Po kilku dniach pobytu w przedszkolu dziecko zaczęło chorować na zapalenie krtani, oskrzeli, co w efekcie przerodziło się w zapalenie płuc - twierdzi matka jednego z dzieci chodzących do "Kangurka". Utrzymuje, że ma to ścisły związek ze źle przeprowadzonym remontem w budynku, znajdującym się na trenie byłej jednostki wojskowej. Podobno grzyb został przykryty gładzią i podwieszanym sufitem. Pod pismem, które dotarło do "Pomorskiej" nie ma nazwiska, które pozwalałoby zweryfikować autorkę.
Donos tej samej treści trafił także do sanepidu. - Placówka była kilkakrotnie kontrolowana i nigdy inspektorzy nie wnosili żadnych uwag - podkreśla Małgorzata Gackowska, dyrektorka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Świeciu. - Na dziś nie mamy żadnych uwag. Gdyby faktycznie pomieszczenia były zagrzybione, dałby się wyczuć charakterystyczny zapach, a nic takiego nie ma miejsca. Mimo to, zlecimy dodatkową kontrolę.
Jak tłumaczy dyrektorka, znacznie bardziej prawdopodobne jest, że wspomniana choroba dziecka miała związek z nowym otoczeniem i kontaktem z innymi dziećmi.
Pismo jednocześnie oburzyło i zasmuciło właściciela prywatnego przedszkola. - Nikt, poza ludźmi, którzy zdecydowali się na prowadzenie tego typu działalności, nie zdaje sobie sprawy z wymogów sanitarnych, jakie trzeba spełnić, by otworzyć przedszkole - zaznacza Marek Lipkowski. - W remont włożyliśmy nie tylko wszystkie oszczędności, ale też wiele serca. Prace wykonano z największą starannością. Całe wyposażenie jest nowe, atestowane. Jak ktoś może zarzucać, że sale są zagrzybione?- zastanawia się.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »