Starosta Jarosław Tadych przyznał ostatnio szczerze, że ma duże obawy o szkolnictwo zawodowe. Na przykład w powiecie sępoleńskim potrzebnych jest teraz ok. 200 osób do pracy w zawodzie: szwaczka, stolarz i tapicer.
Ale problemy są dwa. Po pierwsze, młodzi wcale się nie garną do tych zawodów, bo zarobki ich nie satysfakcjonują. I starosta przyznaje, że gdy porówna się miejscowe pensje do tych np. za granicą, to różnica nie jest korzystna. Po drugie, samorząd choć chce współpracować z firmami w sprawach dotyczących szkolnictwa, to nie zawsze może.
Dlaczego? Wystarczy przykład - Gabi Bis, firma, która chce podwoić zatrudnienie i otworzyć z powiatem w jednej ze swoich starych hal na ul. Starodworcowej warsztaty - coś w rodzaju centrum edukacyjno-zawodowego. Niestety, są przeszkody.