https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spór o rów którego... nie było?

(Jolanta Młodecka)
Rowu nie ma i nie było - twierdzą Kowalscy...
Rowu nie ma i nie było - twierdzą Kowalscy... Fot. Jolanta Młodecka
Ta historia dotyczy wieloletniego konfliktu sąsiedzkiego o przysłowiową miedzę. Takiego, którego bohaterowie od lat są skłóceni i do dziś nikt nie jest gotowy do kompromisu.

W tym przypadku nie chodzi jednak o miedzę, tylko o kawałek rowu odwadniającego. Od piętnastu lat toczy się spór o to, czy rów był i został zasypany, czy w ogóle go nie było. Do wsi Lipiny w gminie Wielgie zaprosili nas państwo Kowalscy, którzy są jedną ze stron konfliktu.

Najpierw w Lipinach, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, pojawił się Mieczysław Kowalski. Przyjechał tu z pobliskiego Piaseczna i objął czternastohektarowe gospodarstwo. Potem założył rodzinę, na świat przyszły dzieci: dwóch synów i córka.

- Pracowaliśmy ciężko włożyliśmy wiele wysiłku w wychowanie dzieci, prowadzenie gospodarstwa - mówi Irena, żona pana Mieczysława. - Na początku wszystko szło dobrze, z sąsiadami nie było problemów. Ale się pojawiły...
- Sąsiedzi oskarżyli mnie o naruszenie stosunków wodnych, o to, że zasypaliśmy rów odwadniający i że przez to woda zalewa ich pola - dodaje Mieczysław Kowalski. - Żądają wykopania rowu od ich posesji do mojego stawu.

Faktycznie, na terenie od granic posesji sąsiadów do stawu rybnego Kowalskich nie ma żadnego rowu. Nie ma go też na mapach geodezyjnych, będących w posiadaniu państwa Kowalskich, choć na innych, tych, którymi dysponują sąsiedzi, owszem, jest. Ale te mapy kwestionują Kowalscy, twierdząc, że zostały sfałszowane. - Dlaczego mamy wykopać ten rów? Żeby sąsiedzi mogli spuszczać wodę i zanieczyszczenia do naszego stawu?

Są jeszcze inne wątki konfliktu, wszystkie podobne, a ich podłożem są wieloletnie zaniedbania dotyczące melioracji wsi, kłótni o rowy odwadniające, itp. Dziś trudno dojść do tego, kto ma rację. Strony powołują się na opinie urzędów, ekspertów, ale jak na razie do niczego to nie prowadzi.

- Za pieniądze, które wydałem na różne ekspertyzy geodezyjne, a było tego z pięć tysięcy, i za pieniądze, które prawdopodobnie wydają sami uczestnicy konfliktu, można by pewnie zmeliorować kawał wsi - twierdzi wójt Tadeusz Grzegorzewski. - Nie stoję po żadnej stronie, staram się tylko załatwić ten konflikt zgodnie z prawem. A to nie jest łatwe i podejrzewam, że sprawa pociągnie się jeszcze jakiś czas. Państwo Kowalscy mają jednak inne odczucie, uważają, że są we wsi szykanowani, a i władza gminna ich nie lubi.

- Niechby wójt przyjechał do nas, zobaczył na własne oczy, jak to wszystko wygląda... - skarży się pani Irena.

Podobno dobrymi radami piekło jest wybrukowane. Ale w Lipinach sąsiedzkie piekiełko nawet bruku nie ma. Bo cóż w tej sytuacji można poradzić? Żeby się sąsiedzi przestali kłócić, bo to do niczego nie prowadzi i tylko pieniędzy szkoda na adwokatów? Żeby się spotkali i pokombinowali razem, jak rozwiązać problem, skąd na przykład wziąć pieniądze na meliorację wsi? Czy to jeszcze jest możliwe?

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Musi że Grzegorzewski jaj podpadł !
g
gośc
W dniu 07.12.2008 o 18:39, ~mieszkanka~ napisał:

UNAS W GMINIE WIELGIE NIE MA WÓJTA O NAZWISKU GRZEGORZWSKI, LECZ WIEWÓRSKI NALEZY SIĘ SPROSTOWANIE!!!


bo to pewnie porąbało sie z kandydatem gminy Lipno ta sama redaktorka pewnie pisze.
~mieszkanka~
UNAS W GMINIE WIELGIE NIE MA WÓJTA O NAZWISKU GRZEGORZWSKI, LECZ WIEWÓRSKI NALEZY SIĘ SPROSTOWANIE!!!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska