Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwia Chutnik: - Nie trzeba wszystkim dookoła udowadniać, że jest się Matką-Polką

Rozmawiała Katarzyna Hejna
jest matką 8-letniego Brunona
jest matką 8-letniego Brunona Ania Grzelewska
- Nie trzeba wszystkim dookoła udowadniać, że jest się super-mamą, Matką-Polką. Można dać sobie więcej luzu - rozmowa z Sylwią Chutnik, pisarką, społecznicą, prezeską Fundacji MaMa, laureatką Paszportów Polityki 2008 (literatura). W 2010 roku dostała Społecznego Nobla za dotychczasową działalność na rzecz matek.

Anarcho-feministki nie lubią dzieci - tak wynika ze stereotypów. A ty masz już 8-letniego synka. Jak odnalazłaś się w nowej rzeczywistości?
- To było planowane dziecko. Pomimo więc, że gdy rodziłam miałam 23 lata i byłam dość młodą, to jednak na tyle dojrzałą osobą, że wiedziałam, że macierzyństwo wiąże się z pewnymi "wyrzeczeniami" - jakkolwiek groźnie to brzmi. Po porodzie musiałam na przykład zrezygnować z chodzenia na każdy możliwy punkowy koncert.
Wśród moich znajomych, w środowisku anarchistyczno-feministycznym byłam jedną z pierwszych mam. I ze strony części koleżanek nie otrzymałam psychicznego wsparcia.
Jeszcze kilka lat temu w polskim feminizmie nie było miejsca na macierzyństwo. Posiadanie dzieci "śmierdziało prawicą". Jeśli któraś rodziła dziecko, a wcześniej była aktywna, to znaczyło, że "wymiękła", przeszła na "złą stronę mocy". To było takie faux-pas. Bo feministka nie może urodzić dziecka. To wiązało z zajęciem się kwestiami, które nie są polityczne czy społecznie zaangażowane. Było takie myślenie - "z tą panią nie pójdziemy na demonstrację, bo jest matką". Czułam się tak, jakbym nagle musiała włożyć przymusową, mentalną podomkę.
Po kilku latach, podczas rozmów okazywało się, że część koleżanek bała się dziecka, mnie w tej nowej roli. Nie wiedziały, jak mają do tego podejść.
Przez te 8 lat sporo się zmieniło i wiele z tych dziewczyn też urodziło dziecko. Okazało się, że można je wychowywać i robić to, co do tej pory. I teraz coraz częściej dziewczyny rodzą dzieci i mówią: "Ej, rośnie nam nowe pokolenie feministek!" Macierzyństwo staje się atutem.

Jesteś kobietą aktywną - piszesz książki, felietony, bloga, działasz w fundacji. Jak łączysz te role z opieką nad dzieckiem?
- Dużo dał mi punk-rock rozumiany jako działanie oddolne. Ja, dziewczyna "z ulicy" mogę sobie podejść do ministra i rozmawiać z nim o nowych ustawach i nie ma w tym poczucia "poddaństwa", hierarchii. Punk-rock różni się od piosenek, które mówią, że jesteś piękna i wspaniała. Daje za to "powera", moc. I poczucie własnej wartości.

Czego nauczyło cię macierzyństwo?
- To nie jest tak, że macierzyństwo mnie czegoś nauczyło. To ja się nauczyłam przez wychowywanie Brunona. Taka wiedza nie jest dana w pakiecie z dzieciakiem. Kobieta sama musi się w tym odnaleźć. Nie jest tak, że wychodzisz ze szpitala i myślisz: "Mój Boże, wiem już to i to". I niestety wiele matek, zwłaszcza małych dzieci, miota się, nie wie, jak się nim zajmować. Ja też nie od razu nauczyłam się robić pięć rzeczy na raz - mieszać jedną ręką w garnku, a drugą robić coś zupełnie innego. Oprócz ogarniania czasu, logistyki dnia codziennego, nauczyłam się większej odpowiedzialności, ustalania priorytetów.
Dlatego też czułam przepaść między koleżankami, z którymi organizowałyśmy akcje, demonstracje - że siedzimy na tych nieustających spotkaniach, dyskusjach, z których nic nie wynika. A ja mam tylko dwie godziny i w tym czasie musimy zmieścić się ze wszystkim. Jednak szybko okazało się, że właśnie tyle czasu wystarczy, żebyśmy przygotowały akcję.
Ale trzeba też dać sobie luz. I prawo do bycia "rozmemłaną" w podomce. To też jest OK. Nie trzeba wszystkim dookoła udowadniać, że jest się super-mamą, Matką-Polką. Łatwo wpędzić się w nadaktywność.
Nauczyłam się też, że może wzruszyć przedstawienie 3-latków w przedszkolu. Nagle okazało się, że płaczę, gdy taki maluch mówi wiersz (śmiech).

Dołącz do galerii z okazji Dnia Matki!

Z okazji Dnia Matki fundacja, której prezesujesz zaplanowała happening "Nie róbcie z nas balona". O co wam chodzi?
- Co roku organizujemy happening by pokazać jakie są realne problemy matek w Polsce. Tym razem wskażemy na bariery architektoniczne. Byłyśmy na Placu Na Rozdrożu (to jeden z najważniejszych w Warszawie węzłów komunikacyjnych - przyp. aut.) pięć lat temu, gdy zakładałyśmy fundację i alarmowałyśmy, że krawężniki są za wysokie. Przez te lata nic się w tym miejscu nie zmieniło. To takie drobiazgi życia codziennego, których jednak nie dało się do tej pory usunąć - zmieniają się kolejne rządy, władze samorządowe, a te bariery zostają. Mamy dość ciągłych obietnic bez pokrycia i robienia nas w balona!
Jakie są najpilniejsze sprawy do załatwienia w Polsce związane z macierzyństwem?
- Weszła w życie tak zwana ustawa żłobkowa, która miała pomóc rodzicom godzić życie zawodowe i prywatne. Szybko okazało się jednak, że gminy muszą ponosić 50 procent kosztów za jej wprowadzenie. I wiele miast podniosło opłaty za żłobki. A rodziny, których dochód na jedną osobę wynosi ponad 2800 zł, muszą płacić pełną stawkę, która wynosi ponad 1200 zł.
Istotna jest też kwestia rynku pracy. Kobiety nadal są zwalniane po powrocie z urlopu macierzyńskiego i wychowawczego. Prawo jest w Polsce dobre ale musimy zmienić świadomość pracodawców.
Kolejna sprawa to niska ściągalność alimentów. Często zgłaszają się do nas samotne matki, które wiedzą, gdzie mieszkają ich byli mężowie, a mimo to komornik nie jest w stanie wyegzekwować od nich pieniędzy.

W przypadku rozwodów dzieci częściej zostają z matkami niż z ojcami. Czy kobiety lepiej opiekują się dziećmi?
- W trzy czwartych spraw, które do nas trafiają dziecko staje się kartą przetargową między rodzicami. Nie wiem kto lepiej się nim opiekuje. Biologia nie ma nic do tego, a zwykle jedna i druga strona ma "coś za uszami". Jest też pytanie, które jest nierozstrzygalne - czy lepiej być z rodzicem, który jest lepiej sytuowany ekonomicznie, a takim najczęściej w Polsce jest tata, bo to mężczyźni zarabiają więcej od kobiet, czy też dziecko powinno zostać z osobą, z którą jest najbliżej związane? A w naszym kraju model aktywnego ojca nadal nie jest powszechny. I właśnie w takich sytuacjach potrzebne są mediacje. To nie fundacja i nie sąd powinny rozstrzygać, kto ma zajmować się dzieckiem.

Czy jesteś zwolenniczką prawa kobiet do aborcji?
- Uwielbiam, gdy kobiety rodzą dzieci. Jeśli któraś z koleżanek zachodzi w ciążę mamy niekończącą się imprezę! (śmiech). Natomiast nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy żeby nakłaniać kogoś do rodzenia. Jestem za prawem kobiet do samostanowienia o sobie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska