KWESTIONARIUSZ AKTORA
Imię i nazwisko: Sławomir Maciejewski
W teatrze od 1987, a w teatrze Horzycy od 1992
Gdybym nie został aktorem, pewnie byłbym: inżynierem budowlanym. Ale po 2 latach Politechniki zrozumiałem, że i tak nie będzie zapotrzebowania na mosty w Toruniu, więc, żeby sprawić mniejszy zawód mieszkańcom, poszedłem na egzamin i zdałem do Szkoły Teatralnej.
Na profesjonalnej scenie debiutowałem rolą: nie pamiętam, ale chyba był to KOŃ w spektaklu ALICJA W KRAINIE DZIWÓW (adaptacji powieści Lewisa Carolla). Zamiast siodła na plecach, prowadzałem po scenie rower (!) Byłem wstrząsający do tego stopnia, że wstydziłem się wychodzić do ukłonów.
Moje motto brzmi: cokolwiek czynisz mądrze czyń i patrz końca Owidiusz
Główna cecha mojego charakteru: gdybym wiedział, mógłbym coś z tym fantem zrobić.
U przyjaciół najbardziej cenię: ich przyjaźń
Teatr to dla mnie: niespodzianka, prezent.
Gdybym miał taką możliwość, chciałbym zagrać (U kogo?/Z kim?/Gdzie? - do wyboru): Edypa w prapremierze dramatu Sofoklesa w 427 roku p.n.e. w Atenach
Moja ukochana rola: Coleman Connor w SAMOTNYM ZACHODZIE Martina Mc Donagha w reżyserii Iwony Kempy
Moja najtrudniejsza rola: Franz Woyzeck w sztuce Georga Buchnera w reżyserii Iwony Kempy
Moja wymarzona rola: nie mam takich marzeń. Po co? Wolę zaskoczenie.
Mój ukochany bohater literacki: Józef Szwejk
Mój mistrz: Od momentu mojego debiutu teatr zmienił się do tego stopnia, że pojęcie mistrza stało się anachronizmem. Nie ma już jasnych reguł jak grać. Czasem jednak tęsknię za jakimkolwiek mistrzem, gdy z bólem zębów oglądam coś, lub biorę udział w czymś, w czym nie przestrzega się żadnych reguł.
Rola, której nigdy bym nie przyjął: nie wybrzydzam
Największa wpadka na scenie (do której jestem w stanie publicznie się przyznać): Raz o świcie czyli o 11, obudził mnie domofon(telefonów naówczas nie było jeszcze w każdym domu). Ja byłem "wczorajszy", bo do domu wróciłem już o 7 rano. Na dole czekał brygadier sceny i poinformował, że właśnie zaczyna się przedstawienie z moim udziałem. BYCZEK FERNANDO. Klasyczna bajka z piosenkami i zawrotną akcją, która wraz z ukłonami trwała bite 45 minut. Brygadier czekający na dole miał samochód. Po 5 minutach(czyli w11 minucie przedstawienia) byliśmy w teatrze. W mgnieniu oka przebrałem się za Piątego Człowieka W Bardzo Dziwnym Kapeluszu, ale garderobiana powiedziała mi, że scena z udziałem Piątego już się odbyła! Zamarłem. W kapeluszu i pelerynce. Na szczęście okazało się, że kolega grający Narratora przytomnie zapowiedział CZTERECH Ludzi W Bardzo Dziwnych Kapeluszach. Ha! Poradzili sobie beze mnie! Odetchnąłem. Teraz już spokojnie, ponieważ grałem w tym przedstawieniu "strumień postaci"(ze siedem!), przebrałem się za kolejną i dalej już poooszło!
Kiedy nie jestem w teatrze, lubię: od czasu do czasu pójść do teatru, poleżeć, pomilczeć, pogadać, znów poleżeć, coś ugotować, i planować trasę, którą latem przepłynę kajakiem.
- Dariusz Bereski (0 głosów)
- Michał Marek Ubysz (0 głosów)
- Paweł Tchórzelski (0 głosów)
- Niko Niakas (0 głosów)
- Tomasz Mycan (0 głosów)
- Marek Milczarczyk (0 głosów)
- Sławomir Maciejewski (0 głosów)
- Paweł Kowalski (0 głosów)
- Łukasz Ignasiński (0 głosów)
- Radosław Garncarek (0 głosów)
- Grzegorz Woś (0 głosów)
- Grzegorz Wiśniewski (0 głosów)