https://pomorska.pl
reklama

Sojusz do ogrania

Janina Paradowska
Wielkie poruszenie wywołał Jarosław Kaczyński, gdy w dzień po wyborach oznajmił, że na warunkach wynegocjowanych przez obecny rząd (na razie nie są jeszcze wynegocjowane, a więc trudno je oceniać) nie możemy wejść do Unii Europejskiej, że lepiej nasze przystąpienie odłożyć, niż torować drogę do władzy populistom wszelkiej maści - od Leppera do Ligi Polskich Rodzin.

     Łamie się front proeuropejski, Kaczyński popełnia błąd (prawie historyczny) - zawołano. W nieprzyjemnej sytuacji znalazła się Platforma Obywatelska, która już była w ogródku, czyli we wspólnej koalicji z Prawem i Sprawiedliwością i już witała się z gąską, czyli z wizją wielkiej centroprawicy wygrywającej następne wybory. Nie tylko parlamentarne, także prezydenckie, w którym to układzie Lech Kaczyński ma zostać prezydentem Polski, a Maciej Płażyński przynajmniej premierem.
     Tymczasem tak naprawdę Jarosław Kaczyński żadnego frontu nie zmienił. Trudno w wystąpieniach przedstawicieli PiS znaleźć jakąś zdecydowaną proeuropejską nutę. Mówienie "tak, ale" może nie było tym samym co twardy sprzeciw LPR, ale już niewiele różniło się od postawy Samoobrony, której żadną miarą nie da się ustawić we froncie zwolenników integracji. Samoobrona też od czasu do czasu mówi przecież "tak, ale" i mówi dokładnie to samo co Kaczyński: na takich warunkach nie wejdziemy. Otóż prawda jest taka, że albo wejdziemy na warunkach wynegocjowanych przez rząd obecny i wcale nie muszą to być warunki skrajnie złe, albo możemy nie wejść wcale. I to jest realny wybór. Opowiadanie, że możemy coś nadzwyczajnego wynegocjować jest mieszaniem w głowach opinii publicznej, tak jak mieszaniem w głowach było mamienie wizją 100 proc. dopłat bezpośrednich dla rolników, choć wszyscy wiedzieli, że jest to niemożliwe.
     Jeżeli jednak Jarosław Kaczyński nie zmienił nagle frontu, to o co mu tak naprawdę chodziło? Oczywiście jak zwykle o władzę. Po wyborach samorządowych faktyczny szef Prawa i Sprawiedliwości dostrzegł, że SLD można pokonać, przede wszystkim atakując rząd. Rzeczywiście można pokonać partię, która w ciągu roku traci kilkanaście procent poparcia, która w widowiskowy sposób przegrywa batalię o wielkie miasta. Pierwszym polem ataku stały się negocjacje i wybór nie był przypadkowy. Dawał szanse na zbliżenie do Ligi Polskich Rodzin i odsunięcie od siebie Platformy, która jako formacja bardziej liberalna nie jest dla PiS zbytnio ciekawa. PiS z prawicą niewiele ma wspólnego, właśnie z inicjatywy tej partii podniesiono składkę na ubezpieczenia zdrowotne, a więc faktycznie nasze podatki. Ciekawa to prawica, która podnosi podatki (nie ośmielał się tego zrobić nawet lewicowy rząd). Kolejny polityczny atak nastąpił przy budżecie. I tak już będzie. Jarosław Kaczyński podąża drogą Leszka Millera, który rządzącym niczego nie odpuszczał, nawet gdy mieli rację. Ta populistyczna i demagogiczna metoda obecnego premiera zaprowadziła do władzy. Kaczyński ma nadzieję, że zaprowadzi również jego, nawet jeżeli zadepczemy po drodze szansę przystąpienia do Unii Europejskiej. Tak jak Miller zadeptywał ongiś cztery reformy Buzka, na naprawę których nie ma, niestety, pomysłu.
     
     Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka".
     

Wybrane dla Ciebie

Zmiany w zwolnieniach z abonamentu RTV. Te osoby także nie muszą go płacić

Zmiany w zwolnieniach z abonamentu RTV. Te osoby także nie muszą go płacić

Po skończeniu 65 lat nie przegap tych 7 dodatków do emerytury. Oto co ci przysługuje

Po skończeniu 65 lat nie przegap tych 7 dodatków do emerytury. Oto co ci przysługuje

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska