Życiorys Pawła Tuchlina, przezwanego przez prasę i społeczeństwo "Skorpionem" to przestroga. Historia ta jest ostrzeżeniem, że wynaturzenia same nie znikają, że pozostawiony samotnie słaby człowiek, targany skrajnymi emocjami, stopniowo przeistacza się w bestię.
Nie mógł spokojnie usiedzieć
Tuchlin na początku lat 80. sterroryzował północną część ówczesnego województwa bydgoskiego. Przerażające żniwo jego praktyk to 11 zamordowanych kobiet.
"Mnie coś ciągnęło - zabójcę cytuje Bogusław Sygit, w latach 80. szef bydgoskiej prokuratury rejonowej. O terrorze, jaki siał Tuchlin, napisał w swojej książce zatytułowanej "Kto zabija człowieka..."
- "Coś mi chodziło w środku, po piętach, we mnie, czego nie jestem w stanie dokładnie określić. Gdy się to we mnie nazbierało, wyruszałem na wędrówkę po mieście, wyszukując kobiet, z którymi mógłbym użyć sobie seksualnych podniet. Moja wędrówka nie zawsze kończyła się tylko zaczepianiem kobiet, ale dochodziło do samego ich atakowania. Chodziło o to, aby kobietę obezwładnić, żeby nie stawiała żadnego oporu, a ja mógłbym zaspokoić się seksualnie"
Swoje credo Tuchlin wyznał śledczym wiosną 1983 roku. A zaczęło - jeżeli można użyć takiego określenia - całkiem niewinnie. "Skorpion" urodził się w 1946 roku w miejscowości Góra, w gminie Stara Kiszewa, pod Gdańskiem, jako syn nieźle sytuowanych gospodarzy. W skład rodzinnego majątku wchodziło wtedy ponaddziesięciohektarowe gospodarstwo. Tuchlin miał dziesięcioro rodzeństwa, sam był ósmym dzieckiem.
Żonaty zabójca
Sygit w swojej książce opisuje problemy, które trapiły przyszłego psychopatycznego mordercę od lat dziecięcych. Paweł moczył się w nocy. Ta przypadłość rzuciła cień nawet na jego wiek młodzieńczy. "Jedynym lekarstwem dla mnie w domu była pyda, splot rzemieni" - wyznał później przesłuchującym go śledczym. Stres, jaki przeżywał z tego powodu jeszcze w wieku 16 lat, nie pozwolił mu ukończyć Technikum Rolniczego w miejscowości Bolesławiec, do którego uczęszczał krótko po skończeniu podstawówki. Wtedy już od kilku lat przylgnęło do niego przezwisko "dójcok" i "sikacz" - zaznacza Sygit w "Kto zabija człowieka..."
Tuchlin, nie zdobywszy zawodu, imał się różnych dorywczych zajęć. W latach 60. pracował między innymi przy budowie tunelu dla pieszych na dworcu kolejowym w Gdańsku. Lata 1976 - 1979 przesiedział jednak w więzieniu za kilka kradzieży, jakich się dopuścił w Trójmieście. Jeszcze zanim trafił za kraty, ożenił się. Miał córkę. Rodzinę opuścił niedługo potem dla kelnerki poznanej w barze. W 1980 roku ożenił się ponownie.
Dobił młotkiem kobietę
"Jego pierwsza żona po prostu nie wierzyła we wszystko, co ustalono w (późniejszym - red.) śledztwie i co powiedział sam Tuchlin" - czytamy w opracowaniu Sygita. Trudno się dziwić kobiecie, zważywszy na to, jak Tuchlin odniósł się do pytania o jedno z pierwszych morderstw, jakich się dopuścił. A miało to miejsce po tym, gdy potrącił samochodem pieszą.
"Po uderzeniu prosiła się o pomoc, to humanitarnie wysiadłem, wyjąłem młotek i ją dobiłem" - czytamy wyznanie bestii na kartach książki bydgoskiego prokuratora. Zanim "Skorpion" - bo takie przezwisko nadali mu operacyjni milicjanci kryminalni uczestniczący w akcji specjalnej pod takim samym kryptonimem - dopuścił się pierwszego mordu, obnażał się w parkach trójmiejskich i okolicznych miejscowości.
Przeczytaj całość - kup e-wydanie "Gazety Pomorskiej"
Czytaj e-wydanie »