Tylko od ostatniej niedzieli do dziś (6 marca) ekipy "wodociągów" zmagały się z dwiema poważnymi awariami. Do jednej doszło przy ul. Narutowicza, a do drugiej wczoraj nad ranem w okolicach bloku numer 6 przy ul. Mieszka I.
Stwierdzone jest, że najwięcej uszkodzeń sieci pojawia się zaraz po ustąpieniu potężnych mrozów. A taką sytuację mamy właśnie teraz.
- To prawda. Gdy po dniach z silnym mrozem pojawia się nagłe ocieplenie, wtedy następują znaczne naprężenia gruntu, które powodują poważne uszkodzenia wodociągu. Nie możemy więc wykluczyć kolejnych awarii w najbliższych dniach. Jednocześnie liczymy na to, że nie będzie ich zbyt dużo - zauważa dyrektor techniczny.
Marian Dombek zwraca uwagę, że w tym roku sporo awarii miało miejsce jeszcze przed nadejściem siarczystych mrozów. Co ciekawe, do wielu z nich dochodziło w weekendy. Na szczęście sobotnio-niedzielna laba nie obowiązuje w "wodociągach". Na zgłoszenia czekają tam dyżurujące ekipy.
- Jesteśmy przygotowani na takie niespodzianki. Mamy odpowiedni sprzęt, a przede wszystkim odpowiednio wykwalifikowaną kadrę, która pracuje bez względu na warunki pogodowe, bardzo często przemoczona i zziębnięta - zauważa Marian Dombek.
Usuwanie zimowych awarii sieci wodociągowej trwa na ogół do kilku godzin. Dyrektor techniczny podkreśla, że PWiK stara się informować o tym mieszkańców poprzez internet, korzystając z pomocy administratorów albo wywieszając ogłoszenia na klatkach schodowych. Ten ostatni sposób bywa jednak mało skuteczny, bo wśród mieszkańców nie brakuje złośliwców, którzy niszczą takie ogłoszenia.
W przypadku dłuższych napraw podstawiane są beczkowozy z wodą. Jednak przy dużych mrozach takie awaryjne zaopatrzenie w wodę jest utrudnione. - Ze względu na zamarzające zawory - komentuje dyrektor Dombek.
Warto przy okazji dodać, że podczas mrozów ekipy PWiK mają sporo pracy nie tylko z pękającymi rurami wodociągowymi. Temperatury poniżej zera dają się mocno we znaki sieci kanalizacyjnej, powodując je zapychanie się.