https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stan znużenia

Janina Paradowska, "Polityka"

     Polacy coraz szybciej męczą się kolejnymi rządami. Gabinet Leszka Millera już miesiąc temu osiągnął takie notowania, na jakie Jerzy Buzek pracował prawie 3 lata, a więc bardzo niskie. Niskie notowania wpędzają polityków we frustrację, zaczynają się więc upominać o realizację prawdziwego programu wyborczego (za czasów AWS było dokładnie to samo, rozkład zaczął się od wołania o realizację "prawdziwego" programu Akcji), zaczynają być niezadowoleni z kierownictwa i publicznie to demonstrują. Wszystko to przytrafiło się teraz Leszkowi Millerowi, przytrafiło się bardzo wcześnie, właściwie u progu rządów.
     Na znużenie dobre są zmiany. Tej prawdy nie chciał zrozumieć Jerzy Buzek, który kilkanaście miesięcy zwlekał, nim poczynił większe porządki w swym gabinecie, choć prawie wszyscy wołali o rekonstrukcję. Miller nie zwlekał, wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję (Marek Belka nie czekał na nieuchronną dymisję i sam się do niej podał) i wykonał ruchy, które z socjotechnicznego punktu widzenia mogą mieć pozytywny wpływ na ogólny wizerunek jego rządu. Nawet nie idzie o to, że mniej sprawnych ministrów zastąpili tacy, którzy mają podobno być sprawniejsi (tak przynajmniej należy rozumieć intencje oficjalnie wyłożone przez premiera), ale że jest ruch, że coś się dzieje. Pierwszy sondaż opinii publicznej przeprowadzony tuż po zmianach w rządzie pokazał, że słyszało o nich 87 proc. ankietowanych. To bardzo dużo, choć jednocześnie niewielu przywiązywało do nich jakieś zasadnicze znaczenie.
     Jednak sam fakt, że premier dokonał zmian w sposób szybki i zdecydowany, że wykorzystał swoją mocną konstytucyjnie pozycję i nawet nie przejmował się tym, by poinformować własne szeregi partyjne, o koalicjantach nie wspominając, może działać na korzyść szefa rządu. Może odświeżać wizerunek Leszka Millera jako twardego kanclerza, który żelazną ręką trzyma swój gabinet.
     Może jednak zdarzyć się i tak, że szybko pierwszoplanową postacią w tym gabinecie stanie się nie premier, ale minister finansów i wicepremier zarazem, czyli Grzegorz Kołodko. To on przecież ma nas zarazić optymizmem, to on ma ruszyć do boju o popularność rządu, której to roli nie spełniał zbyt spokojny i "profesorski" Marek Belka. Profesor Kołodko ma osobowość niebanalną i w polskiej polityce jest zjawiskiem zupełnie osobnym. Umie trafiać do ludzi, umie z nimi rozmawiać, umie przekonywać, że razem z nim odnoszą sukcesy. Ma dać nam wiarę w sukces. Przynajmniej do wyborów samorządowych. Leszek Miller i Grzegorz Kołodko zasiadali już wspólnie w rządach i trudno uznać, że ich współpraca układała się dobrze. Dziś Kołodko jest premierowi nadzwyczajnie potrzebny. Nie wiadomo, czy będzie potrzebny, gdy stanie się na przykład zbyt popularny.

     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska