Sąd uznał, że detonując granat Sławomir G. próbował zabić swoją żonę. Kobieta przeżyła, ale została ciężko ranna - lekarze amputowali jej ramię i nogę. Ranny został też przypadkowy świadek zdarzenia - mężczyzna, który razem z córką czekał w dyżurce na żonę - pracownicę zakładu karnego.
W dniu tragedii Sławomir G. był pijany. Rano sporządził testament, spakował do plecaka granat i poszedł zobaczyć się z żoną, która pracowała w grudziądzkim więzieniu. Wcześniej pokłócili się o pieniądze.
- To małżeństwo przechodziło różne koleje losu - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Rydzewski. - Rozwiedli się, potem znowu zawarli związek małżeński, a w 2008 roku przechodzili kryzys.
Straszył żonę granatem; urwało jej rękę i nogę... Teraz stanął przed sądem
Małżonkowie kłócili się m.in. o podział pieniędzy ze sprzedaży ich wspólnego domu. Sławomir G. podejrzewał też żonę o zdradę. Jak zapewniał podczas długiego procesu: kiedy 4 lipca przyszedł przed grudziądzkie więzienie, chciał tylko żonę postraszyć, żeby oddała mu pieniądze.
- W swoim ostatnim słowie mówił, że wszystko stało się dlatego, że opanował go gniew i zranione uczucie miłości do żony - mówił sędzia.
Kiedy Halina G. zobaczyła czekającego na nią męża, schowała się w więziennej dyżurce. Sławomir G. wszedł tam za nią. Doszło do szarpaniny. "Będziesz moja albo niczyja" - miał podczas niej krzyczeć Sławomir G. Chciał, żeby Halina G. wyszła na zewnątrz - do banku po pieniądze.
- Kiedy wiedział, ze żona nie wyjdzie, usztywnił swoje zachowanie - mówił sędzia Rydzewski. - Już wtedy wiedział, że zdetonuje granat i miał zamiar bezpośredni zabójstwa żony.
Podczas szarpaniny granat wybuchł. Choć kamery znajdujące się w dyżurce nie zarejestrowały samego momentu detonacji, sąd nie miał wątpliwości, że to Sławomir G. - były wojskowy - wyciągnął zawleczkę. Na skutek wybuchu Halina G. straciła nogę i rękę, nie widzi też na jedno oko.
Sąd wymierzył wysoką karę, której żądał prokurator. - Sławomir G. jest człowiekiem niebezpiecznym - uznał sędzia. - Na tyle niebezpiecznym, że trzeba go izolować na 25 lat. Halina G. ciągle żyje i nie ma gwarancji, że gdyby Sławomir G. wyszedł z więzienia po 15 latach, nie chciałby zrobić jej krzywdy.
Wyrok nie jest prawomocny.
Czytaj e-wydanie »