Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Chojnicach ktoś morduje koty? Mają uszkodzone łapki, przetrącone miednice…

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Ponoć nie ma tygodnia, żeby mieszkający przy ulicy Bytowskiej w Chojnicach nie znajdowali swoich martwych kotów. To najbardziej drastyczne, bo część z nich, jak mówią chojniczanie, ma uszkodzone łapki, przetrącone miednice… - Ewidentnie ktoś poluje na koty. Wiemy nawet kto, a policja z tym nic nie robi. Od ponad roku! - denerwuje się jeden z mieszkańców Chojnic.

Osady bytowskie to zwyczajowa nazwa części Chojnic znajdująca się przy ulicy Bytowskiej. To jednocześnie droga wojewódzka 212. I właśnie tutaj ma grasować morderca kotów.

W Chojnicach giną koty

- W ubiegłym tygodniu sąsiada kot miał złamaną łapę. Znalazł go na jednej z posesji. Jeszcze wcześniej sąsiadki kot zaginął i nigdzie go nie było. Nawet martwego. Nie wrócił – relacjonuje jeden z mieszkańców (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), podkreślając że o sprawie wiedzą policjanci. - W ubiegłym roku dzielnicowy chodził i dopytywał o to wszystkich. I co? Guzik z tym zrobili – denerwuje się mężczyzna.

Tajemnicą poliszynela jest to, że niemal każdy mieszkający przy ulicy Bytowskiej wie, na jakiej posesji znajdowane są poranione koty. Jeśli więc komuś takie zwierzę zginie, idzie właśnie pod ten adres.

- Wszyscy wiedzą, że oni stawiają pułapki na kuny, w które łapią się koty i ich już nie wypuszczają. Jak tak można? - denerwuje się starsza pani (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Rzeczywiście policjanci wiedzą od prawie roku, że na ulicy Bytowskiej giną koty. Sprawę starał się wyjaśnić dzielnicowy.

- Dzielnicowy w rozmowie z jednym z mieszkańców ustalił, że jakiś czas temu słyszał, że dzieci znalazły małego kotka w klatce na kuny. Dzielnicowy dotarł do właściciela klatki, który poinformował go, że od jakiegoś czasu ma problem z kunami, które powodują straty na jego posesji. Właściciel klatki potwierdził, że jakiś czas temu do klatki wszedł mały kotek jego sąsiadów. Kot ten wrócił do właścicieli, cały i zdrowy. Mężczyzna po tym wydarzeniu postanowił już nie wystawiać klatki pomimo strat, które wyrządzają mu kuny – mówi rzecznik prasowy chojnickich policjantów Magdalena Zblewska i dodaje, że w rozmowach z mieszkańcami dzielnicowy nie potwierdził, aby komuś ginęły koty, dochodziło do ich ranienia bądź uśmiercania.

My także udaliśmy się pod wskazany adres. Właściciel nieruchomości nawet się nie wypiera, że stawia łapki na kuny, w które łapią się czasem koty.

- Przecież też jestem człowiekiem i żadnemu kotu nie wyrządziłbym krzywdy. Próbuję poradzić sobie z kunami. To są cwane zwierzęta i jest ich tutaj pełno. Skaczą po maskach samochodów, drapią lakier, przegryzają przewody w samochodach… - wylicza mężczyzna, który mówi, że jest już załamany, bo musiał wymieniać dach z powodu kun. - Naznosiły kur i ptaków, a potem to wszystko gniło. W całym domu był potworny smród. Gdyby pani widziała, jak kuna potrafi wspinać się po ścianie budynku… A ile ich tu jest! To jest jakaś plaga i nikt nam nie chce pomóc, choć sprawę zgłaszałem w wydziale ochrony środowiska w urzędzie miejskim – mówi mężczyzna i dodaje, że jego sąsiedzi też mają problem z kunami.

- Nie ma domu na Bytowskiej, przy którym kuny nie narobiłyby szkód – kwituje i zarzeka się, że jeśli już w ciągu roku złapie się choć jedna kuna, od razu wywozi ją, jak najdalej od miasta. - One są cwane i nieufne. Ciężko je złapać – przyznaje, a jego żona dodaje, że ciężko się żyje z podejrzeniami o zabijanie kotów. - Kiedy jakiegoś niepilnowanego kota rozjedzie samochód, to też jest nasza wina. A gdzie był właściciel? Wszystkie nieszczęścia związane z kotami teraz wpisuje na nasze konto – mówi zdenerwowana kobieta.

Kuna nie jest zwierzęciem pod ochroną. To tak zwane zwierzę dzikie. W Urzędzie Miejskim w Chojnicach zajmują się takimi przypadkami pracownicy Wydziału Gospodarki Komunalnej.

- Nie widzę możliwości pomocy. Problem jest złożony. Nie jest to zwierzę, które jest w przestrzeni naszych zainteresowań, jak pies. Jest to zwierzę dziko żyjące. To, że się komuś zagnieździło oznacza, że miasto ma temu komuś na posesji porządek zrobić? Nie mieliśmy takiego problemu do tej pory. Skarżyli się mieszkańcy, ale każdy walczył z kunami, jak umiał. Montowali odstraszacze dźwiękowe lub zapachowe – mówi dyrektor WGK w Urzędzie Miejskim w Chojnicach Jarosław Rekowski i tłumaczy, że nie wszystkie kompetencje związane z dzikimi zwierzętami zostały wpisane jako obowiązki samorządu. - Pewne czynności wykonuje lekarz weterynarii – kwituje Rekowski, który dodał, że nie jest w stanie pomóc mieszkańcom.

Mieszkańcy pomocy w uporaniu się z panoszącymi się wszędzie kunami nie znajdą też wśród myśliwych. Powód jest prosty – ulica Bytowska to teren miejski i strzelać nie można.

- Nie mamy żadnych prawnych możliwości oddziaływania na zwierzęta dziko żyjące w mieście. Odpowiadamy za szkody, jakie te zwierzęta wyrządzają w uprawach – mówi prezes Koła Łowieckiego Świt Rafał Winiecki.

Kuny w rozumieniu Prawa łowieckiego są zwierzętami dzikimi. Zgodnie z rozporządzeniem ministra środowiska, jeśli zagrażają budynkom użyteczności publicznej lub produkcyjnym, starosta może wydać decyzje o odłowieniu lub odstrzeleniu takiego zwierzęcia. Z kolei odszkodowania za wyrządzone przez dzikie zwierzęta szkody przysługują, ale tylko za utracone korzyści w gospodarstwie rolnym, leśnym lub rybackim. I to nie przez wszystkie gatunki, a jedynie żubry, bobry, wilki, rysie i niedźwiedzie. Na liście nie ma kun.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Chojnicach ktoś morduje koty? Mają uszkodzone łapki, przetrącone miednice… - Dziennik Bałtycki

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska