W miniony czwartek (27 października), będąc w okolicy parku przy świeckim OKSiR, nasz Czytelnik zauważył głośno i agresywnie zachowującą się liczną (ok. 30 osób) grupę młodzieży w wieku 14-15 lat. Bardziej zaniepokojony niż zaciekawiony podszedł bliżej, bo uznał, że nie powinien udawać, że nic nie widzi.
- Bili się i to na całego, aż krew się lała - relacjonuje. - Krzyknąłem, aby się natychmiast uspokoili. Udawali, że nie słyszą, choć na pewno słyszeli, bo jeden z nich odpowiedział: "Dziadku, nie wpier... się" - relacjonuje mężczyzna. - Ale wszedłem w środek i uspokoiłem to towarzystwo. Chwilę potem zadzwoniłem na policję. Liczyłem się, że ktoś się pojawi.
Przeczytaj również: Krwawa jatka na ul. Mickiewicza. Ranny mężczyzna w szpitalu
Nie było zagrożenia?
Podkomisarz Tomasz Krysiński potwierdza przyjęcie takiego zgłoszenia o godz. 11.38. - Mężczyzna jednoznacznie stwierdził, że w zasadzie jest już po sprawie i młodzi ludzie rozchodzą się - tłumaczy policjant pełniący obowiązki rzecznika KPP. - Dyspozytor uznał, że w tej sytuacji nie ma konieczności pilnego wysłania radiowozu. Polecił natomiast przyjrzeć się tej okolicy najbliższemu patrolowi.
Zdaniem Czesława Jasińskiego, zapowiadany patrol nie pojawił się. - Faktycznie, było już po bójce i zaczęli odchodzić, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby chociaż ich wylegitymowali - stwierdza.
Po co reagować?
Mężczyzna nie dał za wygraną. Jeszcze tego samego dnia ponownie skontaktował się z dyżurnym. - Zdenerwowałem się, gdy usłyszałem, że patrol nikogo nie skontrolował - podkreśla. - Tak jak myślałem. W ogóle nie przyjechali. Zastanawiam się, czy warto w takich sytuacjach reagować?
Czytaj e-wydanie »