Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słoń, pokonani Etiopczycy i egipskie chóry - "Aida" łódzką specjalnością pozostała!

Alicja Polewska, Marek K. Jankowiak
fot. Teatr Wielki w Łodzi
Przyjazd "Aidy" z Łodzi do Bydgoszczy wisiał na włosku. Tamtejszy Teatr Wielki miał obawy czy adaptacja spektaklu do bydgoskiej sceny nie straci na atrakcyjności. Nie stracił. To była "Aida" robiąca wrażenie! Jak mówił w "słowie" przed spektaklem dyrektor Pietras - "Aida" zawsze była łódzką specjalnością. I taki deser na pewno warto było na XVII Bydgoskim Festiwalu Operowym zobaczyć.

Brawa zatem za odwagę dla tych, którzy w Łodzi zadecydowali o tym, że "Aidę" jednak do Bydgoszczy warto wysłać. Był to zresztą prezent szczególny dla znakomitego ongiś bydgoskiego tenora Pawła Leońca, który wystąpił kiedyś w premierze "Aidy" na bydgoskiej operowej (wówczas w Teatrze Polskim) scenie i bardzo swoim występem zachwycił. Wspomniał o tym także dyrektor Pietras, a w chwilę później poinformował, że artysta jest obecny na festiwalowym przedstawieniu. Starszy dziś już pan, z laseczką w ręku zebrał gromkie brawa od publiczności. Nic więc dziwnego, że i do finałowych ukłonów został przez łodzian zaproszony na scenę. Ładny gest i piękne podziękowanie od bydgoskich melomanów.

A zaraz potem delikatnie rozpoczęła orkiestra, którą poprowadził Tadeusz Kozłowski. Tę delikatność akcentuję, wszak "Aida" w naszych uszach, to zazwyczaj dzieło monumentalne, z wielkim marszem triumfalnym po zwycięstwie wojsk egipskich nad etiopskimi w tle. I zwykle kojarzymy to dzieło z mocnym dźwiękiem orkiestry, z wielką sceną zbiorową, wspaniale brzmiącym chórem, no i efektownymi dekoracjami. I wszystko to w Bydgoszczy było. Łącznie z wielkim słoniem , który na rolkach przemieszczał się z jednego końca sceny na drugi także w tym zwycięskim marszu.

Były też wspaniałe głosy na scenie. Najatrakcyjniejszy chyba to jednak niewolnica Aida, w której rolę wcieliła się Monika Cichocka - sopran, laureatka łódzkiej "Złotej Maski" za ten właśnie występ sprzed pięciu lat. Duże wrażenie zrobił też Rafał Pikała jako Faraon i Robert Ulatowski - jako Ramfis. Musiał się podobać też Zenon Kowalski w roli etiopskiego króla Amonastro. Radames, czyli ten który poprowadził do zwycięstwa Egipcjan w tej wojnie (w tej roli Krzysztof Bednarek), rozpoczął trochę niepewnie, ale potem wyraźnie się rozśpiewał. Chociaż grą na scenie - nie zachwycił. Nie do końca za to przekonująca, tak głosowo, jak i scenicznie, była chyba Jolanta Bibel w roli Amneris, czyli córki Faraona, ale i rywalki Aidy do serca Radamesa. Śpiewała dosyć manierycznie, bardziej do dyrygenta niż scenicznych partnerów. I choć opera, jak i teatr to sztuka ułudy, to jednak fizyczność nie dała się tym razem ukryć w pięknych strojach. A warto o nich wspomnieć, bo bez wątpienia kreacje, które wyszły spod ręki Marii Balcerek zachwycały . Przywoływały wspomnienia dawnych bogatych w wystroje realizacji scenicznych. Obok głosów były bez wątpienia znaczącym akcentem niedzielnego wieczoru.

Dzieło wyszło w łódzkim Teatrze Wielkim spod ręki reżysera Marka Weissa-Grzesińskiego, a choreografię do spektaklu przygotowała Izadora Weiss. I wyszło znacznie lepsze niż ich wspólny, przywołany wcześniej w recenzji "Eugeniusz Oniegin" zrealizowany w Operze Bałtyckiej. No, ale może też i to dzieło właśnie jest mniej podatne na "kombinowanie". Ma być siła, ma być potęga, ma być mocny dźwięk. I to z pewnością na scenie osiąga się łatwiej niż intrygę serc w romantycznej scenerii rosyjskiej. W "Aidzie" łódzkiej jest jeszcze jedna ważna osoba dzięki której ten spektakl ma wielki wymiar. To Paweł Dobrzycki, autor dekoracji i szef od światła. Tym drugim operował znakomicie, co zwielokrotniło plastyczność dzieła.

Widać to było znakomicie w scenie sądu nad zdradą Radamesa oraz chwilę później w wygranym niezwykle delikatnie i wręcz romantycznie duecie Aidy i Radamesa we wnętrzu grobowca.

Jednym słowem - kto nie widział tej "Aidy", niech żałuje, ale może już dziś przygotować się na naszą bydgoską realizację, którą zapowiedział ze sceny Sławomir Pietras. Dyrektor Maciej Figas ma wysoko zawieszoną poprzeczkę, ale warto spróbować się z tym dziełem, chociażby po to, żeby móc później dzielić czas bydgoskiej sceny na ten sprzed i ten po "Aidzie".

Jutro, czyli we wtorek 4 maja, na festiwalowej scenie zaprezentuje się Poznań. Tamtejszy Teatr Wielki przywozi "Werthera" Julisza Massneta. Początek - uwaga na te godziny!!! - o 19.

Czytaj więcej na:
www.pomorska.pl/festiwaloperowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska