Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służby specjalne sprawdzają wszystko, wyłączą prąd tramwajowy, zamkną strychy i studzienki

NTO / Krzysztof Zyzik
Generał Bogdan Klimek
Generał Bogdan Klimek fot. nadesłane
Z gen. Bogdanem Klimkiem, ekspertem ds. zabezpieczenia wizyt głów państw, rozmawia Krzysztof Zyzik.

www.pomorska.pl/krajswiat

Więcej informacji z kraju przeczytasz na stronie www.pomorska.pl/krajswiat

* * *

* * *

Generał Bogdan Klimek, dziś komendant wojewódzki policji w Opolu, ekspert ds. zabezpieczenia wizyt głów państw. Brał udział w ochronie wszystkich wizyt Jana Pawła II w Polsce, w ostatnich latach jako dowódca zabezpieczenia tras przejazdu. Pełnił też kierownicze funkcje w zabezpieczenia pobytu w Krakowie prezydenta USA, cesarza Japonii oraz zjazdu głów państw z okazji 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.

- Jak się organizuje w kilka dni przyjazd i pobyt setek VIP-ów, w tym koronowanych głów, prezydentów światowych mocarstw?

- To potężna akcja, ale do opanowania. Na pewno wąskie gardło będzie na lotnisku. 80 samolotów na raz nie przyjmą - Balice mają tylko jeden pas startowy. W styczniu 2005 roku, z okazji 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, przyjmowaliśmy kilkadziesiąt delegacji z rodzinami królewskimi i prezydentami. Pracowały dwa lotniska - Balice i Pyrzowice pod Katowicami. Te przyloty muszą być rozłożone w czasie, najlepiej na dwa dni. Tak będzie i tym razem.

- Ruch rejsowy musi być wstrzymany?

- Nie ma takiej potrzeby, to byłoby zbyt kosztowne. Loty rejsowe można skoordynować czasowo z tymi specjalnymi. Tym bardziej, że VIP-y nie są przyjmowane na terminalu pasażerskim, tylko wojskowym. Na pewno przed i po lądowaniu najważniejszych samolotów musi być odpowiedni odstęp. Najlepiej chronionym prezydentem świata jest Barack Obama.

- Czy jego służby wizytują wcześniej lotnisko?
- ... i każde inne miejsce.

- Wybierają apartament?

- Dickowi Cheneyowi całe trzy piętra Sheratona pod Wawelem. Bo jest nie do pomyślenia, żeby nawet wiceprezydent USA sąsiadował przez ścianę z jakimś przypadkowym gościem. Oczywiście, teraz mamy tylko kilka dni na przygotowania i trudniej jest zarezerwować całe piętra hotelu. Sądzę, że w Polsce już od kilku dni przebywa spora grupa agentów Secret Service i wszystkiego dogląda.

- Wróćmy na lotnisko Balice. Air Force One wylądował i co dalej? Helikopter? Nie, w centrum Krakowa nie ma gdzie lądować. Stadiony są remontowane, Błonia będą pewnie pełne ludzi. Prezydent pojedzie limuzyną. Jak wyznacza się trasę jego przejazdu?

- Oczywiście pod kątem bezpieczeństwa i szybkości. Cała trasa musi zostać perfekcyjnie sprawdzona i obstawiona funkcjonariuszami. Do tego powinna być wyznaczona trasa zapasowa, gdyby w ostatniej chwili zaszły jakieś niespodziewane okoliczności. Kłopot w tym, że każdą komunę trzeba osobno "przepilotować". Nie można w jednym konwoju puścić króla Hiszpanii z np. prezydentem Francji, choćby z jakichś tam względów byłoby to praktyczne. Dlatego ściąga się policjantów i wozy z połowy Polski.

- Jak sprawdza się trasę główną?

- Trzeba przeanalizować wszystkie adresy i wszystkie osoby, jakie przy niej mieszkają. np. czy nie ma tam osób karanych lub chorych psychicznie. Czy są tam obcokrajowcy, np. z państw podwyższonego ryzyka terrorystycznego. Błyskawicznie trzeba odbyć spotkania w mieszkaniach budzących wątpliwości. Zamyka się wszystkie włazy na strychy i dachy, na chodnikach sprawdza się kosze na śmieci i bukietniki. Wyłącza się prąd w tramwajowej trakcji elektrycznej.

- A to po co?

- Zakładamy zawsze najgorsze scenariusze, że drut pod prądem się oberwie i spadnie na jakiegoś VIP-a.

- Jak zabezpiecza się sam przejazd?

- Mamy snajperów i obserwatorów na dachach, balkonach, i na dole - na chodnikach - co 10 - 15 metrów.

- Jeśli jakiś szaleniec rzuci się pod prezydenckie auto?

- To go to auto przejedzie. Choć oczywiście taki spektakularny "występ" byłby trudny, bo kolumna prezydencka jest ochraniana przez wozy policyjne: czołowe, zamykające i tzw. wyprzedzenie.

- Kolumna prezydencka, czyli...

- ... przed takim Barackiem Obamą przyleci amerykański transportowiec, z którego gardzieli wyjedzie minimum 10 specjalnych pojazdów. W tym dwa najważniejsze - te prezydenckie, z emblematami. Jeden zapasowy, na wypadek awarii pierwszego.

- ...która się kiedyś zdarzyła?

- ...nie, nigdy...

- Czym jeździ Obama?

- To jest limuzyna pancerna. Takiego samochodu nie zniszczy nawet mina - ma płytę jak transporter wojskowy. Karoseria i szyby też wytrzymają każdy ostrzał. Koła naturalnie pełne, nie do przebicia.

- Jak na wojnę...

- Takie są procedury. Mimo tego, że zagrożenie jest czysto teoretyczne, bo przecież taka trasa jest super zabezpieczona. Nie tylko pod kątem "trudnych" mieszkańców. Tam wchodzą wcześniej pirotechnicy z ekstra sprzętem plus psy szkolone w wyszukiwaniu materiałów wybuchowych. Sprawdzamy wszystkie studzienki, ciągi, przepusty... Jak są jakieś budowy przy trasie przejazdu to też są dokładnie sprawdzone. Wie pan, że służby miejskie nawet drzewa przeglądają, czy jakaś sucha gałąź na nich nie została. Powinni to robić na co dzień.

- No tak, ale gdyby jakiś konar się złamał i spadł na auto VIP-a akurat przed tak podniosłą uroczystością, to przyzna pan, że byłby wstyd na cały świat.

- Przyznaję. Jesteśmy na Krakowskim Rynku. Obok siebie siedzą Obama, Miedwiediew, Sakrozy. Każdy ma swoje służby.

- Jak się dogadujecie, żeby sobie nie wchodzili na głowy?

- Temat jest prosty. Wydziela się specjalne miejsce, gdzie przebywają ekstra VIP-y i wspólnie ustalamy zasady ochrony. Szefami jesteśmy zawsze my, jako gospodarze. Oni mają po kilku swoich agentów, którzy z nami ściśle współpracują. Publiczność zbliżona do strefy prezydentów, też będzie wcześniej przeszukana na specjalnych bramkach. Sądzę, że na Rynek i wokół niego nie będzie możliwości wejścia nawet z najmniejszym nożem.

- Iskrzy czasem między służbami poszczególnych delegacji?

- Na ogół wszystko idzie sprawnie. Raz tylko miałem potyczkę z Secret Service, właśnie w Krakowie. To był maj 2003 roku, zabezpieczałem wizytę prezydenta George'a Busha, który przyjechał z podziękowaniem za nasze zaangażowanie w Iraku. To był czas sporego zagrożenia terrorystycznego. Amerykańscy agenci chcieli ulokować swoich strzelców wyborowych tuż przy naszych. Ja się na to nie zgodziłem. Powiedziałem, że nasze prawodawstwo jest inne. W sytuacji potencjalnego zagrożenia, amerykański snajper mógłby się zachować niezgodnie z polskim prawem.

- Mógłby zbyt pochopnie strzelić?
Wszystkie zagrożenia trzeba zakładać. Bywały przecież błędy, że obiektyw aparatu brano za lufę karabinu. Dlatego każdy nasz gość musi się podporządkować naszemu prawu i naszemu zwierzchnictwu. W Polsce Secret Service musi słuchać Polaków.

- A jak się skończyła ta potyczka z agentami prezydenta?

- Stanęło na moim a na zakończenie pobytu George Bush osobiście podziękował mi za dobrą organizację zabezpieczenia. A co na wypadek, gdy jednak stanie się coś złego? Mamy zamach, prezydent jest ranny... Wszystko to mamy przewidziane i drobiazgowo rozpisane. A już szczególnie w przypadku takich VIP-ów jak prezydent USA.

- Stół operacyjny?

- Oczywiście. Prezydent Obama ma zresztą w swoim Air Force One niewielką ale dobrze wyposażoną salę operacyjną. Ma stałą ekipę towarzyszących mu lekarzy. W wypadku zamachu w centrum Krakowa, najpewniej nie byłby jednak zawracany do Balic. Wieźli byśmy go do zaakceptowanego wcześniej przez ich służby szpitala. Tam też czeka sala operacyjna wraz z lekarzami. Zanim do Krakowa przyjedzie prezydent USA z pierwszą damą, musi tu już czekać dla nich krew. Wyznacza się też optymalną trasę dojazdu do dyżurującego szpitala. Są na niej rozstawieni policjanci i w każdej chwili mogą zamknąć wszystkie "dolotówki", by zapewnić karetce z rannym prezydentem błyskawiczny dojazd na salę operacyjną.

- Podczas ochrony głów państw zdarzało się coś, czego pan nie przewidział?

- Bywało. W 1997 roku byłem dowodzącym zabezpieczeniem tras Jana Pawła II w Krakowie. Wszystko dopięte, za godzinę ma się pojawić papież, a tu na Grodzkiej funkcjonariusz woła mi przez radio, że czuć gaz. Niemożliwe, mówię, wszystko było sprawdzone, pirotechnicy przeczesali teren a tu taka plama. Podjeżdżam, wącham i faktycznie - zalatuje gazem. Proszę sobie wyobrazić, że na ostatnią chwilę ściągnęliśmy gazowników którzy odcięli dopływ gazu w tej części dzielnicy. Jan Paweł II przejechał, a oni potem to wszystko już na spokojnie naprawili.

- Jaką akcję zapamiętał pan w sposób szczególny?

- Mało komu w karierze zawodowej jest pisane witać się z cesarzem Japonii. A mnie się to udało. Cesarz może być tylko raz w życiu w jednym kraju - on już więcej do Polski nie przyjedzie. To było latem 2002 roku, przyjechał wraz z małżonką. W Krakowie "wycięliśmy" płotkami cały rynek. Trzeba było szczególnej ostrożności, bo cesarska etykieta jest surowa, niegodnym jest nawet przypadkowo dotknąć cesarza. Zabezpieczenie jego wizyty w Krakowie tak mu się spodobało, że dwa tygodnie po powrocie do Japonii dostałem od niego przesyłkę z perłowymi spinkami.

- Nosi je pan?

- Jestem z nich dumny, ale trzymam głęboko w szufladzie, bo podobno nie przynoszą szczęścia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska