Zrobili to z przyjemnością. Jak mówią, wraca się tylko do szkoły, którą się mile wspomina. A tylko ciepłe wspomnienia zapisały się w pamięci absolwentów nieistniejącego już Liceum Pedagogicznego przy ul. Seminaryjnej.
Bernadeta Dylik, z domu Kulczyk, opowiada, że na pierwszym zjeździe z koleżankami i kolegami nie tylko ze swojej klasy spotkała się już kilka lat po zakończeniu szkoły. Kolejny zjazd odbył się dopiero w latach siedemdziesiątych, w Klubie Nauczyciela przy ul. Czartoryskiego. - Były też na nim osoby z mojej klasy. Pospisywałam kilka adresów. Od tego wszystko się zaczęło. Nasze pierwsze, klasowe spotkanie, odbyło się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w "Hotelu pod Orłem". Potem nie widzieliśmy się przez wiele lat. W połowie lat dziewięćdziesiątych z Niemiec do Polski przyjechała Łucja Schmidthaber-Hein, koleżanka z klasy.
Spotkała się z kolegą, także z naszej klasy. Wpadli na pomysł, by zorganizować spotkanie klasowe. Odbyło się w "Hotelu Brda" w 1999 lub 2000 roku. Później widywaliśmy się co roku, zawsze w maju. W 2002 roku, dzięki uprzejmości profesora Jerzego Gacy, dziekana Wydziału Inżynierii i Technologii Chemicznej Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego, mogliśmy zasiąść w ławkach w naszej dawnej auli. Profesor podął nas kawą i ciastkami, oprowadził po całym budynku. Uczestniczyliśmy też we wspólnej mszy świętej. Po raz ostatni spotkaliśmy się 19 września 2008 roku - opowiada nasza Czytelniczka.
Zadebiutowały na antenie Polskiego Radia
Podczas każdego spotkania uczniowie wspominali swoich nauczycieli. M.in. prof. Tadeusza Juszczyka, nauczyciela śpiewu. Pięknie grał na skrzypcach, prowadził szkolny chór. Tworzyły go cztery klasy, czyli ponad stu uczniów. - Pamiętam, że raz szliśmy ulicą i śpiewaliśmy na cztery głosy. Ale wywołaliśmy konsternację wśród przechodniów! - wspomina pani Bernadeta.
Dodaje, że prof. Juszczyk współpracował z Orkiestrą Symfoniczną, której dyrektorem był Arnold Rezler. - Miałam to szczęście być w grupie, którą profesor Juszczyk przygotowywał do nagrania z orkiestrą. Ćwiczyliśmy w Domu Sztuki przy ulicy Gdańskiej, bo nie było jeszcze wówczas Filharmonii Pomorskiej. Potem, z dumą usłyszałyśmy siebie na antenie Polskiego Radia - dodaje.
Środy literackie w Domu Sztuki
Bernadeta Dylik z ogromnym sentymentem wspomina również prof. Jana Panasewicza, polonistę. - Powiem więcej: to był polonista nad polonistami! Nigdy nie podniósł głosu na lekcji. Tak potrafił nas zainteresować tematem, że nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by rozmawiać.
Nasza Czytelniczka dodaje, że prof. Panasewicz pochodził z Kresów. Pięknie pisał prozą. Raz miesiącu, organizował tzw. środy literackie w Domu Sztuki, czyli odczyty swojej twórczości. - Z koleżankami z klasy chodziłyśmy na nie z ogromną przyjemnością. Bardzo lubiłyśmy i szanowałyśmy profesora. Odczyty były otwarte, więc oprócz nas wielu bydgoszczan na nie przychodziło - wspomina pani Bernadeta.
W pamięci absolwentów Liceum Pedagogicznego zapisał się również prof. Kazimierz Wrzoś, który uczył rysunku i prac ręcznych. Pięknie grał na cytrze. Jednak bardzo trudno było go namówić na, nawet króciutki, koncert. Gdy już zgodził się dla zagrać, a było to wyłącznie na godzinach wychowawczych, uczniowie słuchali go z ogromnym zainteresowaniem. Nikt nie rozmawiał, nie śmiał się, nie przeszkadzał.
Za tydzień Liceum Pedagogiczne będzie wspominać Jadwiga Mysłowiecka, z domu Orłowska.