- Akurat żegnałam rodzinę w Wigilię, gdy podszedł do mnie wystraszony kot. Od razu było widać, że to zwierzak domowy, łasił się do ludzi i nie bał się psa - opowiada Czytelniczka z gminy Pruszcz w powiecie świeckim. - Początkowo myślałam, że to nieznajomy kot z sąsiedztwa, który wybrał się na świąteczny spacer, ale po dwóch dobach ciągle był na moim podwórku, głośno miauczał i pchał się do domu. Wypytałam o niego sąsiadów, umieściłam jego zdjęcie na Facebooku, ale nikt go nie rozpoznał.
- Pewnie ktoś wyrzucił go z samochodu, bo nie miał co z nim zrobić na święta. Mało było takich przypadków? - zasugerowała jedna z sąsiadek naszej Czytelniczki.
- Co miałam począć? Nie miałam serca odwieźć tego kotka do schroniska. Wzięłam go, chociaż mam już dwa koty i psa - mówi Czytelniczka.
Psy pojawiły się pod płotem
- Rok temu w Boże Narodzenie przed moim domem pojawił się pies. Okazało się, że to starsza suczka, która niedawno miała młode - opowiada Czytelnik z gminy Górzno w powiecie brodnickim. - Już dwa razy przygarnąłem takie psy. Nie mogłem wziąć jeszcze suki, ale co wychodziłem na podwórko, widziałem ją przy płocie. W końcu musiałem dać jej jeść, chociaż wiedziałem, że przez to już się od niej nie uwolnię.
Po dwóch dniach Czytelnik przygarnął suczkę. - Potem miałem kłopot - nie ukrywa. - Musiałem ją wysterylizować ze względu na samce. Zresztą obaj trafili do mnie w ten sam sposób: pojawili się pod płotem w okolicach Bożego Narodzenia.
- Ludzie najczęściej wyrzucają zwierzę z samochodu daleko od domu, żeby nie potrafiło znaleźć drogi powrotnej. Czasami porzucają je w pobliżu zabudowań, żeby miało szansę na to, że ktoś się nim zaopiekuje - mówią pracownicy organizacji zajmujących się zwierzętami.
- Takie porzucenia najczęściej zdarzają się w wakacje i w okolicach Bożego Narodzenia. W minione święta też trafiły do nas trzy psy, których nikt z okolicy nie kojarzy. Błąkały się kilka dni, zanim zostały odłowione - mówi wolontariuszka schroniska dla zwierząt w Pruszczu.
Trudno znaleźć sprawcę
Każdy taki przypadek wymaga sprawdzenia.
- Gdy dostajemy sygnał o porzuconym zwierzęciu, wykonujemy dodatkowe działania, które nie są w obowiązku naszym ani schroniska: podjeżdżamy w to miejsce, gdzie zwierzę zostało znalezione. Rozwieszamy plakaty, pytamy okolicznych mieszkańców, czy na pewno go nie znają, czy może ktoś się do tego zwierzęcia nie przyznaje? - mówi wolontariuszka z Pruszcza.
Zwraca ona uwagę na trudności w rozwiązaniu takich spraw: - Zwykle nie ma dowodów i bardzo ciężko jest udowodnić takie porzucenie - mówi.
Jak pokazują badania przeprowadzone przez prof. Marka Mozgawę, jedynie w 1,5 proc. przypadków orzeczenia zapadłe w sprawach o przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt dotyczą porzucenia.
- Specyfika działania sprawców (w ukryciu, w oddaleniu od miejsca zamieszkania, poprzez wyrzucenie z pędzącego auta, itp.) niejednokrotnie sprawia, że postępowanie, nawet jeśli wszczęte, należy umorzyć z powodu niewykrycia sprawcy. W przypadku porzucenia dość łatwo zresztą o linię obrony polegającą na próbie udowodnienia, że zwierzę nie zostało porzucone, ale uciekło. Przykładowo, w Mińsku Mazowieckim oskarżony bronił się w ten sposób, że nie wyrzucił psa z samochodu, a uciekł on przy próbie przełożenia zwierzęcia na inne miejsce w aucie.
Obowiązkowy rejestr psów i kotów
- Aktualnie brakuje skutecznych rozwiązań prawnych, pozwalających na ustalenie właścicieli zwierząt, które zostały porzucone, zaś zachowanie to jest przestępstwem znęcania się nad zwierzętami - przypomina Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop łańcuchom, pseudohodowcom i bezdomności zwierząt”, który opracował projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, tzw. ustawę łańcuchową.
Zgodnie z nim skuteczność w wyłapywaniu sprawców porzuceń ma poprawić obowiązek znakowania psów i kotów, przy jednoczesnej rejestracji w centralnej bazie danych. Taka baza zwierząt domowych funkcjonuje już w 24 państwach członkowskich. Do jej utworzenia obliguje Polskę rozporządzenie Parlamentu Europejskiego z 2023 r.
