Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach i radość. Łzy i duma. Konspiracyjna epopeja Haliny Rutkowskiej - por. „Urszuli”

Hanka Sowińska
Hanka Sowińska
Sierpień 1944 r. Jeden z powstańczych oddziałów
Sierpień 1944 r. Jeden z powstańczych oddziałów Zbiory archiwalne/Andrzej Baranowski
„Widok żołnierzy z biało-czerwonymi opaskami wzruszał i napawał uczuciem dumy, że nareszcie, jawnie, przystąpiliśmy do walki ze znienawidzonym wrogiem" - tak cztery dekady po wojnie pisała pochodząca z Serocka Halina Rutkowska, ps. Urszula, żołnierz Powstania Warszawskiego.

Gdy wybuchła II wojna światowa Halina Rutkowska, z d. Weyna miała 25 lat. Od trzech lat była żoną Dezyderiusza i mieszkanką Bydgoszczy (pochodziła z Serocka w powiecie świeckim). Krótkie szczęście małżonków przerwała sierpniowa mobilizacja. Halina, uczestniczka szkoleń w ramach Przysposobienia Wojskowego Kobiet, jeszcze wtedy nie wiedziała, że zdobyte – na wypadek wojny - umiejętności tak bardzo przydadzą się w walce z niemieckim okupantem.

Halina Rutkowska, ps. Urszula, łączniczka KG Armii Krajowej
Halina Rutkowska, ps. Urszula, łączniczka KG Armii Krajowej Zbiory Gabrieli Kucińskiej/UKW/Archiwum Historii Mówionej/KPBC

* * *
„Tragicznego pierwszego września byłam już sama. Mój mąż został zmobilizowany w połowie sierpnia” – napisze po latach. Halina robi to, co czynią wówczas tysiące rodaków mieszkających na Pomorzu – opuszcza miasto, udając się na wschód. „Pierwszym transportem kolejowym wyjechałam szczęśliwie do Kowla” – wspomina.

Wraca do Bydgoszczy w połowie listopada 1939 r., choć nie ma gdzie się podziać. Mieszkanie na Hetmańskiej 18a zdążyli już zająć Niemcy. Zatrzymuje się u siostry Wandy Gawlak, na Nowodworskiej 28. Wkrótce dowie się, że jej mąż, po wrześniowej klęsce, trafił do Stalagu VII A w Moosburgu. Z przerażeniem patrzy na to, co dzieje się w mieście (aresztowania, wywózki na roboty do Niemiec). Nie załamuje się. Wtedy właśnie rozpoczyna swoją walkę z okupantem, którą zakończy w połowie stycznia 1945 r.

„W tej sytuacji postanowiłam uświadamiać zaufanych Polaków o szkodliwości zajmowania biernej postawy wobec wroga i umacniać w nich ducha patriotyzmu” – napisze.

Do współpracy wciąga Joannę Tuszyńską, koleżankę z lat szkolnych, która ma znajomości w „arbeitsamcie”. Dzięki pozyskanym blankietom zaświadczeń lekarskich, które wystawia, udaje się wybronić od wywózki na przymusowe roboty do Reichu wiele osób. Razem z siostrą Halina inicjuje akcję wysyłania paczek do jeńców obozu w Moosburgu. Obdarowani przysyłają listy z podziękowaniami.

Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia ze Stalagu VII A zostaje zwolniony Dezyderiusz Rutkowski. Wraca do Bydgoszczy, jednak małżonkowie uznają, że dłużej w mieście pozostać nie mogą. Dzięki pomocy wielu osób, w tym szwagierki Krystyny Rutkowskiej, ps. Maria Biała, docierają bezpiecznie do Warszawy. Jest 31 marca 1941 r.

Po latach Halina przyzna, że okupacja w Generalnym Gubernatorstwie nie przypominała tej z Bydgoszczy.
„Swobodne posługiwanie się mową polską robi na nas ogromne wrażenie. Świat, po bydgoskim terrorze, wydał nam się o wiele lepszy”.
***
Doświadczona w konspiracyjnej pracy „Maria Biała” wprowadza bratową do Związku Walki Zbrojnej. 1 kwietnia 1941 r. Halina zostaje zaprzysiężona przez komórkę Wojskowej Służby Kobiet na Żoliborzu; przyjmuje pseudonim „Urszula”. Początkowo zajmuje się kolportażem prasy podziemnej, przechodzi również przeszkolenie wojskowe – otrzymuje stopień podporucznika, pełni funkcje instruktora PŻ (Pomoc Żołnierzowi).

W lutym 1942 r. ZWZ zostaje przemianowana na Armię Krajową. Wtedy „Urszula” trafia do dowództwa Komendy Głównej AK, do oddziału V (dowodzenie i łączność, na jego czele stał płk Kazimierz Pluta-Czachowski, ps. Kuczaba, po 1945 r. jest jednym z najważniejszych przedstawicieli środowiska kombatanckiego). Odtąd do zadań Haliny należy pobieranie w kancelarii głównej poczty i rozkazów, rozprowadzanie korespondencji do podległych komórek w kraju i zagranicą.

„Pomimo łapanek i licznych aresztowań, zbiorowych egzekucji, wywozów do obozów koncentracyjnych, morderczych przesłuchań prowadzonych przez gestapo na Szucha i na Pawiaku - z rozpaczą w sercu, a uśmiechem na ustach – wypełnialiśmy dobrowolnie przyjęte na siebie obowiązki” – przyzna Rutkowska. I doda: Nie mogę o sobie powiedzieć, że się nie bałam. Bałam się, bo zewsząd groziło niebezpieczeństwo wpadki i utraty życia. Odwagi dodawała świadomość, że od tego co robię, zależy – może - wyzwolenie kraju i uratowanie wielu Polaków...

Halina i Dezyderiusz Rutkowscy
Halina i Dezyderiusz Rutkowscy Zbiory Gabrieli Kucińskiej/UKW/Archiwum Historii Mówionej/KPBC

„Mocne papiery” i zimna krew nie raz uratowały Halinę. Pewnego dnia jadąc tramwajem do szpitala - chciała odwiedzić Jadwigę Szulc-Holnicką, ps. Krystyna, koleżankę z konspiracji – natknęła się na łapankę. Zapomniała, że w torbie z podwójnym dnem ma ukryte koperty z zadaniami na następny dzień. Błyskawicznie opróżniła skrytkę, chowając koperty pod ławką. Żandarmom, którzy ją legitymowali pokazała fałszywe papiery - zaświadczenie, że pracuje w Opiece Społecznej. Była wolna, ale musiała gonić odjeżdżający tramwaj. Udało się. Ze szpitala wyszła w innej czapce i w „nowym” płaszczu. Dla bezpieczeństwa.

Żelazne nerwy pomogły Halinie (i nie tylko jej) przetrwać szkolenia z zakresu posługiwania się bronią. Zdarzało się, że na „lekcje” wpadała gospodyni domu z elektryzującą informacją: „Niemcy w kamienicy”. W razie rewizji zebranie kilku osób miało być przedstawione jako „nauka języka niemieckiego”. Problemem była broń! Gdzie ją ukryć? Chętnych, w tym „Urszuli”, nie brakowało.

* * *
Jest wtorek, 1 sierpnia 1944 r. Na 17.00 wyznaczona zostaje godzina „W”. Rozkaz rozpoczęcia powstania wydaje 31 lipca, podczas drugiej, popołudniowej narady gen. Tadeusz Bór-Komorowski, komendant główny AK.

W książce pt. „Europa” Norman Davis napisał: „O tym, że małe są szanse na zwycięstwo, wielu powstańców wiedziało na samym początku. Nie oto chodziło. Pamiętali oni słowa marszałka Piłsudskiego, że przegrać, a nie zrezygnować z dalszej walki - to już połowa zwycięstwa. Ważne było zwycięstwo moralne powstania, gdy zwycięstwa wojskowego czy też politycznego nie dało się osiągnąć. Stosunki w Polsce Ludowej były łagodniejsze niż w innych krajach komunistycznych, m.in. dzięki Powstaniu Warszawskiemu”.

Ktoś może zapytać: - Czy ową „łagodność” trzeba było okupić hekatombą ofiar (zginęło 150-180 tys. cywilów i 16 tys. powstańców, miasto zostało zniszczone w 80 proc.)? Nie rozstrzygniemy tego tragicznego dylematu. Tylko powstańcy zdania nie zmieniali.

Warszawa, sierpień 1944 r. Sanitariuszki próbują przejść przez barykadę
Warszawa, sierpień 1944 r. Sanitariuszki próbują przejść przez barykadę Zbiory archiwalne/Andrzej Baranowski

„Widok żołnierzy z biało-czerwonymi opaskami wzruszał i napawał uczuciem dumy, że nareszcie, jawnie, przystąpiliśmy do walki ze znienawidzonym wrogiem. (...)Wszyscy z poświęceniem życia, z heroizmem, bez wody, światła, żywności walczyli o wypędzenie Niemców z Warszawy” – tak cztery dekady później pisała Halina Rutkowska.

1 sierpnia zameldowała się w sztabie Komendy Głównej AK przy ul. Marszałkowskiej i Koszykowej, gdzie otrzymała rozkaz przeniesienia tzw. punktu przeznaczenia na ul. Wilczą. Rozkaz wykonała, mimo że znalazła się pod obstrzałem niemieckich „gołębiarzy”. Aż do kapitulacji pełniła funkcję oficera łączności. Szła kanałami z „piekła” Starówki do Śródmieścia, biorąc udział w ewakuacji członków sztabu KG AK. Dowództwo znalazło lokum w gmachu PKO, na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. 4 września w budynek trafiła bomba. Jedną z ofiar była Jadwiga Maria Piekarska, ps. Basia, łączniczka gen. Bora-Komorowskiego, który chwilowo był nieobecny („Basia” była przyjaciółką Krystyny Hojki, ps. Grażyna, której powstańczą historię Czytelnicy poznali w 2014 r.).

„Urszula” bardzo przeżyła śmierć szwagierki „Magdy Białej” (zginęła w trafionej bombą kamienicy przy ul. Moniuszki 2). We wspomnieniach pisze, że była pierwszą „kanalarką”, którą wyznaczała przejście kanałami ze Starówki do Śródmieścia.

Na apel dowódcy powstania gen. Antoniego Chruściela do ludności cywilnej organizowała spośród ochotników kilkunastoosobowe grupy, które pod niemieckim ostrzałem wyprawiały się po pszenicę i jęczmień z browaru Haberbuscha na zajętej przez nieprzyjaciela Woli.

„Ekipy moich ochotników przeprowadzałam cało i szczęśliwie kilkakrotnie” – wspominała.

Zanim powstanie upadło „Urszula” awansowała do stopnia porucznika, otrzymała Krzyż Walecznych i Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami.

Po kapitulacji powstania, za zgodą przełożonych, nie poszła do niewoli. W „przebraniu starszej kobiety opiekującej się dzieckiem” została wywieziona z obozu w Pruszkowie do Proszowic. Jako instruktorka PŻ do połowy stycznia1945 r. niosła pomoc żołnierzom oddziału partyzanckiego mjr. „Skały” stacjonującego w majątku Boronice, pod którego opieką znalazła się także jej rodzina.
***
Trudy powstania odbiły się na zdrowiu Haliny. Musiała szukać pomocy medycznej. Powróciła do Bydgoszczy. W 1967 r. awansowała na stopień kapitana. Angażowała się w pracę na rzecz kombatantów. W 1984 r. znalazła się w gronie tych, którzy założyli w Bydgoszczy Klub Żołnierzy Powstania Warszawskiego. Zmarła 7 lipca 1990 r. W zbiorach Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej dostępne są obszerne wspomnienia „Urszuli”, dzięki którym poznajemy jedną z bohaterek II wojny światowej i warszawskiej insurekcji.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska