Za tydzień, w Niedzielę Palmową wierni będą słuchać w kościołach o wjeździe Jezusa z Nazaretu do Jerozolimy. Tak zacznie się Wielki Tydzień, zwieńczony Zmartwychwstaniem. W gościnnych progach toruńskiego kluby „Od Nowa” od soboty można zrobić sobie powtórkę z Ewangelii w rytmie rock opery. „Jesus Christ SuperStar” od samego początku wzbudzał kontrowersje i choć od premiery na Broadwayu minęło już ponad pół wieku - emocje nie opadły.
Tym większe brawa dla zespołu Teatru Muzycznego w Toruniu za podjęcie tematu i to w czasie Wielkiego Postu.
Czy ten spektakl szokuje? Nie, ale odbiera oddech.
Po kolei jednak: oto mamy przez dwie godziny przeżyć ostatnie siedem dni z ziemskiego życia Jezusa cieśli z Nazaretu. W sumie to niczym nie wyróżniający się młody mężczyzna, tyle, że chodzi za nim chmara - moglibyśmy ze staropolska powiedzieć - czerń - ludzi. W inscenizacji Agnieszki Płoszajskiej to oni właśnie mają na sobie czarne ubrania i tatuaże. Do tego wyglądają jakby wpadli wprost z Gay Pride. Dla kontrastu Annasz, Kajfasz i kapłanka odziani są na biało.
Czarni mogą przerażać, a w rzeczywistości serca mają na dłoni; ratują kobietę z dwójką dzieci; bezdomni? uchodźcy? Biali, w imię praw, odrywają dzieci od matki, a usta mają pełne frazesów.
Jest oczywiście Judasz i Piotr, który zaprze się Jezusa już niedługo. I Maria Magdalena, zakochana bez pamięci w Jezusie - mężczyźnie. Miłość ladacznicy do idola najbardziej boli Judasza. Nie może się pogodzić z tym, że jego guru nie słucha wiernego do kwadratu, a łaskawym okiem patrzy na tę, która niegodna jest mu stopy obmywać. Rośnie w nim, niczym rak, niezgoda. Chce być „świętszy od papieża”, więc musi przywódcę (?) zrzucić z piedestału, choćby za cenę zdrady swojego ideału.
Zanim jednak złoży na skroni Jezusa ostatni pocałunek, ten w ogrodzie Getsemani będzie wadził się z Bogiem; nie chce być pionkiem na wielkiej szachownicy, by jednak ostatecznie poddać się wyrokowi. Dokona się.
Historia znana jak świat długi i szeroki, a jednak opowiedziana w toruńskim spektaklu z kilkoma innymi perspektywami, zabiegami.
Jak biały pył rozsypywany nad głowami ludzi. Popiół ze Środy Popielcowej? „Biała dama” kokainowa - religia jak opium dla ludu?
A koce termalne, które odwrócone na złotą stronę przykrywają stół podczas ostatniej wieczerzy? Złote, a skromne.
I jeszcze Judasz, w brokatowym wdzianku i gatkach pląsający z anielicami - więc trafił do nieba? Tropy, pytania, niepewność. Wątpię, więc wierzę.
Aktorsko to niełatwy spektakl, dużo scen zbiorowych, tańca i wręcz kaskaderskich popisów na rurze - zespół Teatru Muzycznego wykonuje je jakby od niechcenia, z perfekcją świadomości swoich możliwości. Jest w 100 procentach w każdej scenie, każdym songu.
Wchodząc dostaliśmy słuchawki, można było skorzystać z jednego z trzech kanałów - zielony oznaczał , że słuchamy tego, co oglądamy; niebieski - techno; czerwony - jakieś gadu gadu (co miało być sygnałem dla aktorów, że coś idzie nie tak) - wszystkie paliły się na zielono. Brawa i okrzyki podziwu wybuchały co chwilę.
A tytułowy Szatan to Rafał Szatan w roli Jezusa (ponownie w TM po roli Fabiana w „Excentrykach”); Marta Burdynowicz w roli Heroda jest niczym domina z mokrego snu sado-maso.
Idźcie na ten spektakl koniecznie, zróbcie sobie rekolekcje: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (św. Jan Apostoł).
