Syberia (Sybir)

Osioł Rufii kręci się przy plebanii. Wokół też inne zwierzęta. Na koniu ksiądz objeżdża lasy przed grzybobraniem, są hucuły, bażanty o kolorowym upierzeniu, paw, jak to paw - dumny
(fot. Fot. Bogumił Drogorób)
Syberia (Sybir)
Nazwa w odniesieniu do rosyjskiej Syberii - nie jest jednoznaczna.Łączono ją z etnonimami "Sabir" i "Seber" określającymi nieznane plemiona Hunów, lub z plemieniem "Suwar" mieszkającym w VI wieku n.e. w środkowym biegu rzeki Irtysz
Syberia jest bowiem w połowie drogi, gdzieś na Mazowszu.
Boczne drogi, boczny wiatr. Świat większych miast na uboczu. Wioski przyklejone do ziemi, nieruchomo. Tylko przyroda fantazjuje. Słońce zmienia barwy lasu, drzewa rzucają cień nim nadpłyną chmury. To jednak tylko chwila. Trzeba ją zapisać, bo zaraz zniknie.
Między lasami ta wieś. Z każdej strony otoczona. Horyzont nimi znaczony. Otworzysz okno i widzisz to samo, czy mieszkasz na początku czy końcu wsi. Lepiej widać z piętra szkoły, najlepiej z wieży kościoła.
Skąd nazwa tej wsi? Miejscowi powiadają, że kto wiedział, znał historię albo legendę, jest już w ziemi, od dziesiątków lat. Przypuszczenie jest takie, że zrodziła się w czasach kongresówki. Być może od Rosjan, być może od ludzi z terenów bliskich. Od strony Rypina, gdzie stacjonował rosyjski garnizon pograniczny, albo od Czumska, Sosnowa, Puszczy. Tam lasy wielkie, zwane puszczą no to i wieś Puszcza. Dalej, to już była Syberia, gdzie Jasiony, za Okalewem, na Kipichy, a może i Bryńsk - jeszcze większa puszcza.
Może i tak było.
Na plac za przystankiem, pętlą umownie zwanym, wjeżdża autobus pekaesu. Kierowca ma czas, rozkłada świeżą gazetę, je drugie śniadanie. W gazecie ma świat i Polskę, ma sport z wyższej półki i lokalny. Zaczyna z góry, od Roberta Kubicy.
Wiadomo, kierowca, kolega po fachu
Po drugiej stronie głównego traktu, bliżej kościoła, uczennice miejscowej szkoły w Syberii czekają na swój autobus. Wracają do domu, do okolicznych wsi. Ale jeszcze mają czas, kierowca czyta gazetę.
- Gdzie jest Syberia?
- Jak to gdzie? Tu!
- Tylko tu?
- Jest i tam, w Rosji. Ale tam, to już Sybir. A u nas Syberia.
Takie luźne rozmowy
Przy wjeździe do magazynu pasz z metalową bramą morduje się starszy człowiek. Brama opada i szoruje po ziemi, to znów wisi nad nią, bo dziury na podjeździe. Wyrównać drogę i bramę dobrze umocować. Takie sobie postawił zadanie. Przejechał klient. Osobowym z przyczepą pełną worków. Ubił trochę podjazd, jedno skrzydło bramy już chodzi jak trzeba.
Dom z tabliczką SOŁTYS. Postać ważna, jak w każdej wsi. Niestety, Jana Grzywińskiego nie ma. Ważne spotkanie w gminie. Ale gospodyni, sołtysowa, wie też sporo. - Mąż już od trzydziestu lat jest sołtysem - mówi pani Barbara i miesza grochówkę.
- Duża ta Syberia? Ile ludzi sobie liczy?
- Może z dziewięćdziesiąt gospodarstw, znaczy się rodzin, ale zaraz sprawdzę - sięga po księgi do kredensu. - Pamięć już nie ta, sześćdziesiąt - spogląda w zapisy.
- Skąd Syberia, ta nazwa?
- Jak tu przyszłam, do męża, tu już była Syberia. Z Płociczna przyszłam. Co ja mogę powiedzieć? Za młoda jestem. Starzy, co wiedzieli, już pomarli.
Grochowa gotuje się akuratnie. Gospodyni pilnuje, smakuje. Uwagę ma podzielną.
- A inni co mówią o Syberii?
Zastanawia się przez chwilę, chochla zawisła nad garnkiem.
- Inni? Z synem trzeba było jechać do szpitala, do Włocławka. Pytają skąd. No to mówię, z Syberii. To oni, że z Rosji nie przyjmują. No to ja, że z Syberii, ale tej, za Rypinem, przed Żurominem. Nie wiedzieli, że jest taka wieś. A to przecież ten sam świat...
Sklepowa Elżbieta Orzechowska od dwudziestu lat w handlu. Od jedenastu w Syberii. W ogólnospożywczym i przemysłowym po części. - Tylko zdjęć mi pan nie robi, bo kijem pogonię - uśmiecha się pięknie, po prostu do zdjęcia. A pogonić mogłaby, przyłożyć kijem też. Czuję, że kompromisu nie będzie.
- Wieś cicha, spokojnie tu się żyje. Nie słyszy się, żeby ktoś, gdzieś, komuś... Spokojnie jest tutaj.
Przed sklepem, ani za, nie ma piwoszy siedzących w kucki, opartych o mur. Nie ma ich tu, przy ogólnospożywczym i przemysłowym po części, nie ma przy monopolowym. Także i z tego powodu spokój. Przynajmniej teraz. Może pojawią się innego dnia?
Po tej samej stronie drogi sklep z pamiątkami, ale nie z Syberii. Dalej, odzież z importu. Anglia, Holandia, Kwiaty - taki baner.
Cmentarz przy drodze na Płociczno. Od wsi na skrzyżowaniu w prawo. Tu miejsce Sybiraków wszystkich, z parafii p.w. Matki Bożej Ucieczki Grzeszników. Z tablic starych nagrobków trudno cokolwiek odczytać. A tam, gdzie kute napisy w kamieniu, niewyraźnie rysują się jedynie daty - z XIX i początku XX wieku. Krzyże kamienne i drewniane. Pochylone nad grobami. Nad jednym z nich ulitował się Chrystus. Jego kamienna figura drewniany krzyż podpiera. Przed wichrem, burzą, piorunami, ludzką niegodziwością.
Kościół - dominuje wielkością i architekturą nad całą Syberią. Nie jest wiekowy. Gdy w 1912 r. dziedzic okalewski Adryan Chełmicki przekazał część swoich dóbr, powstała parafia, cmentarz, zbudowano drewnianą kapliczkę. Dorzucił też drewno na jej budowę. Istniejący dziś, murowany, konsekrował bp Leon Wetmański w sierpniu 1939 r., kilka dni przed wybuchem II wojny światowej. Po wojnie, w 1954 r., świątynię odrestaurowano.
- Skąd nazwa, Syberia?
- Niestety, w zachowanych dokumentach kościelnych nie ma wzmianki na ten temat - mówi ks. Sławomir Krasiński, proboszcz z parafii. Ciekawie natomiast opowiada o zasługach rodu Chełmickich w powstaniu parafii, o współczesności.
- Syberia to specyficzny mikroklimat. Szczególnie bardzo dobry dla astmatyków. Las robi swoje. Dobre powietrze. A zimy tutaj? Nigdzie już nie ma śniegu, a u nas jeszcze długo leży. Po prostu, zima długo trzyma. Jak to na Syberii bywa.
- Grzyby?
- No pewnie! Trzeba iść w las - zachęca.
Zbieranie grzybów dla ks. Sławomira Krasińskiego i grupy młodzieży to cały ceremoniał. Najpierw on wsiada na konia. Leśnymi duktami robi konny wywiad, bo z góry lepiej widać, gdzie grzyby są, a gdzie nie warto jechać. Potem na gwizdek wszyscy wsiadają na rowery i jazda.
- Jedziemy na pewniaka!
W obejściu, przy plebanii, prawdziwa menażeria. Huculskie konie, to wiadomo, do jazdy wierzchem po lesie. Także do hipoterapii. Ozdobne, wielobarwnie upierzone bażanty, paw. Nawet osioł Ruffi jest miłym gościem kapłana.
Jesienny wiatr głaszcze liście brzóz, wplecionych między wysokie sosny i świerki. Niektóre strąca, zabiera z sobą, gdzieś dalej. Wzmaga się i cichnie, trącając delikatnie wierzchołki. Pokazuje siłę i umiar. Bywa bezlitosny i pobłażliwy. Dla drzew, spoglądających z góry na świat, dla człowieka, stąpającego po mchu w syberyjskich stronach.