia i samoszkolenia. I tak wystartowaliśmy, w dwójkę.
- Bez problemów?
- Oczywiście, że były, ale nie ma sensu nikogo nimi obarczać. Czy to, że musiałam kilka razy w tygodniu jeździć pożyczonym od siostry maluchem do zakładów papierniczych w Ostrołęce było czyjąkolwiek winą? Nie, moim świadomym wyborem. Dlatego powtarzam: byłam i jestem do roboty a nie opowiadania o niej.
- Dziś, po blisko dwunastu latach, firma ma już swoją markę na rynku gospodarczym.
- To wyłącznie ocena klientów. Jeżeli tak jest, tym bardziej nas to cieszy. Zatrudniamy dziś blisko sto sześćdziesiąt osób, chcemy zakład rozbudowywać, mając nadzieję, że przyniesie to zysk nie tylko nam, ale i ludziom, którzy znajdą u nas pracę i Brodnicy.
- Nieustannie mówi pani w liczbie mnogiej.
- Bo to nasz sukces, męża i mój. I tak to należy postrzegać.
