Po protestacji z 29 X 2007 w sprawie grodu przy ul. Grodzkiej pojawiły się w mediach wypowiedzi przekonujące opinię publiczną, że postulaty braci rycerskiej są całkowicie nierealne, bo ich spełnienie miałoby kosztować miliony złotych z miejskiego budżetu. Skąd ta nieprawdziwa liczba? Można by domniemywać pomyłkę czy zwykłą nieznajomość rzeczy, ale niewykluczone, że jest to celowa manipulacja. Chodzi (jak sądzę) o to, aby zasugerować bydgoszczanom, że pomysł jest absurdalnie kosztowny, a pomysłodawcy to cwaniacy sięgający do miejskiej kasy po grube miliony. Zatem, aby rozwiać ów fałszywy obraz - wyjaśniam:
1. Wersja oszczędnościowa
Nasza propozycja ma trzy wersje: wielką, średnią i małą. Ta wielka - zakładająca odzyskanie działki przy Grodzkiej 34 - faktycznie jest kosztowna i mało realna (choć kto wie? nie próbowano). Za to koszt wersji średniej - budowy mniejszego grodziska na sąsiednim terenie - według zeszłorocznych szacunków zamknąłby się w 200 tys. złotych, z czego 100 tys. kosztowałaby budowa obiektu, a drugie 100 tys. całoroczna działalność edukacyjna i kulturalna. Wersja "mini" to 5-miesięczny (luty-czerwiec 2008) pilotaż programu edukacyjno-kulturalnego w Zespole Szkół 25, kosztujący 60 tys. zł. Jak widać, do milionów daleko. Mówimy o wydatku 120-200 tysięcy w skali roku, czyli kwocie dla budżetu miejskiego nieodczuwalnej, do znalezienia w każdej chwili. Kto nie wierzy, niech wspomni, jak na początku kadencji obecne Władze "od ręki" uchwaliły przekazanie 100 tysięcy złotych dla rodzin tragicznie zmarłych górników na Śląsku. Albo gdy skutkiem zaniedbania w Wydziale Edukacji szkoły straciły szansę na rządowe dotacje - znalazło się wkrótce 200 tysięcy na częściową rekompensatę. Albo 300 czy 400 tysięcy wydane na meganamiot-skatepark w Myślęcinku, który długo stał pusty, a dziś służy potrzebom stosunkowo małej grupy młodzieży i sportowców. Mówię o tym nie po to, by te wydatki krytykować - ale by pokazać, że nadprogramowe 100 czy 200 tysięcy w budżecie znajduje się zawsze, gdy tylko jest wola Magistratu. Tym łatwiej, że projekt Grodu nadaje się do finansowania z trzech działów budżetowych - edukacji, kultury i promocji miasta. Można - wzorem Chełmna - zachęcić do współfinansowania Starostwo i Urząd Wojewódzki. Można też sięgnąć po dotację z Ministerstwa Kultury w ramach programu "Patriotyzm jutra" (o co staramy się już przez Zamek Krzyżacki w Toruniu). Mając w ręku trzy mocne atuty - relikt kulturowy sprzed 1000 lat, program całorocznej działalności oraz doświadczoną kadrę instruktorską - zyskanie dotacji jest niemal pewne. Jak to się mówi: pieniądze leżą na ulicy, starczy się po nie schylić.
2. Wersja "wielka"
Wielkie projekty rekonstrukcyjne za kilkanaście milionów także istnieją, nie przeczę - buduje się całe zamki, zespoły grodowe, nawet miasteczka (np. XIX-wieczne galicyjskie). Ale tych nie realizuje się z budżetów miast, tylko z funduszy/programów Unii Europejskiej (np. Norweskiego Mechanizmu Finansowego, (www.eog.gov.pl) obszar 3: "Ochrona kulturowego dziedzictwa europejskiego"). Z własnego budżetu gmina pokrywa tylko pewien procent (czasem 50%, czasem zaledwie 15%). Oczywiście, przy większych inwestycjach nawet 15% przekracza możliwości jednej gminy/miasta - ale i to nie przekreśla sprawy, bo wówczas pieniądze na "wkład własny" otrzymuje się z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Powołano do tego specjalny program operacyjny, tzw. Promesę (www.mk.gov.pl/po/promesa.php), na podstawie której MKiDN może sfinansować ponad 90% wymaganego wkładu własnego - wtedy zamiast 15% kosztów, budżet miasta opłaca jedynie 1,5%! Nawet przy gigantycznym projekcie rekonstrukcyjnym nie trzeba wielkiego wydatku - trzeba jedynie pomyślunku i zaradności. Dowodzi tego przykład Byczyny pod Opolem (www.byczyna.pl), miasteczka 100 razy mniejszego od Bydgoszczy (4 tys. mieszkańców), które dzięki funduszom unijnym zrealizowało projekt 25 razy droższy niż to, co my proponujemy. W 2007 stanął tam pseudośredniowieczny gród z hotelem za 4,5 miliona złotych, który organizuje już imprezy historyczne o zasięgu międzynarodowym.
3. Udawanie głupiego
A więc nie może chodzić o brak pieniędzy, skoro z podobnymi (i większymi!) projektami dają sobie radę prowincjonalne ośrodki liczące kilka - kilkanaście tysięcy mieszkańców. Decydujące są tu nie możliwości budżetowe, lecz intelektualne. Dlatego z całą powagą przestrzegam urzędników i publicystów przed głoszeniem, że Bydgoszcz nie jest w stanie sprostać proponowanej inwestycji. Kto tak twierdzi, ten mimowolnie oskarża Władze Miasta o nieudolność i brak kompetencji. (Zresztą niektórzy powiadają to wprost, bez ogródek.) A to taka sama nieprawda jak brak pieniędzy. Bydgoski Ratusz umie realizować duże projekty inwestycyjne, i to właśnie w Norweskim Mechanizmie Finansowym (patrz: rewitalizacja Wyspy Młyńskiej). Wprawdzie naszym decydentom brak doświadczenia w budowie historycznych obiektów, a o osiągnięciach innych miast wiedzą żałośnie mało - ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się dowiedzieli. Wystarczy zajrzeć na www.byczyna.pl: Menu / Aktualności / Gród rycerski - byczyński gród to inwestycja publiczna, więc jej dokumentacja jest powszechnie dostępna. Droga przetarta, zbadana i oznaczona, można bezpiecznie pójść śladami poprzedników. I proszę nie wmawiać opinii publicznej, że mamy głupszych zarządców niż Chełmno czy Łęczyca. Wyspa Młyńska dowodem, że jeśli chcą, to potrafią.
Otóż to: jeżeli chcą. Tak naprawdę na drodze do realizacji pomysłu stoi wyłącznie brak woli działania ze strony Ratusza. (Kto się z tym nie zgadza, tego zapraszam do polemiki - pisać na [email protected].) Różnica między nami a Chełmnem czy Byczyną polega na tym, że tamtejszym samorządowcom "się chciało", a naszym nie, bo projekt jest zbyt wymagający. Czego wymaga? Po pierwsze: myślenia, po drugie: energicznych działań. A w Ratuszu nie jest to obowiązkowe - można sobie rutynowo urzędować.
http://www.szlachta.domenium.pl