Zbigniew Ankiersztajn, któremu w styczniu Energa odłączyła prąd, mimo że regularnie płacił rachunki, wciąż prądu nie ma. Sprawę opisaliśmy 4 lutego na str. 10. Cytowana przez nas Lidia Zuba, z toruńskiego rejonu Energii, zapewniała, że firma pójdzie na rękę naszemu Czytelnikowi i dostanie on nową umowę, w której uwzględnione zostaną jego prośby m.in. o comiesięczne rozliczanie prądu tak, jak robi to on od jesieni 2008 roku: sam odczytuje licznik, dodaje opłaty stałe i wpłaca odpowiednią kwotę. Robi tak dlatego, że dopatrzył się na fakturach nieprawidłowości, a w radziejowskim Biurze Obsługi Klienta Energi nie chciano z nim rozmawiać. Tłumaczono mu że to nie on jest klientem tej firmy, tylko jego żona, która podpisała umowę. Oboje państwo mieszkają razem, są małżeństwem i pan Zbigniew uważał, że on także może załatwiać sprawy związane z dostawą prądu do ich wspólnego domu.
- Nadal nie mam prądu. Nowa umowa, jaką mi przysłano do podpisu różni się od poprzedniej tym, że dopisano do niej moje imię. O rozliczeniach miesięcznych nie ma mowy - tłumaczy. Nowej umowy nie podpisał, zwłaszcza że dostał dwie kolejne faktury na kwoty 600 złotych i 320 złotych.
- Wyjaśniono mi, że nie uwzględniłem podwyżki energii przed dwoma laty. Odnalazłem pismo w tej sprawie i raz jeszcze przeliczyłem wszystkie rachunki. Wyszło mi, że nie dopłaciłem dziewięćdziesiąt złotych. Natychmiast uregulowałem należność i dodałem pismo z moim wyjaśnieniem. Niewiele to dało. Prądu nadal nie mam - opowiada nasz Czytelnik.
W tej sytuacji wysłał do Urzędu Regulacji Energetyki w sprawie bezprawnego odłączenia energii. Domaga się też nakazania Energi podpisania umowy zgodnej z tym, co mu obiecała Lidia Zuba: że Energa uzna go za klienta, że rozliczenia będą miesięczne, a w sporne sprawy wyjaśni sąd w Aleksandrowie.