Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześciolatek w szkole

Kamila Mróz [email protected]
Fot. sxc
W przyszłym roku do pierwszej klasy mogą pójść już sześciolatki. Jednocześnie do przedszkoli będą musiały zostać przyjęte wszystkie pięciolatki. Czy nasz region jest przygotowany na te zmiany?

Czy zatem w przedszkolach starczy miejsc dla młodszych dzieci? I czy szkoły będą przygotowane na przyjęcie sześciolatków?

Szykuje nam się kolejna reforma oświaty. Za kilkanaście lat maturzyści będą o rok młodsi, więc o rok młodsi, niż obecnie, będą też magistranci.

Zmiany idą od dołu - wszystkie sześciolatki za trzy lata pójdą do pierwszej klasy. W okresie przejściowym - czyli od września 2009 r. i w 2010 r. - o tym, czy sześciolatek znajdzie się w przedszkolu, czy w szkole zdecydują jego rodzice. Tym samym już od następnego roku szkolnego prawo do przygotowania przedszkolnego uzyskują wszystkie pięciolatki.

Nie jest zwolenniczką
Czy przedszkola i szkoły będą przygotowane na nagłe przyjęcie nieokreślonej liczby dzieci?

Anna Kłobukowska, dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta w Toruniu nie jest zwolennikiem posyłania sześciolatków do szkoły. Skoro jednak takie rozwiązanie ma być przyjęte (projekt zmiany ustawy oświatowej znajduje się w Sejmie), to... - Uważam, że korzystniej byłoby, gdyby ten proces został rozciągnięty na dwa lata, zamiast trzech - mówi. - Przez trzy lata należy spodziewać się ciągłego problemu z określeniem, ile miejsc potrzebujemy dla sześciolatków w pierwszych klasach. Decyzję bowiem podejmą rodzice. Trudno więc powiedzieć, ile pomieszczeń wyremontować, w jaki sposób je wyposażyć, ilu przygotować nauczycieli. Moim zdaniem lepiej byłoby wprowadzanie reformy opóźnić o rok, a w kolejnym roku wprowadzić już obowiązek nauki szkolnej dla sześciolatków.

Niedobór pierwszaków
Gminy muszą zatem przygotować się na pełne 100 procent realizacji planu, a więc tak, jakby wszyscy rodzice zdecydowali się na posłanie swoich sześcioletnich dzieci do szkoły. Z drugiej strony, dla wszystkich sześciolatków powinny być zapewnione także miejsca w przedszkolach. Dla przykładu, w przyszłym roku w Toruniu będzie 1688 sześciolatków. W oddziałach zerowych w szkołach gmina musi dla nich przygotować jeszcze 526 miejsc.

Jak jednak wynika z informacji wydziału, w Toruniu w 2009 roku tylko niewielki procent rodziców zdecyduje się posłać dzieci do szkoły. Powyżej 90 proc. rodziców deklaruje, że ich pociechy pozostaną w przedszkolach. W tej sytuacji dodatkowe klasy pierwsze nie powstaną, a nieliczne sześciolatki zostaną włączone do planowanych klas pierwszych. W wielu toruńskich szkołach jest bowiem niedobór pierwszaków.

- Gdyby mimo wszystko okazało się, iż do pierwszych klas idzie duża grupa sześciolatków, to zamiast oddziału zerowego uruchomimy dodatkową klasę pierwszą - mówi o toruńskich planach Anna Kłobukowska.

Na nowe etaty pedagogiczne i niepedagogiczne gmina musiałaby mieć około pół miliona zł.

W Toruniu kosztem trzylatków
- W tej sytuacji nie jesteśmy w stanie określić ile będzie miejsc w przedszkolach dla dzieci młodszych, bo cały czas musimy być skupieni przede wszystkim na tych dwóch rocznikach: na pięcio- i sześciolatkach - przyznaje szefowa toruńskiej oświaty. - Jest więc wielce prawdopodobne, że w Toruniu zabraknie miejsc dla trzy i czterolatków, zwłaszcza, że od kilku lat nie wszystkie zapisane dzieci dostają się do przedszkoli. Miasto stara się to zmienić.

W ciągu ostatnich dwóch lat o 443 zwiększyła się liczba miejsc w toruńskich przedszkolach. Od września ma wzrosnąć o kolejne 170. - Liczymy, że będą one głównie dla dzieci trzy i czteroletnich - ma nadzieję Anna Kłobukowska. - Modernizujemy przedszkola publiczne nr 1, 3 i 11, co da nam po jednym dodatkowym oddziale w każdym budynku. W "piątce" i "dziewiątce" chcemy urządzać kuchnię i spowodować, żeby można w nich było przyjmować dzieci na dziesięć godzin, a pięciogodzinnym opiekę zapewnią szkoły w pobliżu.
Pomieścimy wszystkich

Marian Sajna, który Urzędzie Miasta w Bydgoszczy odpowiada za oświatę mówi: - Teoretycznie musimy założyć, że wszystkie sześcioletnie dzieci w przyszłym roku pójdą do klasy pierwszej. W związku z tym musieliśmy też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mamy gdzie je umieścić. Na szczęście, uda nam się to bez większego kłopotu.

Dyrektor sądzi, że w dużych miastach jest z tym łatwiej, z tego względu, że po okresach wyżu demograficznego znajduje się w nich wiele szkół, w których są wolne miejsca.

Klasy dla najmłodszych dzieci należy jednak odpowiednio wyposażyć, m.in. w dywany oraz krzesła i stoły przystosowane do maluchów. Część szkół w Bydgoszczy jest już na to przygotowana, w izbach lekcyjnych są wykładziny, a w budynkach osobne toalety dla najmłodszych i odrębne świetlice. Niektóre placówki trzeba będzie doposażyć i dostosować. Według szefa bydgoskiej oświaty pieniądze na to znajdą się w budżecie. Chociaż nie ukrywa: - Liczymy, że dodatkowe środki jednak do nas napłyną, bo takie były deklaracje minister Katarzyny Hall.

Sprawę poniekąd rozwiązuje także inna deklaracja minister edukacji, zgodnie z którą oddziały przedszkolne przy szkołach mogłyby zostać przekształcone w klasy pierwsze.

Bydgoszcz - miejsca dla dzieci z mista
W tym roku w klasach pierwszych w mieście nad Brdą uczy się 2723 pierwszaków, w 125 oddziałach, sześciolatków jest niewiele mniej - 2771, pięciolatków podobnie.
Gdyby okazało się, że do pierwszej klasy tłumnie pójdą wszystkie dzieci sześcioletnie, to potrzebni będą także nauczyciele - co najmniej 95. Część obecnych może uzyskać uprawnienia do nauczania najmłodszych, dyrektor wyliczył więc, że ostatecznie trzeba by zatrudnić około 40 nowych.

- Obecnie mamy sześć tysięcy nauczycieli. Przy takiej liczbie czterdziestu dodatkowych nie stanowi problemu, zwłaszcza że stale musimy być przygotowani na różne niespodziewane sytuacje, jak wcześniejsze odejście pedagoga na emeryturę czy urlop zdrowotny - mówi.

Marian Sajna nie chce się godzić, żeby proponowane przez ministerstwo zmiany odbyły się kosztem dzieci najmłodszych, czyli trzy i czterolatków, dla których może zabraknąć miejsc. Jak sobie z tym poradzić? - Naszym obowiązkiem jest zabezpieczenie miejsc w przedszkolach dla dzieci z Bydgoszczy - odpowiada.
Co oznacza, że kłopot mogą mieć mieszkańcy gmin przyległych do miasta, np. Osielska i Białych Błót, którzy często pracują w mieście i wygodniej im, aby ich dziecko uczyło się w bydgoskim przedszkolu.

We Włocławku szlaki przetarte
Bożena El-Maaytah, naczelnik Wydziału Oświaty, Sportu i Turystyki w Urzędzie Miasta we Włocławku spotkanie w sprawie reformy edukacji planuje zaraz po Nowym Roku.
- Szlaki już trochę przetarliśmy, bo mamy oddziały przedszkolne przy szkołach - mówi.

W tym roku we Włocławku jest 48 klas pierwszych i 26 "zerówek" przy podstawówkach. Liczebność poszczególnych roczników jest mniej więcej taka sama - pięciolatków - 1006, a sześciolatków - 1044.

Tak, jak pozostałe miejscowości również Włocławek potrzebne pieniędzy na przystosowanie szkół dla sześciolatków. Najtrudniejsze, zdaniem pani naczelnik, może być utworzenie odrębnych świetlic dla dzieci najmłodszych, choć wiele placówek w tym mieście już takowe posiada.

- Potrzebne będą jeszcze nowe etaty, na które - mam nadzieję - dostaniemy dotację - mówi szefowa włocławskiej oświaty.

Włocławek w miarę potrzeb zwiększa liczbę miejsc w przedszkolach - w tym roku dodatkowo utworzono ich 100. Nie wiadomo jednak czy w przyszłym starczy ich dla trzy i czterolatków. Podobnie jak w Toruniu, także w tym mieście reforma może odbyć się więc kosztem dzieci najmłodszych.

- Po Nowym Roku zrobimy dogłębną analizę nowej sytuacji, ale moim zdaniem poradzimy sobie z nią - dodaje pani naczelnik.

Bożena El-Maaytah jest zwolenniczką wcześniejszego posłania dzieci do szkoły. - Może dlatego, że znam to z autopsji. Mam już dorosłe dzieci, ale - tak się złożyło, że edukację rozpoczynały wcześniej, za granicą. Jestem z tego zadowolona. Nie widzę przeszkód, aby podobnie, stopniowo, stało się także w Polsce. Ale zaznaczam, że powinno to być wsparte środkami na dostosowanie szkół do sześciolatków - twierdzi szefowa włocławskiej edukacji.

Brodnica się nie boi
Na reformę nie narzeka też Anna Kupczyk, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta w Brodnicy. Do tej pory, w przeciwieństwie do większych miast, wszyscy zainteresowani brodniccy rodzice znaleźli w przedszkolu miejsce dla swoich dzieci.

- Nasze miasto znajduje się w komfortowej sytuacji, bo mamy ponad 60 proc. pięciolatków objętych wychowaniem przedszkolnym i 100 proc. sześciolatków. Jest też baza - mówi Anna Kupczyk. - W takim razie, przy zapewnieniach ministerstwa, że klasy pierwsze sześciolatków mogą być w przedszkolach, problem nam się rozwiązuje. Nie musimy zatem martwić się też o doposażenie klas w szkole,
przynajmniej na ten pierwszy rok.

W Brodnicy nie tylko pięcio- czy sześciolatki, ale także licznie trzy i czterolatki korzystają z bezpłatnej opieki pięciogodzinnej w przedszkolach. Teraz w tym mieście jest 14 oddziałów klas pierwszych oraz pięć oddziałów zerowych w szkołach, nie licząc grup dla sześciolatków w przedszkolach. Brodnicki wydział oświaty spokojnie czeka więc na deklaracje rodziców.

Nam to się opłaca
- Poza tym finansowo gminom to się bardzo opłaca, ponieważ na dziecko przedszkolne nie otrzymujemy żadnych pieniędzy z budżetu państwa, a w momencie, kiedy sześciolatek uzyska status ucznia, to dostaniemy na niego subwencję - mówi naczelnik oświaty w Brodnicy. I dodaje: - Moim zdaniem reforma jest dobrze pomyślana, ponieważ od dwóch, trzech lat tworzy się mniej klas pierwszych niż jeszcze kilka lat temu. Po klasach szóstych, których było więcej, zwalniają się pomieszczenia, będą więc miejsca dla dodatkowego rocznika. Trzeba tylko doposażyć szkoły.

W wielu mniejszych miejscowościach do noweli reformy oświaty podchodzi się z dystansem. - Na razie nie robiliśmy żadnych konkretnych analiz. Poczekamy na przyjęcie ustawy, jeśli zostanie przyjęta, to się tym zajmiemy - mówi Zdzisław Gawroński wójt Czernikowa (powiat toruński).

W Czernikowie już w tej chwili brakuje izb lekcyjnych, więc włodarz, przypuszcza, że może być problem z pomieszczeniem w szkole dodatkowych dzieci. Jego zdaniem reformę lepiej zniosą małe szkoły wiejskie, bo przyjmą stosunkowo niewielką liczbę sześcioletnich pierwszaków.

Decyzję podejmie rodzic
Na poczynania ministerstwa sceptycznie patrzą w przedszkolach. Jolanta Węder - dyrektor publicznego przedszkola nr 5 w Toruniu mówi: - W Polsce edukacją przedszkolną objętych jest niewiele dzieci, bo tylko trzydzieści parę procent i te dzieci pewnie również w szkole sobie poradzą. Co z pozostałymi? Tymi chodzącymi tylko do obowiązkowej zerówki? W przedszkolach przygotowujemy się do zmian poprzez udział w kursach dokonywania diagnozy przedszkolnej. Ta diagnoza niewiele będzie różniła się od obserwacji pedagogicznej, której poddawane są dzieci. Poza tym, że dojdzie badanie określające poziom przygotowania dziecka do szkoły. Jednak nauczyciel nie będzie mówił rodzicowi czy dziecko ma iść do szkoły, czy też nie. Jego zadaniem jest tylko poinformowanie rodzica o wynikach diagnozy. Decyzję o wcześniejszym posłaniu lub nie posłaniu dziecka do pierwszej klasy podejmuje rodzic.

Pani dyrektor mówi, że generalnie rodzicom nie podoba się pomysł skracania wieku przedszkolnego dzieciom, ze względu na nieprzygotowanie szkoły dla najmłodszych. Jej zdaniem dobre jest to, że rodzice sami mogą wybierać kiedy dziecko ma opuścić przedszkole i, że mają na to trzy lata.

- Ta decyzja powinna być przemyślana i wynikać z obserwacji rozwoju swojego dziecka i rzeczywistej oceny stopnia jego przygotowania do szkoły, a nie z zachowań innych rodziców, na zasadzie sąsiadka posyła, to ja też postąpię podobnie - radzi Jolanta Węder.

Ania idzie do szkoły
Z tego, co mówią nasi rozmówcy wynika, że Iwona Kamińska z Torunia jest wyjątkiem. Jej córka ma teraz cztery lata. Od września jej mama pośle ją do zerówki, a gdy Ania będzie miała sześć lat prawdopodobnie pójdzie już do szkoły. Iwona pilnie przygląda się zachowaniu swojej córki i wierzy w to, że Ania poradzi sobie w szkole. - Poza tym poproszę rodziców o pomoc przy odbieraniu mojego dziecka ze szkoły, więc nie będzie musiało czekać w świetlicy aż skończę pracę - mówi. - Osoby, które nie mieszkają w tej samej miejscowości, co ich rodzina, mogą opóźnić pójście dziecka do szkoły m.in. dlatego, że po kilku godzinach lekcji nie będzie miał kto nim się zająć. W przedszkolu dzieci są pod fachową opieką przynajmniej do godziny 16.00 - uważa Iwona Kamińska.

Rodzice obawiają się, że w szkołach ich maluchy będą narażone na zaczepki starszych uczniów, zwłaszcza tam, gdzie funkcjonują zespoły (czyli podstawówka i gimnazjum).

Maluchy będą oddzielone
W Toruniu zespoły szkół są w tych szkołach, gdzie funkcjonują klasy sportowe albo integracyjne. - W większości dotyczy to dużych obiektów, i segmentami, mniejsze dzieci można oddzielić od młodzieży, choć oczywiście nie jest to pełne rozdzielenie. Zresztą, proszę powiedzieć, co teraz zrobić z tymi ogromnymi budynkami? Poza tym w najmłodszych klasach nie ma dzwonków to nauczyciel decyduje, kiedy robi przerwę - mówi Anna Kłobukowska, dyrektor magistrackiego wydziału edukacji. W Brodnicy jest jeden, ale za to potrójny (razem z liceum) zespół szkół. Każdy typ szkoły ma jednak swój oddzielny segment i boisko, wspólna jest część administracyjna i sala gimnastyczna.

Ministerstwo edukacji wymaga od szkół, aby dla młodszych dzieci przynajmniej miały osobne świetlice. Czy jednak w niewielkiej wiejskiej szkole będą warunki, aby je utworzyć?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska