O czym jest nowy hit Netflixa?
Utalentowana muzycznie żona przystojnego Simona, współwłaściciela pizzerii zostaje po wypadku samochodowym zamordowana, a jej serce wycięte i przeszczepione Camili, żonie zamożnego mężczyzny powiązanego z polityka. Simon, którego życie rodzinne legło w gruzach po stracie ukochanej żony za wszelką cenę chce dowiedzieć się co dokładnie działo się z jego żoną, podczas gdy on leżał nieprzytomny w aucie. Prawda okazuje się okrutna. Jego żona została ofiarą łowców narządów i jeszcze żyła, zanim pobrano jej mięsień! Spragniony zemsty Simon zagłębia się w niebezpieczne podziemie handlu organami. Przeznaczenie sprawia, że zakochuje się w Camili, która żyje dzięki sercu jego żony. Punktem kulminacyjnym jest moment, kiedy oboje dowiadują się prawdy. Co z tego będzie? Całkiem przyjemny serial!
„Skradzione serce” czyli przyjemność z oglądania
Choć fabuła produkcji wydaje się przypominać popularne tasiemce, to okazuje się, że telenowela "Skradzione serce" ma w sobie to "coś". Szybka akcja, zgrabne aktorstwo i uknuta na szeroką skalę intryga przeplatana ogromnym cierpieniem sprawiają, że każdy odcinek kończy się z pytaniem w głowie widza: co będzie dalej? Choć niektóre wątki są infantylne i nieco przewidywalne, serial świetnie się ogląda, nie tylko jako typowe guilty pleasure. Nienachalny, niewymagający, ładny.
Co więcej – widzowie będą mieli na czym zawiesić oko. Wcielający się rolę Simona Michael Brown nie dość, że jest przekonujący w roli zrozpaczonego męża, na którego spadła niebywała tragedia, to jeszcze jest na czym zawiesić oko. Nie inaczej jest w przypadku kobiet. Piękne latynoski zdecydowanie przyciągają uwagę widza.
Może i nie jest to serial najwyższych lotów, ale gdy z przyjemnością i zaciekawieniem ogląda się przy kolacji kolejne odcinki, to już o czymś świadczy. Na tym wszak polega tworzenie seriali obyczajowych - by oglądanie ich było przyjemnie.
"Skradzione serce", czyli przyjemność z oglądania. Telenowel...
