Stulatka z Lutowa do dzisiaj czyta "Pomorską"

- Kiedyś nie było walentynek, ale tak miło obchodzić urodziny w takim dniu. Szkoda tylko, ze akurat na ten jubileusz tak mnie zmogło i położyło do łóżka - z nutką żalu, ale mimo wszystko z uśmiechem stwierdziła jubilatka.

Z uśmiechem, bo od rana już przychodzili goście z życzeniami: sąsiadki, ksiądz oraz wiceburmistrz Sępólna Marek Zieńko z kierowniczką Urzędu Stanu Cywilnego Barbarą Wiese, ale to był dopiero początek dnia i świętowania.

- Los mi spłatał takiego figla, jeszcze wczoraj chodziłam, ale wieczorem zaczęło mi się w głowie kręcić i muszę poleżeć, akurat dzisiaj - nie mogła się pogodzić pani Ania - Pewnie to z wrażenia, że tyle przeżyłam. Moja mama zmarła w wieku 88 lat. Mówiłam, że ja nie dożyję tego wieku, a tu proszę...Moje rodzeństwo szybciej zmarło. Ale warto było dożyć tych lat, by dostać tak piękne róże - uśmiechała się, patrząc z zachwytem cały czas na dwa kosze z urzędu: jeden z różami, drugi ze słodyczami.
Urodziła się w Wielowiczu. Tam skończyła szkołę. Dwa lata przed ślubem przeprowadziła się z rodzicami do Lutowa. W 1933 roku wyszła za mąż.

- Miałam dobre życie, mimo iż wiele przeszłam, ale miałam bardzo dobrego męża. I jedyne, czego żałuję, to tego, że tak szybko go straciłam. Zostałam wdową, gdy miałam 50 lat - wspomniała Anna Rapaczyńska.

Urodziła dwie córki. Jedna nie żyje. Z drugą mieszka oraz z wnukiem i jego rodziną. Ma 6 prawnuków i jak twierdzi, to jest teraz jej najmilsza pociecha.

Nie wychodzi już tak, mimo iż porusza się o własnych siłach.

- Czasami wspieram się laseczką, ale to tak dla pewności. Do kościoła już nie chodzę od czasu, gdy skończyłam 95 lat, bo by mnie wiatr przewrócił chyba - śmiała się Jubilatka - Ale bardzo lubię czytać "Gazetę Pomorską". Jestem jej wierna od początku.