https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Swanecja - Kraina 200 Kamiennych Wież

Rozmawiał : MAREK WECKWERTH
Mestia
Mestia fot. z archiwum wyprawy
W górach nie ma nic. Nie ma nawet szlaków turystycznych Owszem, 30 lat temu za władzy radzieckiej, były alpłagiery, czyli obozy alpinistyczne - rozmowa z Jerzym Wieluńskim bydgoskim alpinistą
[polecany]14109252[/polecany]
- Wasza ekipa uczestniczyła w wyprawie w gruziński Kaukaz. Jak było?
- Było lepiej niż się spodziewaliśmy. Obawialiśmy się, że będzie niebezpiecznie. Przecież przed rokiem była tam jeszcze wojna, zdarzały się napady na cudzoziemców. Konflikt wypłoszył turystów. Przed trzema laty, gdy byliśmy tam ostatni raz, w naszej ulubionej restauracyjce w Mestii trudno było znaleźć wolny stolik. Teraz było pusto. Kraj jest już spokojny. Prezydent Micheil Saakaszwili zlikwidował korupcję, policja nie żąda już łapówek.

- Spokojnie i pięknie. Gruzja uchodzi za perłę.
- Jedna z legend mówi, że Pan Bóg rozdawał poszczególnym narodom ziemie i w tym czasie Gruzini pili i doskonale się bawili. Dlatego przegapili swą szansę. Gdy na koniec zgłosili się do Boga, ten rzekł, że właściwie nic już nie ma, ale odda im to, co zostawił dla siebie. Okazało się, że był to najpiękniejszy kawałek.

- A sami Gruzini skąd się wywodzą?
- Gruzini święcie wierzą, że ich ród pochodzi od Noego. Blisko zresztą jest góra Ararat, na której miała osiąść po ustąpieniu potopu Arka Noego. W powszechnej świadomości Europejczyków nazwa Gruzji wywodzi się od imienia Georgij, czyli Jerzy. Zatem to ziemia świętego Jerzego. Jednak Gruzini mówią na swój kraj Sakartvelo. To dlatego, że protoplastą ludu Kartvelów był Kartlos - prawnuk Jafeta, syna Noego.

- To legendy, przekonania. A co mówią historycy?
- Gruzja ma tradycję państwową sięgającą 2,5 tysięcy lat. Chrzest przyjęła w 337 roku, zatem jest to najstarszy po Armenii kraj chrześcijański. Armenia zrobiła to około 315 roku. Gruzini mają świadomość przynależności do kultury zachodniej. W Upliscyche w pobliżu Gori zwiedzaliśmy Kamienne Miasto sprzed 3,5 tysięcy lat. Jako że miasto położone jest na wzgórzu i miało charakter obronny, przez kilka stuleci było to siedzibą królów. Przewodnikiem po ruinach był starszy pan o imieniu Stalbier, co stanowi skrót od "Stalin" i "Beria".

- A więc starożytność miesza się tam z historią najnowszą.
- Tak, i to niekoniecznie w osobie wspomnianego pana. Nawiasem mówiąc jego dziadek ukrywał Stalina przed policją carską. W Gori zachował się bodaj ostatni pomnik Stalina na świecie, kilkudziesięciometrowy. Władza radziecka chciała ten obelisk zniszczyć dwukrotnie: w 1956 roku na fali odwilży po dojściu do władzy Chruszowa i w 1988 roku w ramach gorbaczowskiej pierestrojki. Gruzini nie pozwolili go zburzyć, bo to jest ich rodak, uważany za wybitnego przywódcę. Dla nich nie jest ważne, że wymordował miliony ludzi, bo w tamtych czasach po prostu tak się robiło.

- Cóż, tradycja. Jak powszechnie wiadomo należy do niej także wino.
- W Gruzji i sąsiedniej Armenii ludzie zaczęli hodować winogrona grubo przed czteroma tysiącami lat. Występują tam szczepy endemiczne, niepodobne do innych i rzeczywiście to wino ma inny smak. To wyśmienite wina. Jestem smakoszem, piję od lat. Wina gruzińskie uważam absolutnie za najlepsze. Stalbier podchodzi do tego tematu podobnie, a nawet - jak twierdzi - wino uratowało mu życie. Chorował na serce i wyleczył się dzięki kuracji winem i czaczą, czyli miejscowym samogonem wytwarzanym z wytłoków po winorośli. Rano przechyla szklaneczkę czaczy, a w ciągu dnia kilka kieliszków wina. Jego żona odnosi się do tej kuracji raczej sceptycznie. Odnieśliśmy nawet wrażenie, że uważa go za pijaka.

- U nas raczej nie spotyka się gruzińskich win.
- Przeciwnie, choć od niedawna. Jeszcze przed zbrojnym konfliktem w ubiegłym roku Rosja wstrzymała import gruzińskich win i wody mineralnej "Borżomi". Te dwa produkty są znane w Rosji od 300 lat. Wtedy Gruzini zwrócili uwagę na Europę Zachodnią i na Polskę. Ceny są umiarkowane. Polecam półwytrawne "Kindzmarauli", które ma najlepszy stosunek ceny do jakości. "Sapieravi" jest trunkiem wytrawnym. Oczywiście gatunków są dziesiątki.

- A jak świętują Gruzuni przy alkoholu? ,
- Tam, zwłaszcza w Swanecji, do tej pory hołduje się zasadzie "gość w dom, Bóg w dom". Odmowa jest jednoznaczna z obrazą gospodarza. Szefem ceremonii, która ma przynajmniej kilkusetletnią tradycję, jest tamada. On wygłasza toasty, dopuszcza innych do mowy, jest wyłącznym dystrybutorem czaczy lub wina.


- Zatem picie jest pod kontrolą.
- Całkowitą. Upicie się jest bardzo źle widziane. Tamadę wspierają młodzi mężczyźni, którzy obsługują gości. Oni nie mają prawa się upić - muszą być cały czas trzeźwi. Tamada kontroluje przebieg uroczystości. Alkohol pije się z bawolich kielichów, których nie można postawić - trzeba wypić. Gruzini są niezwykle muzykalni. Natychmiast zaczynają śpiewać

- Polak po kilku głębszych też zwykle zaczyna śpiewać.
- Tak, ale Gruzini są inni. Dzięki tamadzie nie upijają się, choć uroczystości trwają wiele godzin.


- Swanecja, którą odwiedziliśmy, jest osobną krainą, odciętą od reszty Gruzji wysokim łańcuchem górskim, posiadającą odmienną tradycję i kulturę. Swanecja nazywana jest krainą 200 kamiennych wież. Te konstrukcje pochodzą z X - XI wieku. Stoją obok starych domów mieszkalnych. W tamtych czasach kultura była już bardzo rozwinięta, nawiązywała do rzymskiej i bizantyjskiej.

- Mam wrażenie, że te wieże podobne są do włoskich.
- O tak. Zachodnia Gruzja to była starożytna Kolchida, wschodnia - Iberia. Były koloniami greckimi. Tam Jazon szukał złotego runa. Później była kolonią rzymską. Swanowie posiedli umiejętność budowy wież od Rzymian. W Swanecji, podobnie jak we Włoszech, wytworzyła się tradycja zemsty rodowej. Dlatego kamienne wieże były doskonałym schronieniem. Podczas dnia nie wolno było zabijać, bo był to czas pracy. Wtedy też można było zaopatrzyć wieże w jadło, wodę i wino. W zawiązku z tym rachunki wyrównywano nawet 100 lat.

- Jak było podczas wspinaczki górskiej? ,
- W Mestii - stolicy Swanecji - jest hotelik. Natomiast w górach nie ma nic. Owszem, 30 lat temu za władzy radzieckiej, były alpłagiery, czyli obozy alpinistyczne. Ruch wspinaczkowy rozwijał się. Teraz jest w zaniku, nie ma nawet szlaków turystycznych. Naszym celem był najwyższy szczyt Swanecji - Laila o wysokości 4008 m n.p.m. Podzieliliśmy się na dwa zespoły wspinaczkowe. Jeden, sześcioosobowy, poszedł od południa, drugi - zaledwie trzyosobowy, w którym i ja byłem - od wschodu. Większej grupie udało się zdobyć szczyt, nam nie, bo zmienił się układ lodowca. W planie mieliśmy też wejście na Tetnuld - świętą górę Swanów o wysokości 4894 metrów, ale załamała się pogoda. Zabrakło też czasu i musieliśmy odpuścić.

- W górach nocowaliście pod namiotami?
- Alpinista i każdy klasyczny podróżnik jest odporny na trudy. Odprężenie po podróży i prawdziwa chwila szczęście jest wtedy, gdy rozbija się namiot i można w nim spędzić pierwszą noc. Włączony palnik gazowy, czasem rozpalone ognisko - to stawia nas na nogi. Zresztą w naszym gronie czujemy się znakomicie i to już od kilkudziesięciu lat.

- Kto przewodził ekipie? ,
- Naszym kierownikiem i przewodnikiem był zawsze Zygmunt Grochowski - wybitny alpinista, który zdobywał ostrogi jeszcze w czasach sowieckich. Doskonale zna gruzińskie góry i cały Kaukaz. Jego przodkowie osiedlili się na Łotwie - w na ówczesnych Inflantach - w czasach wojen inflanckich w XVI wieku. Zygmunt ma obywatelstwo łotewskie, ale zachował język i kulturę polską.



Jak dojechać
Do Tblisii można dolecieć z Rygi linią lotniczą Air Baltic, która ma połączenia ze stolicami wszystkich byłych republik radzieckich. Cała wyprawa kosztowała po 4 tys. zł. Wino jest szalenie tanie. Kupuje się tak zwany naliw, czyli wino z beczki. To wysokiej jakości wino. Nikt tam nie rozcieńcza wina. Po koniec woda smakowała na lepiej niż wino, bo było tego za dużo.

Uczestnicy wyprawy
Zygmunt Grochowski (Jelgava na Łotwie) - kierownik wyprawy
Marek Janas (Warszawa) - profesor budownictwa, otwierał pierwszy kongres Solidarności w Gdańsku, organizował pomoc Zachodu dla Solidarności
Andrzej Piekarczyk (Warszawa)
Waldemar Ruta (Warszawa)
Jerzy Wieluński (Bydgoszcz)
Marek Józefiak (Łódź)
Piotr Pietrzak (Łódź)
Andrzej Perepeczko (Świebodzin)
+ dwóch Łotyszy
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska