Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedaż aut w regionie. "Niemiec pod kocem trzymał. Będziesz pan zadowolony"

Maciej Czerniak
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Są dwa rodzaje opowieści, które snują handlarze aut. Bajki, które przedstawiają klientom i prawdziwe historie, od których włos się jeży na głowie. Auto z drugiej ręki, czyli od Buicka Riviery z 1972 do Forda, co pójdzie już tylko na Wschód.

Wśród tych, którzy zaglądają na strony internetowe w poszukiwaniu motoryzacyjnych okazji, krąży legenda o maluchu, który miał na liczniku milion kilometrów i o niemieckich passatach smarowanych miodem. Żyją własnym życiem opowieści o trefnych „holendrach”, wystukanych „francuzach” i trzymanych pod kocem „niemcach”.

- Dzwonię do człowieka z ogłoszenia. Mieszka pod Poznaniem i ma do sprzedania naprawdę ładny egzemplarz francuskiego autka. Niby przygotowane do zarejestrowania w Polsce. Takie nie nowe i nie stare. W każdym razie „dyszka” jeszcze mu nie stuknęła. Szukałem dla syna, wydawało się w sam raz - mówi Grzegorz Strudelski, przedsiębiorca z Torunia. - Czytam i oczy przecieram z niedowierzania. Pod koniec listy z wyposażeniem wozu jest dopisek: „Auto od doktora, świeżo sprowadzone z Niemiec”. Ki, czort, myślę. Wybieram numer. „Tak, tak... w zasadzie przygotowane do rejestracji. To co?” - pyta właściciel tej „okazji”. Akcyzę trzeba opłacić. Niestety. Ale - mówi - umówmy się, to nie majątek. „Tłumaczenie dowodu rejestracyjnego? No, w zasadzie może pan przetłumaczyć, ale u nas w urzędzie już tego raczej nie wymagają”.

Zobacz także:Dlaczego bydgoszczanie płacą najwyższe OC w województwie?

- Zapytałem, gdzie nie wymagają tłumaczenia dowodu importowanego auta. Powiedział, że w Poznaniu i dodał: „Nie wiem, jak tam u was w Toruniu, ale u nas już się tym nie trzeba martwić”.

Strudelski mówi, że najlepsze dopiero miało wybrzmieć w rozmowie z handlarzem spod Poznania: - Pytam o przebieg, bo wydawał się podejrzanie mały, raptem kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. Jak na auto prawie dobiegające dziesięciu lat, wyjątkowo mało. Usłyszałem - śmieje się Strudelski - że auto ma „specjalny niemiecki certyfikat wyrobiony na policji świadczący o prawdziwości przebiegu”. Na koniec zapytałem, co to właściwie znaczy, że samochód jest „od doktora”. Handlarz powiedział, że „normalnie, od lekarza z Niemiec”. Zapytałem, jakiej specjalności ten medyk. Nic nie odpowiedział.

Najwięcej ogłoszeń motoryzacyjnych jest na terenie Wielkopolski, Mazowsza, Śląska. Najmniej w Opolskiem, Podlaskiem oraz Warmińsko-Mazurskiem. W Bydgoszczy działa firma, której pracownicy wkładają za wycieraczki karteczki z ogłoszeniem „Jesteśmy zainteresowani kupnem Twojego samochodu”.

- Działamy w Wielkopolsce i w Kujawsko-Pomorskiem - mówi Dawid, jeden z pracowników firmy. Na pytanie, jak idzie interes, odpowiada: - Nie ma eldorado.

Podobno większość klientów, którzy chcą sprzedać auto, zgłasza się z Bydgoszczy. Za to kupujący zwykle są z Torunia. Jaki z tego wniosek?

- Wcześniej rozkręcaliśmy biznes w Pomorskiem. Wydawało się, że ruch będzie większy. Wiadomo - Trójmiasto, większy przepływ ludzi, większy rynek. Ale nie. Tam było gorzej niż na Kujawach.

Dziwne są reguły rynku przechodzonych diesli i leciwych benzyniaków, ale pamiętajmy, że to rynek specyficzny. - Ogłaszamy, że kupimy każde auto. No prawie. Zawsze jednak, kiedy na drugi dzień oglądamy nabytek, wychodzą większe czy mniejsze usterki. Jeżeli nie są to awarie zagrażające życiu kierującego, to nie dzwonimy do byłych właścicieli. Zdajemy sobie sprawę, że jeżeli ktoś sprzedaje nam auto, to raczej nie oczekuje takiego telefonu. Ale my nie kupujemy tych „rzęchów” na złom...

Dalsza część artykułu na kolejnej stronie --->

Rynkiem aut używanych rządzą bezlitosne reguły. U handlarzy i kupujących obowiązuje zasada „Nie ufaj nikomu”. Właściciele komisów żyją z tego, że na przekór logice ludzie wciąż kupują kilkunastoletnie samochody ufając, że unikną przykrej niespodzianki.
Dwudziestoletni Ford Focus był wystawiony na sprzedaż przez miesiąc. Właściciel uparł się, że weźmie za niego 3800 zł. Zawyżył, oczywiście nieco cenę licząc na to, że auto „pójdzie” ostatecznie za jakieś 3 tysiące. W internecie samochód obejrzało ponad 150 osób, ale nikt nie zadzwonił. Pozostała już tylko firma, co to kupuje „wszystkie auta”.

Dwa razy więcej fotoradarów na polskich drogach. Zobacz wideo!

Właściciel umówił się z przedstawicielem tego dilera aut już nawet nie z drugiej, ale raczej z trzeciej ręki, na parkingu przy galerii handlowej na bydgoskim Wzgórzu Wolności.

Samochody jadą na Wschód

Handlarz wsiadł do wozu, rozejrzał się, poruszył kierownicą i przekręcił kluczyk. Jazda próbna nie trwała długo. Wysiadł z auta i rzucił: - Sworznie wytłuczone, przednie wahacze z prawej strony do wymiany. Powiem krótko - stwierdził krzywiąc się i wskazując na maskę. - To wersja przedliftowa, autko swoje przeszło, co widać. Jakiś „Bob budowniczy” majstrował przy blacharce, dlatego na drzwiach wyłazi rdza. Moja cena to półtora tysiąca.

Czytaj więcej:6 ważnych zmian w prawie jazdy, które wejdą w życie w 2019!

- Klient nie wiedział, co powiedzieć - mówi Dawid. - Nie dopuszczał myśli, że jego auto, którym przejechał tyle kilometrów po całej Polsce, ktoś może wycenić aż tak nisko. Do tej pory był przekonany, że wozi na kołach przynajmniej jakieś pięć tysięcy. A tu takie zaskoczenie.

Klient, jak relacjonuje Dawid, miał próbować przekonywać, że Focus to był samochód roku 1999, że wyposażono go w rewolucyjne podwozie z „wielowachaczami”. Nie dopuszczał myśli, że auto ma już dwadzieścia lat.

- Klienta naprawdę jednak zgasiło pytanie o to, czy wie, gdzie to auto może trafić, kiedy już je od niego odkupimy.

- Gdzie? - pytam.

- Już tylko na Ukrainę, na Białoruś. Tam to jeszcze wezmą. W Polsce nie ma szans. Dużo u nas robotników ze wschodu. Oni szukają samochodów, których często nawet nie zamierzają rejestrować w urzędzie. Chodzi im o cztery koła, które - jeśli będzie taka potrzeba - można porzucić gdzieś bez żalu i zapomnieć o sprawie.

Na jednym z portali z ofertami motoryzacyjnymi znajduje się ciekawe ogłoszenie. Piękny Buick Riviera z 1973 roku jest wystawiony na sprzedaż za jedyne... 78 000 zł. Oczyma wyobraźni można ujrzeć to auto przemierzające pustkowia gdzieś w Kansas albo w Nevadzie. Jednak na liczniku coś niewiele tych kilometrów pożartych amerykańskich autostrad, raptem nieco ponad 25 000 mil.

Od klasyków po wraki

Inne ogłoszenie: Cadillac Eldorado, rocznik 1979. Piękny „potwór”. Podobno z Kalifornii. Na liczniku też niewiele, bo tylko nieco ponad 30 000 kilometrów. Można go mieć już za 50 000 złotych.

Na drugim biegunie są auta za kilkaset złotych. Królują stare skody, fordy, nieco droższe bywają nieśmiertelne volkswageny. Zwłaszcza otoczone w Polsce swoistym kultem passaty.

Zarówno te, jak i amerykańskie klasyki to auta z historią.

Skup samochodów na skraju Bydgoszczy. Właściciel komisu targuje się z klientką. Ta ma do zaoferowania Jettę, rocznik 1998. Pani w średnim wieku postanowiła rozstać się w końcu z wysłużonym autem, które „jest w porządku, tylko oleju trzeba dużo wlewać”. Handlarz pyta, ile. Pani nie namyślając się, szczerze i z uśmiechem pokazuje rękoma gabaryty standardowego pojemnika z olejem silnikowym dodając: - Raz na dwa tygodnie.

Handlarz łapie się za głowę.

Zagląda pod maskę. Filtr paliwa jest rudy. - Bak pewnie zżarty i się przewody przytykają. - Mogę pani zaoferować 800 zł. Może jakiś pasjonat kupi, żeby przy nim pogrzebać.

- Ile?? - pyta właścicielka.

Handlarz rozkłada ręce: - Jeszcze muszę na tym zarobić.

Kobieta jest niepocieszona.

Zobacz:Kodeks Drogowy 2019. Ministerstwo nie chce przyznać pierwszeństwa pieszym

- To, co ja mam z tym zrobić?

Właściciel komisu odpala bezlitośnie: - Nie wiem, obwiązać wstęgą i dać komuś w prezencie? Nie pomogę pani.

Mówi, że miał pewnego razu klienta, który był zmuszony sprzedać Golfa z 1995 roku. Był pierwszym właścicielem. - Prawie płakał, kiedy go zostawiał. Szepnął do niego: „Żegnaj, moje autko. Obyś nie trafiło jeszcze na żyletki”. Ludzie się przyzwyczajają do samochodów.

- A pan?

- Zawodowo nie. Mam zasadę, że nie przywiązuję się do aut ani kobiet.

No, tak. Ten, co tu dużo mówić, szowinistyczny żart niestety określa rynek aut używanych. Rynek, który jest bezlitosny. Obowiązuje na nim zasada „Nie ufaj nikomu”. Wśród kupców wielką popularnością cieszy się emitowany w telewizji cykl programów o handlarzach samochodów. W jednym z odcinków pracownik komisu opowiadał o tym, jak kupcy, którzy handlują autami, „podrasowują” wozy. Jest mit o wlewaniu do silnika... miodu. Ma to rzekomo wpływać na zwiększenie gęstości oleju.

Auto z silnikiem w bagażniku

- Nie wiem, czy to prawda, ale robi się wszystko, by oczarować klienta. Nie pochwalam tego - mówi właściciel jednego z komisów w okolicy Włocławka. - Znajomy mechanik opowiedział mi o pewnym ciekawym przypadku. Trafił do niego na lawecie opel, rocznik 2000. Awaria była poważna, pod maską wszystko zbryzgane olejem przemieszanym z płynem chłodniczym. Z powodu niedrożności przewodów wężyk przy kolektorze po prostu eksplodował. Remont generalny: do wymiany turbosprężarka, chłodnica, zawory i sam silnik. Przez kilka dni trzymał klienta w niepewności i stopniował napięcie windując cenę naprawy, aż ta stała się nieopłacalna. Klient sprzedał mu opla (z silnikiem wyjętym z komory i wrzuconym tymczasowo do bagażnika) za tysiąc złotych i prawie jeszcze całował go po rękach, że udało mu się pozbyć auta nie płacąc za złomowanie. Kolega pogrzebał przy autku i dwa tygodnie później wystawił je na sprzedaż. Samochód poszedł za cztery tysiące. Drugiego dnia po kupnie auta klient zadzwonił i skarżył się, że po przejechaniu pięciu kilometrów samochód padł. Pytał, czy opel miał awarię. Kolega na to: „Nie, skąd. Nie wiem, o czym pan mówi”. Sprawa otarła się o sąd, ale nabywca odpuścił. Zrozumiał, że gra nie jest warta świeczki.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska