- Byłoby łatwiej, gdyby razem z dzieckiem można było pochować miłość, zakopać ją w tym ciemnym, strasznym grobie - cichym, pełnym bólu głosem opowiada Barbara. - Ale po pogrzebie trzeba ja zabrać ze sobą do domu i dalej żyć. I to jest właśnie najgorsze.
Kobiety, które straciły dziecko mówią, że żałoba matki nigdy się nie kończy. Barbara smakuje jej od dziesięciu lat. I przekonuje, że to najbardziej gorzki ze wszystkich smaków świata. Najgorsza jest pustka, której nie da się niczym zapełnić, nic już nie cieszy, od kiedy świat pękł na pół. Po jednej stronie zostało pełne barw i życia "kiedyś", po drugiej nie ma nic. No, może poza czekaniem na kolejne spotkanie z synem, który gdzieś tam na nią czeka. - Nie ma słów, którymi można opisać ból, który się czuje patrząc na swoje dziecko w trumnie, ten ból nie słabnie, nie daje normalnie żyć.
Syn Barbary miał 25 lat, kiedy przegrał walkę z chorobą. Pochowała go dziesięć lat temu. Według teorii, które można wyczytać w grubych i mądrych poradnikach psychologicznych dziś już powinna inaczej patrzeć na świat. Powinna dostrzegać jego jasne barwy, zacząć cieszyć się drobnymi przyjemnościami, śmiać się, planować kolejny dzień. Bo przecież czas leczy rany. Tak mówią.
- Widocznie nie wszystkie - płacze matka. - Ta nie chce się zagoić. Jedna śmiercią odebrano mi wszystko. Nie jestem matką, nie będę teściową, babcią. Nie mam już domu. Bo przecież nie jest nim to puste mieszkanie, bez zapachu, bez radości, bez świąt..
Pustka może szczelnie wypełniać całą przestrzeń. Wchodzić w najodleglejsze zakamarki każdego pokoju. Jest zachłanna, zaborcza. Zabiera wszystko. Całą radość życia, sens kolejnych dni. - Nie potrafię się modlić, czuję zbyt duży żal, nie mogę zrozumieć, dlaczego Bóg zabrał mi wszystko co miałam, dlaczego tak mnie skrzywdził? - głos Barbary drży.
Trzęsą jej się ręce więc kurczowo zaciska je w pięści. To jedyne co może zrobić, żeby nie zwariować z bólu. A przecież, gdyby nie ta śmierć, tymi rękoma mogłaby przytulić swoje dziecko. Wciąż je tak bardzo kocha....