Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Brzęczkowski, artysta i nauczyciel z Liceum Plastycznego

ANITA CHMARA
Kto rozpoznaje siebie lub swoją rodzinę? Zdjęcie przedstawia pierwszy rocznik absolwentów Liceum Technik Plastycznych (1950). Pracownicy Muzeum Okręgowego rozszyfrowali wykładowców (Brzęczkowski czwarty od prawej), ale uczniów nie.
Kto rozpoznaje siebie lub swoją rodzinę? Zdjęcie przedstawia pierwszy rocznik absolwentów Liceum Technik Plastycznych (1950). Pracownicy Muzeum Okręgowego rozszyfrowali wykładowców (Brzęczkowski czwarty od prawej), ale uczniów nie.
Kim był? Grafikiem, poligrafem, profesorem, pracownikiem zakładów graficznych, twórcą znakomitej części programów nauczania w Liceum Technik Plastycznych... Trudno zliczyć. I pracował, pracował, pracował.

Dziś o Stanisławie Brzęczkowskim powiedzielibyśmy - pracoholik. - To był największy jego błąd - mówi Barbara Chojnacka z Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. - Nie miał czasu na promowanie własnej twórczości. Był najwybitniejszym grafikiem tamtych czasów, jeśli chodzi o Pomorze i Kujawy, a jednym z najlepszych w Polsce, tymczasem nie ceni się go tak, jak na to zasługuje!

Podbydgoskie początki

Urodził się 24 września 1897 roku w Koronowie. O tym rozdziale jego życia wiadomo niewiele. Był synem Wilhelma i Klary, jedynym chłopcem z sześciorga rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły elementarnej uczył się w Miejskiej Szkole Realnej w Bydgoszczy. Wspominał ją bardzo ciepło, mimo że przez polskie nazwisko nie traktowano go dobrze. - Ale to właśnie tam niemiecki nauczyciel rysunku odkrył w nim talent - mówi Barbara Chojnacka. - Niestety, w wieku 16 lat, po śmierci ojca, Brzęczkowski musiał opuścić szkołę i podjąć pracę. Potem była wojna, walka na froncie. Przez to nigdy nie skończył studiów. Dopiero w 1955 roku, w roku jego śmierci, ASP w Warszawie przyznała mu dyplom w uznaniu dorobku.
Losy Brzęczkowskiego, poza pobytem w Berlinie, gdzie pracował w firmie reklamowej oraz skończył Szkołę Reklamową Dickmana, związane były z Pomorzem. Pracował w Tucholi (od 1913 r. - jako dekorator w polskim domu towarowym), po I wojnie światowej w Chojnicach (także dekorator) i potem w Gdańsku (urzędnik).
Do Bydgoszczy przeprowadził się w 1935 roku. Pracował w Zakładach Graficznych Instytutu Biblioteki Narodowej. Dopiero po II wojnie zajął się organizowaniem wraz z Marianem Turwidem, Liceum Technik Plastycznych. Był już wtedy artystą z ogromnym dorobkiem, tworzącym we wszelkich możliwych technikach graficznych, pionierem i najwybitniejszym przedstawicielem XX-wiecznego ekslibrisu, twórcą plakatów, znawcą liternictwa. Brał udział w licznych międzynarodowych wystawach. Wszystko to osiągnął sam - bo poza szkołą w Berlinie oraz półrocznym kursem w Akademii Grafiki Książkowej w Lipsku - nigdzie indziej się nie uczył.

W liceum

- Początkowo szkoła technik plastycznych była zapleczem zakładów graficznych. Chodziło o to, by kształcić dla nich kadrę - mówi Stanisław Lejkowski, artysta plastyk, uczeń Brzęczkowskiego. - A on był przecież doskonałym poligrafem. Dlatego wkładu Brzęczkowskiego nie sposób przecenić.
Czy był dobrym pedagogiem? - To był nerwus - twierdzi Stanisław Lejkowski. - Ale trzeba pamiętać, ile ten człowiek robił. Jeśli ktoś wiecznie się śpieszy, nie ma czasu, bo wytyczył sobie tak dużo zadań, trudno się dziwić, że się denerwuje.
- Zresztą on miał z nami wykłady - opowiada Jan Jordanowski, poligraf, także uczeń Brzęczkowskiego. - I do tego świetnie się nadawał. Uważał, że lepiej pokazać dłuto do litografii niż o nim opowiadać. Więc nosił mnóstwo książek, potem nam to wszystko pokazywał. Zresztą trochę się jąkał, więc może to pokazywanie mu pomagało.
- Z tym noszeniem książek było tak: żona zawsze miała przygotowany stosik książek na dany dzień - wyjaśnia Zbigniew Papke, artysta plastyk. Z Janem Jordanowskim chodzili do jednej klasy. - A że Brzęczkowski mieszkal przy Gdańskiej 17, naprzeciw szkoły, to zawsze po ten stosik kogo innego wysyłał.
- Trudno przecenić jego rolę w tworzeniu szkoły - dodaje Zbigniew Papke. - Marian Turwid, dyrektor, był człowiekiem rozchwytywanym. Wciąż na odczytach. Na szkołę miał mało czasu. I Brzęczkowski go pilnował. "Ma..Ma... Maryś a wysłałeś to pismo do ministerstwa?" - pytał. "Oczywiście" - Turwid na to. Wtedy Brzęczkowski chodził, kręcił się po pokoju tak długo aż znalazł to pismo, bo podejrzewał, że Turwid go nie wysłał. I krzyczał: "A ttto, ttto, Maryś, to k...wa, co??!" . I trzeba powiedzieć, że Turwid się nie obrażał. On po prostu wiedział, że bez Brzęczkowskiego działu grafiki by nie było.
- Działalność Brzęczkowskiego trudno ogarnąć - tłumaczy Stanisław Lejkowski. - Mówi się o nim jako o pedagogu lub artyście, a nie mówi się na przykład, że związany był z Pomorzem i Kaszubami nie tylko przez twórczość, ale też przez działalność patriotyczną. Że pisał i rysował dla narodowościowych czasopism.
Wystawa mu się należy

Dziś uczniowie Brzęczkowskiego żałują, że poznali swojego nauczyciela dopiero pod koniec jego życia. A potem o Brzęczkowskim było cicho. Nawet kontakt z rodziną jakoś się urwał. Dwóch synów artysty zostało wybitnymi architektami - ale jeden w Warszawie, drugi w Paryżu. Bogusław z Paryża był nawet na otwarciu wystawy w Muzeum Okręgowym (wystawę można oglądać przy ul. Gdańskiej do 5 lutego). Dziwił się, że tych prac tak dużo. Mówił, że znał tylko część...
Dziwił się jak wszyscy. Bo też każdy widział tylko wycinek życia i dzieła Brzęczkowskiego. - Dlatego właśnie zebraliśmy te prace i zorganizowaliśmy wystawę. Porządną, monograficzną - tłumaczy Barbara Chojnacka. - Taką, jakiej dotąd nie było, a jaka temu artyście po prostu się należała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska